czwartek, 28 lutego 2013

Polska wg. Większego

Większy K. zaznacza na kartce z konturami Polski morze, góry, niziny, jeziora, rzeki, potem miasta Warszawę, Kraków, Poznań. W końcu pyta o inne miasta, więc wymieniam: Koło, Konin, Łódź, Lubiatowo, Łeba, Toruń i żeby było trochę śladów w innych regionach Polski: Lublin, Zakopane, Jelenia Góra. Po jakimś czasie okazuje się, że wszystkie rzeki na mapie K. uchodzą do Zatoki Gdańskiej więc zaczyna od nowa z bardziej prawidłowym biegiem rzek.
Zazanczył już większość miast i w końcu pyta:
- A ta Koziołkowa Góra?

środa, 27 lutego 2013

Poranne przemyślenia Większego K.

Większy K. jedzie do przedszkola. Nagle pada pytanie:
- Mamo, a dlaczego jak się budzę w sobotę rano i świeci słońce, to nie muszę myć oczu?


Tło: w tygodniu pracy od poniedziałku do piątku, codziennie rano po przebudzeniu, ubraniu, sikaniu, Większy K. myje oczy. Jednym paluszkiem oczywiście :)

wtorek, 26 lutego 2013

Mam przyjaciela...

Chciałam gorąco polecić wszystkim czytającym rodzicom serię książeczek Mądra Mysz o tytule rozpoczynającym się od słów "Mam przyjaciela...".
Ponieważ odczuwam bardzo duży sentyment do miejsca, skąd Karolkowy zbiór pochodzi, parę słów o tym.

Naszą ciągle powiększającą się kolekcję książek z tej serii zaczęliśmy zbierać mieszkając jeszcze w Poznaniu. Niedaleko nas, w pasażu, po kilku latach pustostanu zadomowiła się niesamowita Księgarnia Poznańska. W tej chwili już jej tam nie ma, nie ma jej też w kolejnym miejscu gdzie była, ale szukając informacji w internecie znalazłam notkę, że w marcu księgarnia otworzy się w nowym pasażu przy ulicy Św. Marcin.
Właścicielom, prowadzącym księgarnię życzę wszystkiego najlepszego i dużo powodzenia! Pamiętam, że księgarnię prowadziła Pani z synem, lub dwoma synami, i organizowała ciekawe spotkania, szczególnie dla dzieci. Na jedno z nich ściągnęliśmy z drugiego końca miasta 6-letnią miłośniczkę Cecylki Knedelek, no ale na autorskie spotkanie kto by nie chciał przyjechać?!
Księgarnia z powodu niekorzystnych warunków lokalowych (nieogrzewane pomieszczenie) wyprowadziła się niedługo po nas, jeszcze przed zimą.Właścicielka zastanawiała się jak to będzie, bo już jedną zimę przetrwali w tych warunkach i widocznie było bardzo ciężko, skoro drugiej zimy już ich tam nie było. Trudno to stwierdzić, jak wchodzi się tylko na chwilę, czy to dłuższą czy krótszą...

Pamiątką po tej niesamowitej przygodzie z księgarnią jest kolekcja zapoczątkowana przez zakupy właśnie w niej. Kolekcja jest dość obszerna, mamy prawie wszystkie części, ale dziś napiszę kilka słów tylko o trzech pozycjach, które to Karolki wyciągnęły w zeszłym tygodniu ze swojej półki.

Bohaterami książeczek jest chłopiec lub dziewczynka, czasem mamy dwójkę słuchaczy, którzy zostają zaproszeni przez swego dorosłego przyjaciela do poznania tajników jego zawodu. Treść zaciekawi nawet starsze dziecko. 
                                    

Ralf Butschkow "Mam przyjaciela pilota"
Tłumaczył: Bolesław Ludwiczak
Ilustrował: Ralf Butschkow
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2008
Stron: 24
Wiek dziecka: 3+

