poniedziałek, 29 lutego 2016

Świnka jest dobra na wszystko

Autor: Neville Astley, Mark Baker
Tytuł: "Kiedy spada gwiazda"
Ilustracje pochodzą z bajki animowanej pod tym samym tytułem
Wydawnictwo: Media Service Zawada Sp. z o.o.
Liczba stron: 24
Wiek dziecka: od 3 lat



Autor: Neville Astley, Mark Baker
Tytuł: "Ulepimy bałwana"
Ilustracje pochodzą z bajki animowanej pod tym samym tytułem
Tłumaczenie: Monika Kiersnowska
Wydawnictwo: Media Service Zawada Sp. z o.o.
Stron: 24
Wiek dziecka: od 3 do 6 lat

Świnka Peppa jest bezkonkurencyjna. Zajmuje się tematami kosmicznymi i przyziemnymi. Rodzice Pepki i George'a są niezwykle otwarci i niekonwencjonalni. Potrafią już po położeniu dzieci spać nagle pozwolić im na wyjście w kurtkach na dwór by poobserwować nocne niebo, a nawet, wyruszyć do Dziadków, by korzystając z dziadkowj lunety przyjrzeć się bliżej ciałom niebieskim... Ciekawa jestem ilu rodziców byłoby w stanie tak zrobić? Bo siebie o to nie podejrzewam, niestety. No, chyba, że spowodowane byłoby to jakimiś niezwykłymi okolicznościami...

Wyjście na śnieg, by nacieszyć się świeżym białym puchem i ulepić bałwana jest dużo bardziej przewidywalne. Wiadomo, dzieci powinny się ciepło ubrać. Trochę zabawy w ślady, trochę rzucania śnieżkami i można przejść do głównego zadania. A gdy bałwan powstanie, ubrać go w czapkę i szalik należące do ... Tatusia.

Zazdroszczę świnkom beztroski i wiecznego zadowolenia. Też bym chciała tak rozwiązywać problemy, być wiecznie pogodną, łagodną dla dzieci i pobłażliwą dla męża. Czy to możliwe? Chrum.

Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "Dziecinnie..." na blogu "Czytelnia" Basi Pelc, 
- "Gra w kolory II" i "Cztery pory roku" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,
 

Uwielbienie



- Mamuniu kochana, masz taką mordę jak Milka!


Gdyby ktoś nie wiedział jak wygląda TA Milka to zamieszczam zdjęcie:

Teraz już wiadomo, jak wyglądam...

Oprócz  tego, że mam mordę jak M., to chciałabym donieść, że okazało się, iż Milka spędziła w weekend 24 h  zamknięta w garażu. Gdyby nie to, że w niedzielne południe w domu obowiązywała cisza i dosłyszałam, że za ścianą w garażu ktoś przestawia grabie i szpadel to pewnie straty byłyby większe.
A tak: słoik z dżemem brzoskwiniowym i dwa słoiki z kompotem wiśniowym. Oraz utrata sympatii ze strony Ojca Karolków.
Ostatnie: nie wiem czy do odzyskania...

Ale summa summarum bilans weekendu wyszedł na 1:1, ponieważ w sobotę ja nieomal wyhaczyłam rolety z zatrzasków, kiedy je delikatnie podniosłam ręką bo coraz bardziej wyłaziły ze skrzynki, a nieco wcześniej chłopaki wyprowadzając samochód i jadąc na turniej piłkarski, zamknęli Milkę w garażu. Co okazało się po nieco ponad 24 godzinach...
Podejrzane jednak wydało mi się kiedy kicia nie pojawiła się w niedzielę rano. Czasem znika na dzień, więc sobotnia nieobecność nie wzbudziła mojego niepokoju. Kiedy lista obecności była nieodznaczona po niedzielnym śniadaniu, coś mi się to przestało podobać.

Udanego i dobrego pierwszego tygodnia marca!


sobota, 27 lutego 2016

Szymon Marhwiak Barabach "Leksykon strachów domowych"

Autor: Szymon Marhwiak Barabach
Tytuł: "Leksykon strachów domowych"
Zilustrowała: Anita Głowińska
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Miejsce i rok wydania: Kraków 2009
Liczba stron: 48
Wiek dziecka: od 3 lat


Wyjaśniło się w końcu kto stoi za zniknięciem z lodówki opakowania frankfurterek.
Wiadomo także po co i dlaczego w przedsionku obok butów leży piłka oraz jak to się dzieje, że gdy tylko w domu ucichnie, słychać jakieś stukanie...

