Autor: Markus Zusak
Tytuł: "Złodziejka książek"
Przełożyła: Hanna Baltyn
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2008
Stron: 496
Wiek: od 14 lat
Skuszona
recenzją Basi Pelc z Czytelni postanowiłam przeczytać "Złodziejkę książek" Markusa Zusaka.
Zdążyłam już zauważyć, że cieszy się ona dużą popularnością, ponieważ wygarnęłam ją z biblioteki "spod lady" (czyli dopiero co oddana), a przedłużając telefonicznie wypożyczone książki na kolejny miesiąc usłyszałam, że tę jedną muszę oddać szybciej, bo już ktoś o nią pytał i czeka w kolejce na wypożyczenie.
Początki czytania nie były łatwe. Rwana fabuła, strzępki zdań, projekcja przez punkt widzenia Basi nie zachęcały do czytania. Ale z powodu kolejnego chętnego do czytania, postanowiłam zmobilizować się i skończyć lekturę na czas. I poszło dużo szybciej - jedno świateczne popołudnie wystarczyło.
Zastanawiałam się wcześniej, co o Holokauście, bo pod takim hasłem można znaleźć tę pozycję, może napisać młodszy ode mnie człowiek żyjący na drugim końcu świata.
Może napisać dużo i ... zaskakująco pięknie. Ale czy dokładnie o Holokauście tego nie jestem już taka pewna.
Jest to obraz II wojny światowej widziany oczami dziecka i z perspektywy życia w hitlerowskich Niemczech, życia na prowincji choć niedaleko Monachium.
Trochę z początku denerwowały mnie wtręty narratora, a jest nim śmierć. W jakim celu one są, zastanawiałam się. I dlaczego śmierć mówi o sobie w rodzaju męskim? W języku niemieckim śmierć - Tod - jest rodzaju męskiego, ale czy to nie są przypadkiem słowa autora? Dziwne, bo w oryginale książka została napisana po angielsku. Zresztą nie czepiajmy się szczegółów...
Początkowo, do momentu kiedy wciągnęła mnie fabuła, miałam wrażenie, że taki sposób opowiadania byłby bardziej przyjazny młodemu, nastoletniemu czytelnikowi. Te rwane zdania, wypowiedzi skierowane bezpośrednio do czytającego, hasłowe przedstawianie sytuacji to takie działające na wyobraźnię, myśłałam. Młodzi lubią niedopowiedzenia... Kiedy jednak akcja powieści rozkręciła się na dobre, a ja zatopiłam się w niej, naszło mnie skojarzenie z dziełem elektronicznym. Nie mam pojęcia, czy coś takiego ktoś już wymyślił (bardzo to możliwe), ale myśli śmierci, wybieganie w opowiadaną przyszłość, zapowiadanie mających pojawić się wkrótce postaci, bardzo dobrze by się sprawdziło w książce, w której są tzw. bookmarki (hyperlinki) przenoszące nas w konkretne miejsce do innej części fabuły powieści. Taka unowocześniona wersja dla współczesnych czytelników, dla tych może mniej cierpliwych, którzy chcieliby od razu sprawdzić co się będzie działo dalej...
A drugie moje spostrzeżenie po przeczytaniu książki jest takie, że jeśli ktoś będzie chciał przenieść ją na ekran, to ma prawie gotowy scenariusz.*** Jest napisana bardzo "filmowo" - aż prosi się o sfilmowanie. Wprowadzająca krótko do każdego rodziału śmierć - to głos słyszany zza ekranu; bardzo plastyczne obrazy przedstawiające dzieje Liesel, jej przybranych rodziców, przyjaciela Rudy'ego i sąsiadów; muzyka - papa Liesel gra na akordeonie; barwy i barw widzenie przez wrażliwą na piękno dziewczynkę. Przed oczami stawały mi gotowe obrazy gdy czytałam tę powieść.
Dlaczego uważam, że nie do końca jest to powieść o Holokauście? Otóż jest on tylko elementem przedstawionych dziejów. Ważnym, wzruszającym, ale to nie jest temat główny.