W książeczce „Mam przyjaciela pilota” poznamy prawie wszystko, co wiąże się z podróżowaniem, samolotami i lotniskiem. W jaki sposób wygląda odprawa, jak załadowywane są bagaże podróżnych, kiedy i jak uzupełniany jest na pokładzie catering, co tankują samoloty, jak wygląda kabina pilotów i jak działają systemy pokładowe. Zaglądamy nawet do wieży kontrolnej. O, jak dobrze mieć takiego przyjaciela! Dziecko pozna fachowe słownictwo i to, że międzynarodowym językiem w lotnictwie jest angielski. Ilustracje w tych książeczkach są bardzo pobudzające wyobraźnię i ciekawe. Czasami dzieje się na nich więcej niż by człowiek przypuszczał. Trzeba tylko ze spokojem się im przyjrzeć. Dla bardziej dociekliwych i zainteresowanych dodam, że ilustracje zostały zadaptowane do polskich, a konkretnie poznańskich, realiów. Wystarczy przyjrzeć się rejestracjom samochodów czy nazwom ulic. To chyba efekt tego, że wydawnictwo pochodzi z Poznania :)

Ralf Butschkow "Mam przyjaciela policjanta"
Tłumaczył: Bolesław Ludwiczak
Ilustrował: Ralf Butschkow
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2010
Stron: 24
Wiek dziecka: 3+

Tomek policjant zaprasza Pawła, swojego małoletniego sąsiada, do odwiedzenia go na komisariacie. Dzień spędzają razem w towarzystwie policjantki Mariolki, realizując przydzielone im zadania. Dziecko poznaje specyfikę pracy na komisariacie, a za chwilę rusza do pierwszego zadania tego dnia - zabezpieczenia miejsca wypadku. Mamy jeszcze okazję poznać bliżej pracę policji przy zgłoszeniu kradzieży z włamaniem, zabezpieczaniu śladów na miejscu oraz pościgu, który prowadzi patrol rowerowy. Sprawców udaje się ująć. Po południu jesteśmy drogówką i wyłapujemy kierowców przekraczających dozwoloną prędkość. Odwiedzamy komisariat wodny i zabezpieczamy manifestację na ulicach miasta. Na koniec patrolujemy autostradę z helikoptera. Czy można się dziwić, że mali chłopcy marzą o tym, by zostać policjantami?



Ralf Butschkow "Mam przyjaciela kosmonautę"
Tłumaczył: Bolesław Ludwiczak
Ilustrował: Ralf Butschkow
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2012
Stron: 24
Wiek dziecka: 3+

Sąsiadem Ani i Pawła jest Jurek-kosmonauta, który przygotowuje się do swojego pierwszego lotu. Dzięki zaproszeniu rodzeństwo ma okazję poznać jego pracę. Do czego służą satelity, jak zbudowana jest rakieta, z czego składa się skafander, jak wygląda praca w pomieszczeniu kontroli lotów, co to jest prom kosmiczny - w jaki sposób wylatuje w przestrzeń kosmiczną, a w jaki powraca na Ziemię. Jakie zadania mają promy kosmiczne na orbicie i czy łatwo funkcjonuje się w stanie nieważkości. Dziecko pozna tutaj takie detale, o których, podejrzewam, nawet dorośli nie mają pojęcia. Czy wiedzą Państwo w jaki sposób załatwiają się w kosmosie kosmonauci? Poznamy historię lotów kosmicznych z jej najbardziej rozpoznawalnym obrazem - zdjęciem powierzchni Księżyca oraz ludźmi, którzy pierwsi postawili na nim stopę, ale też dowiemy się o planach związanych z promami kosmicznymi.

Ta seria to wiedza w pigułce.
Polecam ją między innymi też z tego powodu, że cena względem wartości edukacyjnej jest naprawdę korzystna. Można zapoczątkować zbiór jakiemuś dziecku w ramach prezentu bez narażania się na dziurę w portfelu. 7,90 PLN. A znakiem tego, że to wartościowa seria niech będzie informacja, iż na najnowszych egzemplarzach wydanych w zeszłym roku, na okładkach znalazło się logo kampanii "Cała Polska czyta dzieciom".

Przeczytane nie raz lecz opisane po raz pierwszy w ramach wyzwania "Odnajdź w sobie dziecko".
Dobranoc :)

Pod łóżkiem i nie tylko

Dziś w nocy zbierałam Małego O. spod łóżka.
Zasnęłam z Większym K. i gdzieś w środku nocy obudziło mnie "Bum" i krzyk "Mamaaaaa!!!". Wyskoczyłam, wpadam, patrzę - leży na podłodze. Zorientowałam się, że jest pod łóżkiem więc przytrzymując Go żeby główką nie uderzył w ramę, wyciągnęłam Go za nogi.
Zastanawiam się, jak On to zrobił, że znalazł się pod łóżkiem....?