Za pierwszy występek odpowiedzialność ponosi Chłodnik łasuszek. Malutki, okrąglutki i pulchniutki strach, mieszkający w prawym kącie drugiej półki od dołu. Co niezwykle interesujące, chłodnik przymyka oko na wszystkie diety i uwagi dotyczące zdrowego trybu życia. Dlatego jego oczy są malutkie i prawie zawsze przysłonięte.
Czeski badacz strachów Zdenek Potvoranek oprócz odkrycia i zgłębienia natury opisanych w "Leksykonie" strachów znalazł też lingwistyczne konotacje strachowego jestestwa: otóż dzięki chłodnikom łasuszkom weszło do użycia powiedzenie: "Jedzenia mam po dziurki w nosie".

Przejdźmy do sprawy piłki pozostawionej w przedsionku. Okazuje się, że dwójka moich synów w tajemnicy kolaboruje z Tuptusiem obuwnikiem. Ten mający przeciętnie rozmiar od 36 do 41 strach jest bardzo wstydliwy i dlatego nie osiedla się w sandałach. Oprócz piłki nożnej jego pasją jest stepowanie...

Warto wspomnieć jeszcze o Pokątniku złośliwym, którego ulubionym zajęciem jest przestawianie mebli. Ten strach z pewnością jest mieszkańcem naszego domu, ponieważ nieustannie muszę odstawiać na swoje miejsce krzesła, ktrórych z uwagi na nadkomplet mamy sporo...

Kto chciałby poznać naturę Szafona błyskonosego, Papierkoluba bazgrołka (którego u nas na pewno nie ma, inaczej książki i zeszyty nie fruwałyby po stołach i podłodze tak beztrosko jak robią to teraz), Stukmistrza leżaczka i Parapeciarza znikąt, tego odsyłam do "Leksykonu strachów domowych". Ja na pożeganie wspomnę jeszcze Mydelniaka pięknisia. Okazuje się, że obsesja na punkcie czystości w łazience ma swoje dobre strony, gdyż sprzyja zasiedlaniu jej przez Mydelniaka. Jego habitatem są najczystszsze, pachnące i lśniące zakamarki łazienek. Niestety, każdorazowy pobyt w łazience moich panów wpływa niekorzystnie na samopoczucie Mydelniaka (nie tylko jego, zresztą...) Panowie moi mogą się wówczas wpatrywać beztrosko w swoje odbicia w lustrze, natomiast strach ... czeka w ukryciu na lepsze czasy.
Gdybyście chcieli wiedzieć od jakich strachów pochodzi określenie "zachmurzona twarz" oraz skąd się wzięło powszechnie słyszane w telewizji "Ja panu nie przerywałem!" w te pędy lećcie po tę książkę!


Wychodzi na to, że nasz dom zamieszuje cała masa strachów. Do tej pory nie miałam o tym pojęcia, ponieważ dzieci me nie wykazywały "strachu przed strachami". Stąd też, książka zakupiona jako prezent przez ciocię (moją koleżankę), leżała sobie na półce spokojnie i bezużytecznie kilka ładnych lat. Aż do dzisiejszego dnia... O czym z przyjemnością informuję.


Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Dziecinnie..." na blogu Basi Pelc "Czytelnia",

- "Gra w kolory II" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie"

- "W 200 książek dookoła świata".


Polska! Polska!