Myślę, że o temacie swej opowieści mówi dobrze sama śmierć:
"Dużo rzeczy miałbym do powiedzenia złodziejce książek, i o ludzkim pięknie, i o ludzkiej brutalności. Ale czyż sama tego wszystkiego nie wiedziała? Chciałem jej powiedzieć, jak stale mi się zdarza nie doceniać ludzkiej rasy albo ją przeceniać. Najgorzej ze sprawiedliwą o c e n ą. Chciałem ją zapytać, jaki sposobem te same rzeczy mogą się wydawać równie obrzydliwe i równie wspaniałe, dlaczego te same opowieści bywają równie wstrętne i równie cudowne."
Markus Zusak namalował niezwykły obraz tego, jaka wojna może być okrutna dla wszystkich; dla tych którzy ją wywołują i dla tych którzy ją wygrywają. Patrząc na historię II wojny światowej z naszej, mam na myśli polskiej, pozycji geograficznej widzimy krzywdę i zdradę z dwóch stron. Wojnę wygraliśmy, ale zostaliśmy politycznie pokonani. Na terenie Polski mieściły się obozy koncentracyjne, w których w komorach gazowych zginęło wiele narodowości (o tym też jest tutaj). Czujemy się pokrzywdzeni w, ośmielę się twierdzić, najwyższym stopniu.
Ale wojna nie toczyła się tylko w Polsce. Mathausen i Dachau nie leżały i nie leżą w naszych granicach. Żydom zgotowano Kryształową Noc właśnie w Niemczech. Tutaj zaczął swój trupi pochód Hitler. Tutaj też cierpieli dobrzy ludzie. Dlatego wcale się nie dziwię, że Niemcy również uważają się za pokrzywdzony naród (chcę tu uciąć ewentualne dyskusje pseudopolityczne - wszystko zależy od tego, w jaki sposób chcą, aby im tę krzywdę wynagrodzić).
Chciejmy to zauważyć.
"Czuję się egoistą, wciąż opowiadająco sobie, o sobie, o sobie. O moich podróżach, o tym co widziałem w 1942 roku. Z drugiej strony, jesteście ludźmi, więc obsesja na punkcie własnej osoby nie powinna być wam obca. (...)
Wiele się napodróżowałem tego roku, z Polski do Rosji, z Rosji do Afryki i z powrotem. Możecie powiedzieć, że stale odbywam takie wyprawy, ale trzeba przyznać, że rasa ludzka od czasu do czasu przechodzi sama siebie. Powstaje wówczas nadprodukcja martwych ciał, a wraz z nimi i dusz. Wystarczy parę bomb. Mogą też być komory gazowe albo zmasowany ostrzał artyleryjski z obu stron. Jeśli to nie załatwia ostatecznie sprawy, i tak pozbawia ludzi dachu nad głową i środków do życia. Bezdomni idą za mną sznurem, kiedy przemierzam ulice zbombardowanych miast. Błagają, bym zabrał ich ze sobą, nie zdając sobie sprawy, ile mam tu prawdziwej roboty. I na was przyjdzie czas - pocieszam ich, nie odwracając głowy. Czasem korci mnie, żeby powiedzieć: "Nie widzicie, że i tak się ledwo wyrabiam?", ale powstrzymuję się od tego. Skarżę się w milczeniu, pracując dalej. Są lata, kiedy ciała i dusze nie sumują się, lecz mnożą.
ROK 1942 W SKRÓCIE
1. Zdesperowani Żydzi - ich dusze na moim
podołku. Siedzimy na dachu tuż obok
dymiących kominów.
2. Radzieccy żołnierze - bez amunicji,
odbierający ją tym kolegom,
którzy giną w okopach.
3. Mokre trupy na wybrzeżach Francji
- wyrzucone na żwir lub piach."
(podkreślenie moje).
I jeszcze cytat, który pokazuje, że Zusak zna prawdę historyczną:
"Szczerze mówiąc (wiem, że strasznie się wyżalam), wciąż nie mogłem sobie emocjonalnie poradzić ze Stalinem, który pod hasłem drugiej rewolucji mordował swój własny naród.
A po nim przyszedł Hitler.
Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. Stoi ci nad głową i powtarza do znudzenia: "Zrób to, zrób to". Więc pracujesz dwa razy cieżej. Robisz, co ci każą. Ale szef nigdy ci nie dziękuje. Żąda coraz większych wysiłków."
A jak wyglądały Niemcy w 1942 i 1943 roku?