Aha, od niedzieli jest Buzzem Astralem. Podczas gdy w sobotę był kowbojką Jessie.

piątek, 22 lutego 2013

Podsumowanie ślimaka

Wczoraj w drodze powrotnej do domu, w radiu nadal najgorętszym tematem był ślimak z okolic Rokietnicy. Zrobiłam głośniej, bo dzwonili słuchacze i mówili, co myślą o ręcznym zbieraniu ślimaczków i całym tym zamieszaniu.
Większy K., jedząc jabłko, podsumował akcję tymi słowy:
- I tak im ucieknie.

czwartek, 21 lutego 2013

Ślimak, ślimak pokaż rogi


Za zdjęcie dziękujemy Wikipedii.

Okazuje się, że mieszkamy w bardzo medialnym ostatnio zakątku Wielkopolski. Medialnym ekologicznie. Wszystko za sprawą poczwarówki jajowatej.
Tłumaczyłam Większemu K. dziś rano po drodze do przedszkola, co to znaczy, że jakieś zwierzątko zostało wpisane do Czerwonej Księgi Zwierząt. (O czym dowiedziałam się, przyznam szczerze bez bicia, dziś rankiem z Radia Merkury.) A tu za pasem rozpisany przetarg na ręczne zbieranie populacji ślimaka, którego największy okaz mierzy 3 mm. Zbieracze mają wyzbierać, z tego co pamiętam, 1% tego, co tam się na tych łąkach wylęga, czy może raczej ślimaczy… Eksperci ze środowisk naukowych przestrzegają, że takie przenosiny mogą doprowadzić do wytrzebienia gatunku. Chronionego! Skrajnie zagrożonego.
A ja się pytam: gdzie była Czerwona Księga jak projektowano i zatwierdzano przebieg tej nieszczęsnej trasy S11 ?!!! Zamknięta w sejfie na cztery spusty? Przecież jak ktoś projektuje coś, to powinien sprawdzić wszystko w tej lokalizacji. Dlaczego, jak zwykły obywatel ma zamiar wybudować cokolwiek, to musi udowodnić, że nie jest wielbłądem, ale jak przychodzi do inwestycji, które mają służyć ogółowi społeczeństwa to wielokrotnie spotykamy niedbalstwo?! Ciśnienie mi rośnie. Czy to pierwszy taki przypadek? Czy nie można było sprawdzić, czy w tej lokalizacji nie żyje jakiś inny mamut, którego trzeba chronić?!!!
… tylko spokojnie…. wdech wydech…
Otóż powiedziałam dziecku, że żyją tutaj ślimaczki, które są chronione, i że są takie zwierzęta, które są wymienione w Czerwonej Księdze, i to są zwierzęta którym grozi wyginięcie, jest ich mało na świecie i że trzeba o nie dbać i  je chronić.
Większy K. zadał na to pytanie:
- A ślimaki deszczowe?
- Ślimaki deszczowe nie. Widzisz jak ich dużo po deszczu jest. I jak spacerujesz to często je depczesz. Nie ma obawy, tych jest dużo.


poniedziałek, 18 lutego 2013

W poszukiwaniu wiosny

W sobotę przed południem Karolki wyruszyły na poszukiwanie wiosny.

Karolki poszły do swojego ulubionego lasku; tam powinny być jakieś ślady!

Szukali, szukali... aż znaleźli nieśmiałe oznaki nadchodzącej nowej pory: to czerwone, młode listki w trawie: 

Niestety, za dużo tych śladów nie było, więc Karolki wolały pobawić się w chowanego:


 To ich ulubiona zabawa w tym lasku. Latem nie jest taka komfortowa, bo sosenkowe igły kłują w gołe rączki.

Tymczasem poszukiwaniem wiosny zajęła się mama Karolków. Oto co znalazła:


I dobitny dowód na budzenie się nowego życia w "naszym lasku" - ten dowód znamy z poprzedniego przedwiośnia:


Na koniec Większy K. zatrzymał się i długo nie chciał dołączyć do początku wycieczki. Stał i patrzył, bo jak stwierdził:
Tam jest taki ładny widok...


Porównując nasze ślady wiosny, ze śladami NorthernSky, można by pomyśleć, że mieszkamy za kołem podbiegunowym. Jakaś ta przyroda taka porostowa i rachityczna... tylko reniferów brakuje...
Ale jak przypomnę sobie, co robiłam dokładnie 10 lat temu, a mianowicie wyleciałam do Londynu dwumiesięczny secondement, to pamiętam, że już na początku lutego idąc rano do pracy mijałyśmy przydomowe ogródki z kwitnącymi krokusami. I to było niesamowite, bo w tym czasie w Polsce przywaliło 20 stopni poniżej zera.

niedziela, 17 lutego 2013

Pyry

Od wczoraj chodzę trochę, przepraszam bo to mało powiedziane, zajebiście połamana. Nie wiem co mi pikło, strzykło, czy cóś, ale ledwo łażę...
Leżę sobie więc i odpoczywam i słyszę jak na dole Karolki z Tatą Obe oglądają "Traktora Toma". Jak znam życie to Tata już drzemie...
Przyszli do mnie jakieś pół godziny temu, Większy K. miał w miseczce obraną mandarynkę podzieloną na cząstki. Przykolegował się do tego interesu Mały O. Wyciągnął jedną cząstkę, obejrzał i podał żebym mu obrała "kólke".
Ja na to, że skórka jest bardzo zdrowa.
A Mały O. na to: - Pyly tes.

A zdjęcia z wczorajszego naszego spaceru w poszukiwaniu wiosny może jutro?

piątek, 15 lutego 2013

Jacyś Tacy

Kuzyn Karolków, o dwa lata starszy od Większego K., miał etap, w wieku bodajże 3 lat, kiedy w Jego życiu pojawiły się Kukuludy i Bangulidy. Jak Go podpytywałam kto to są Kukuludy, mówił że to są niedobrzy ludzie. Podejrzewam, że kojarzył ich z ludźmi, którzy pojawiali się przy nim w szpitalach czy przychodniach. No i nie byli dla dziecka mili, bo robili Mu badania, zastrzyki, interwencje chirurgiczne.

Większy K., będąc mniej więcej w tym samym wieku, miał Uszina i Bekuna. Twierdził, że są samotni. Tyle udało mi się z Niego wyciągnąć. Czy się z nimi identyfikował, nie wiem.

Czekam z niecierpliwością, czy wokół Małego O. pojawią się jacyś tacy. Na razie nikogo nie ma.

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynkowa Paczka

Dostałam nietypową walentynkową paczkę.
Trochę edukacji w tym dniu nie zaszkodzi.
Proszę - przekażcie dalej.

„Walentynkowa Paczka" jest ogólnopolską akcją społeczną.


Tożsamość Małego O.

Mały O. tydzień temu zmienił tożsamość. Teraz nazywa się Gloria.
To efekt madagaskaru.

U Większego K. pojawiły się na przedramieniu malunki symbolizujące przyciski na skafandrze Buzza Astrala.

W jakim ja świecie żyję?..

środa, 13 lutego 2013

"Księga dżungli"

Księga dżungli
Tłumaczenie: Małgorzata Fabianowska
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 1995
Stron: 112
Wiek dziecka: 5-9 lat

Zdjęcie okładki pochodzi z następującego źródła:

"Księga dżungli" Wydawnictwa Egmont z 1995 roku oparta jest na bajkowej ekranizacji wytwórni Walta Disney'a i ilustrowana obrazkami z tego filmu. To propozycja dla młodszych dzieci w wielu 5-9 lat.
Nie widziałam tej ekranizacji, ale podejrzewam, że jako film animowany, treść oryginalnej książki została mocno dostosowana do wieku odbiorców.

"Księga dżungli" to historia chłopca o imieniu Mowgli, który jako niemowlę zostaje znaleziony na brzegu rzeki przez panterę Bagirę. Oddaje ona dziecko pod opiekę stada wilków, które staje się jego rodziną - braćmi i siostrami. Bagira zostaje opiekunką i przewodniczką Mowgliego w dalszych przygodach.
Kiedy w okolicy pojawia się groźny tygrys Szir Kan zwięrzeta decydują, że chłopca należy odprowadzić do ludzkiej wioski, gdzie jest ogień (którego tygrysy się boją) i gdzie będzie bezpieczny.
Mowgli nie chce opuszczać dotychczasowych przyjaciół i rodziny. Jest uparty, nie boi się niczego i nie chce słuchać swojej przewodniczki.