"Zmierzch trzydziestego maja.
Jestem pewien, że Liesel Meminger spała jak suseł, podczs gdy ponad tysiąc bombowców zbliżało się do miastwa zwanego Kolonią. Dla mnie oznaczało to zabranie pół tysiąca ludzi czy coś koło tego. Pięćdziesiąt tysięcy żywych bez dachu nad głową błąkało się pośród upiornych gór gruzu, próbując zlokalizować swoje nieistniejące domy."
"27 LIPCA 1943
Michael Holtzapfel został pochowany,
a złodziejka książek czytała matce w żałobie.
Alianci zbombardowali
Hamburg. Mam szczęście,
że posiadam nadprzyrodzoną moc.
Nikt inny nie zdołałby
zebrać czterdziestu pięciu tysięcy dusz
w tak krótkim czasie.
Nawet gdyby żył przez milion lat."
Te liczby przerażają. Około 40 tysięcy mieszkańców Hamburga zginęło podczas tylko jednego nocnego nalotu dywanowego aliantów. Druga strona, żeby zniszczyć przeciwnika, uderzała w największe miasta (
Kolonia, Hamburg, Monachium,
Drezno), siedziby przemysłu, fabryk, węzłów komunikacyjnych ... i ludności. Czy na pewno znamy dokładnie wszystkie karty tej historii?
Po wybuchu II wojny światowej moja babcia została wywieziona na przymusowe roboty za Berlin. Gdyby zginęła podczas jednego z takich nalotów, nie byłoby mnie na tym świecie.
Teraz, gdy w naszej globalnej wiosce stale słyszymy o konfliktach, nic nie jest tylko białe i czarne. Często niesiemy pokój na karabinach, prawda? A w tym pokojowym pochodzie umiera cywilna ludność. Ginie, bo nie jest w stanie się obronić.
Dlatego myślę, że "Złodziejka książek" to bardzo ważna pozycja w ukazaniu dwoistości wojny. Nie skupiajmy się na lakonicznych informacjach, one są, ale prawdziwe życie tuż obok nas, dużo bardziej nas powinno interesować. Jego bohaterami są ludzie tacy jak my. Wojna widziana oczami dziecka też wygląda inaczej niż z perspektywy dorosłego - czasem jest przypadkowym świadkiem przyciszonych, wieczornych rozmów dorosłych, ma swoje zabawy i zainteresowania, jak to dziecko, ale ono też myśli i czuje, kocha i nienawidzi, boi się i stara się być odważne. Myślę, że Zusak bardzo trafnie oddał cechy niedojrzałych uczuć i ten świat.
Jest tu wiele wzruszających fragmentów - kiedy Liesel i Rudy rozsypują okruchy chleba na drodze przemarszu Żydów do Dachau, kiedy matka Liesel śpi i modli się z akordeonem przy piersiach. Są zadziwiające momenty - kilka tygodni spędzonych przez dziewczynkę przy łóżku ukrywanego Żyda - Maxa - spędzonych na czytaniu ciężko choremu, nieprzytomnemu, śpiącemu człowiekowi. Czy słowa, książki mają aż tak wielką moc by uzdrawiać? Myślę nad tym... To przejaw miłości, obecność i troska, one tu są.
A czy Hitler jest pokazany jako biedny człowiek, który pogubił się w swoich planach? Nie sądzę. Jest taki fragment w tej powieści, gdzie widzimy rysunek czlowieka, który uczesał się na inną stronę niż inni, dodał sobie wąsik i wykorzystał kilka słów, które porozsiewał po Niemczech. Tak w lapidarnym skrócie wygląda przemyślany plan. To przemyślana alegoria - w ten sposób zdobywa się władzę i rząd dusz - to obraz człowieka, który umiejętnie wykorzystując SŁOWA potrafił z dobrze zapowiadającego się demokratycznego państwa Republika Weimarska, wydobyć takie elementy, które obróciły świat do góry nogami. W żadnym wypadku nie jest tu usprawiedliwiany, wręcz można wyczytać nienawiść do niego, którą wyraża wiele postaci tej powieści.
A czy Niemcy lubią palić? Nie wiem, może coś w tym jest...
Polecam, naprawdę warto przeczytać.
*** no tak, film już powstał; nic o tym, pisząc te słowa, nie wiedziałam...