W drodze spotyka pytona Kaa, który próbuje go porwać, ale z opresji ratuje go Bagira. Nie ostatni raz zresztą. Napotyka na stado słoni, wśród których znajduje się słoniątko - razem bawią się, ale przywódca stada nie chce mieć wśród swoich podwładnych człowieka. Nakazuje Bagirze zabrać Mowgliego.
Wkrótce chłopiec poznaje niedźwiedzia Balu, który jest wreszcie towarzyszem idealnym do zabawy. Ich sielskie życie zostaje zakłócone przez małpy, które porywają chłopca do króla małp mieszkającego w pałacu, w głębi dżungli. Dzięki podstępowi Balu, Mowgliego udaje się wyciągnąć z rąk małp.
Ostateczna walka o życie chłopca rozgrywa się między tygrysem a niedźwiedziem.
Mowgli trafia w końcu do ludzkiej wioski i zostaje tam z własnej woli, mimo początkowej niechęci.

Czytając książkę dziecku dość frapujące było wytłumaczenie mu zależności panujących między dzikimi zwierzętami, dlaczego tak groźne zwierzę jak pantera słucha większego od siebie słonia?

Po przeczytaniu tej "Księgi dżungli" zapałałam chęcią poznania pierwowzoru i powrócenia do próby podjętej mając lat... hmmm...10, 12? Ale wówcza była to książka w wydaniu dorosłym i przyznam się, nie dotarłam do końca. Chyba nawet nie dotarłam do środka.

Przeczytane w ramach wyzwania: "Odnajdź w sobie dziecko".

wtorek, 12 lutego 2013

Rok 1989

O świcie jadę samochodem do pracy. Większy K. został w domu, bo smarka się i pokasłuje. Boję się, żeby nie wykluło się z tego coś gorszego.
W radiu mówią, że dziś rocznica urodzin Ray'a Manzarka. Urodził się w 1939 roku. Sprawdziłam skąd ma takie nazwisko, bo spory kawałek drogi zastanawiałam się nad tym. Wikipedia mówi:
"Rodzice Helena i Raymond Manczarek, oboje będący dziećmi emigrantów z Polski, od najmłodszych lat dbali o muzyczne wykształcenie ich syna, ucząc go gry na pianinie."
No tak, i już trochę jaśniej.
W 1989 miał 50 lat. Niedużo. Przed oczami mam film o The Doors z Valem Kilmerem w roli Jima Morrisona, i (faktycznie to był on) agentem Cooperem w roli Manzarka ;)
Potem widzę kolegów z LO, którzy w 1990 roku wyglądali jak żywie kopie Morrisona.

Czas płynie nieuchronnie...


Da capo al fine? - post bardzo osobisty

DaCapo blog zamknięty.

W chwilach kiedy miałam czas na myślenie, a nie mam takich chwil wiele w moim życiu, oj nie (hehehe),
nachodziły mnie przemyślenia, że nazwa bloga to jego nomen omen.
A może nawet nomen omen życia autorki - przeprowadzka, na koniec 2012 roku znowu przebłyski zmian i rozpoczynania od początku?
Na pewno nazwała go świadomie. Czy pamięta po co go założyła, jakie przyświeca Jej motto?
Pożegnałam ją słowami:
"Wracaj DaCapo;)"
Lubię niejednoznaczność wypowiedzi.

Będę tęskniła za Jej pięknymi zdjęciami, za bezpośrednimi wypowiedziami, za delikatnością, za pomysłowością. Za wyczuciem... Za intuicją.
O tak!
To może jeszcze słowo na wtorek:
Kasia napisała, że rok 2103 będzie rokiem blogerów wydających książki.
- Zimno, a teraz ś.p. Chustka.

Wyczuła w pewnym momencie, że uzależniłam się od Jej pisania. Uzależnienie osłabło, bo technologia nie pozwala, hi hi.
Nie mam szans na dopracowanie wizualne moich pomysłów - nie mam po prostu na to czasu. Nawet jak jestem w domu. Niestety. Spisuję zatem tylko przefiltrowane przez czas i ciążące mi nieustępliwie myśli.
Praca Etatowa ogranicza kreatywność, ale daje poczucie stabilności.

Czego i Tobie Kasiu życzę!

piątek, 8 lutego 2013

Rodzina pierwotna

Wczoraj i dzisiaj poczułam się jak członek rodziny pierwotnej.
Wszyscy w jednym legowisku.

W środę byłam służbowo wydelegowana do Warszawy. Wyjazd 6.28, z powrotem na miejscu - na dworcu 20.30. Wystarczył jeden pełny dzień Małego O. z Tatą Obe i już w nocy wołał, że Tata ma przyjść do Niego. Przy okazji dobił do nas Większy K. i tym sposobem na łóżku o wymiarach 90 x 200 cm mieściło się ciało rodziny pierwotnej o wymiarach: 185 cm, 173 cm, 120 cm i 105 cm (a jest to tylko jeden wymiar!)
Dziś w nocy to samo, zdążyłam tylko ustalić, czyt. wynegocjować, że idę spać do innego pokoju. Zgarnęłam więc K. pod pachy, wyniosłam do pokoju, po czym legliśmy razem i zasnęliśmy.

Jakiś czas temu miałam wyrzuty sumienia, że moje dzieci nie są przyzwyczajane do spania w osobnych pokojach. W poprzednim naszym mieszkanku spaliśmy w jednym pokoju - my-rodzice na łóżku, a obok w łóżeczku mały jeszcze wtedy Większy K.
Mały O. ponad 2 lata życia spał w wózku - całe szczęście, że była to dość duża spacerówka. Nie dał się inaczej uśpić, i tak już spał całą noc. Krótko przed zeszłoroczym wyjazdem nad morze, Babcia U. przeniosła go do łóżeczka. Utrwaliło mu się to spanie, gdy spał w łóżeczku turystycznym.

A teraz z kolei ma fazę zasypiania na dużym łóżku ze mną. I jak w nocy wyczuje, że nie leży tam gdzie zasypiał, woła "Ja tam" i gramoli się między szczebelkami...

W okresie między świętami a nowym rokiem, korzystając z pobytu u dziadków i czasu wolnego ekstra, zaczęłam czytać "Wychowanie przez czytanie".
Oto, co znalazłam we wstępie (podniosło mnie na duchu, nie powiem):

"Dzisiejsza cywilizacja jest dla dzieci niezwykle stresogenna: osamotnione od niemowlęctwa (oddzielne łóżeczko i pokój, pozostawiane w żłobkach, samotne w domach), zmuszane do bezruchu i uczenia się bezsensownych dla nich przedmiotów, oddane na pastwę mediów, które karmią je przerażającymi treściami. Mózgi dzici dostosowują się wreszcie do tych wynaturzonych warunków, ale często za cenę zdrowia emocjonalnego".
* Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska: "Wychowanie przez czytanie". Świat Książki, Warszawa 2011, 10.

niedziela, 3 lutego 2013

Dla...

Jako podziękowanie :)
Zanim przyjdzie wiosna, zanim rozkwitnie lato.
Niestety nie można poczuć ich zapachu...

Egzemplarze ze szkółki Męża. Te najbardziej ulubione przeze mnie


i w moim ulubionym kolorze



A smutna dygresja  jest taka, że jak przyjdzie sezon prac, to Karolki Taty już za dużo nie zobaczą. A ja męża....niestety........
Czy piękno wymaga takiego poświęcenia?

piątek, 1 lutego 2013

40 km/h

Jak wygląda sytuacja drogowa w Polsce.
Otóż wygląda tak. Rano jadąc do pracy mijam odcinek drogi, może 500 metrów, z którym ma się krzyżować droga szybkiego ruchu "S ileś tam" (te 5,5 km co nie zostało jeszcze pobudowane).  W zeszłym roku, we wsi poprzedzającej i następującej po tym odcinku zrobiono drogę, rozjazdy, piękne chodniki, światła, przejścia dla pieszych. No ale ten nieszczęsny odcinek pozostał niezrobiony i ma się coraz gorzej.
Wczoraj rano, tuż przed wjazdem do wsi za tym odcinkiem ostro hamowałam, bo zorientowałam się że samochód przede mną już to zrobił, a ja po ciemku nadal wypatrywałam miejsc, które mam omijać, więc przed siebie nie patrzyłam. Na prawym pasie stały dwa samochody. Paręset metrów dalej tuż za zatoczką autobusową na chodniku jakiś uprzejmy pan, o godzinie 6:20, zmieniał koło od samochodu pomagając młodej pani.
Między tymi dwoma punktami minęłam jeszcze dwa samochody z lewej strony, które stały na chodniku na awaryjnych światłach.
Przed oczami ujrzałam twarz Męża, który rano żegnając się obdarzył mnie wyjątkowo przeciągłym spojrzeniem. Pomyślałam tylko "O Boże... mogłam to być ja..."

Ale to, co zobaczyłam jak wracałam po południu było piękne. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko.

Odcinek "został odznaczony" znakiem zakazu przekraczania prędkości 40 km/h.

Kochani Synkowie,
mam nadzieję, że jak dorośniecie to sytuacja drogowa w Polsce ulegnie poprawie ;)
Mama
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...