piątek, 26 lutego 2016

Kawa na wynos najlepszych rodziców

"W 1989 roku socjolożka Arlie Hochschild pracę kobiet w domu nazwała drugą zmianą, uzupełnieniem pierwszej zmiany, którą była praca zawodowa. Teraz coraz częściej mówi się, że młodzi rodzice mają trzecią zmianę: dużo czasu i energii poświęcają budowaniu tożsamości w internecie: "przed" - swojej, "po"- swoich dzieci."
"Krytycy pokolenia "Y" zawsze podkreślali, że ta generacja wychowywała się w dobrobycie i jest przywykła do konsumpcyjnego trybu życia. Na pierwszy rzut oka to prawda. Milenialsi lubią swoje rytuały - weekendowy brunch czy kawę na wynos - nie mogą też żyć bez najnowszego modelu smartfona. Okazuje się jednak, że w Polsce rodzice do zakupów podchodzą bardzo pragmatycznie. Pojawiło się wręcz rodzicielstwo świadomie antykonsumpcyjne, które odrzuca produkty wielkich korporacji na rzecz minimalizmu i ekologii."
"11 milionów milenialsów to jednak łasy kąsek dla przemysłu parentingowego, który podsuwa najrozmaitsze udogodnienia. Część z nich oszczędza rodzicom wiele czasu, inne pozwalają dalej realizować swoje pasje.
Wielką popularnością cieszą się więc maskotki naśladujące szum w brzuchu mamy, przy których noworodki zasypiają w kilka minut. Na rynku są specjalne wózki do joggingu. Wielu młodych rodziców inwestuje kilkaset złotych w elektroniczną nianię, która pokazuje, czy dziecko śpi, monitoruje oddech, a kiedy wyczuje nieprawidłowości - uruchamia alarm. Na wyprawkę można kupić misia, który włącza się, gdy słyszy płacz, oraz urządzenie rozpoznające, dlaczego maleństwo płacze - do wyboru: z głodu, nudy, bólu albo z powodu mokrej pieluszki."
"Rodzicielstwo to doświadczenie pokoleniowe.(...)  Milenialsi są chyba  pierwszym pokoleniem, które od doświadczenia rodziców i dziadków woli intuicję. Na brak dostępu do wiedzy nie mogą narzekać. Nigdy jeszcze nie było tak wielu teorii rodzicielstwa - serwują je książki, eksperci na YouTubie, blogerzy. Do tego, jak pokazują badania, pokolenie Y to świadomi konsumenci. Do opieki nad dzieckiem podchodzą tak samo poważnie jak do zakupu mieszkania. Na pytanie, jakimi chcą być rodzicami, większość odpowiada: najlepszymi."

(zaznaczenia w tekście moje)


Kaniewska Aleksandra, Premium, eko, empatia. Dzieci wysokiej jakości, „Gazeta Wyborcza. Magazyn Świąteczny” 2015 nr 296.

wtorek, 23 lutego 2016

Przedwiośnie

Ponoć ten deszcz co pada jest już wiosenny.
Może i tak.

Gaja już dwa tygodnie temu przycinała winorośl.
A ja mam taki plan, żeby "uporządkować" winobluszcz, który panoszy się niemiłosiernie na siatce. Zagarnęłam i pozakręcałam łyse jeszcze bicze na jedno przęsło. I zamierzam nie dopuścić by się rozlazł dalej. Konieczne będzie ostre i wielokrotne cięcie w sezonie, bo już w zeszłym roku pokazał, że nie ma dla niego granic. Jest strasznie ekspansywny!
Teraz, kiedy nie ma liści zachwycają mnie jego pofalowane gałęzie i miałam pomysł by tak ukształtować to, co rośnie, żeby zgrubiałe pędy układały się w jakiś wzór kiedy nie ma na nich  liści... Bo kiedy liście zasłonią, to nikt nie będzie widział tego planu...
Tak, nie pozwolę mu dalej iść, bo gdzieś tu ma się zacząć ściana z różami. Albo albo. Ale do tego przęsła może sobie szaleć (oczywiście w granicach mego przyzwolenia), bo wtedy zasłoni słomianą/bambusową (?) matę, która przymocowana od strony sąsiada, szarpana jest przez wiatry i właściwie nic już nie zasłania... Tylko ja muszę od czasu do czasu zbierać suche patyki. Co mnie źdzebko wkurza, nie powiem.
Z drugiej strony nie rozumiem, czemu sąsiad, od którego winobluszcz bierze swoje pochodzenie, pozwala mu się tak niecnie rozrastać. Włazi na wszystko, nawet na jego 4 metrowe iglaste niewiemco. Ja bym na to nie pozwoliła. Moim zdaniem taki winobluszcz wszystko zagłuszy. Może nie mam racji, ale nie podoba mi się taka polityka ;-)

Wiem, wiem... u mnie nie lepiej. Od maja nie mogę się doprosić by małżonek wywiózł gruz (bo stwierdził, że to zrobi). No przecież nie muszę mu co kwartał przypominać, że ma to zrobić, prawda? Tylko, że gdybym natenczas zamówiła kontener i wszystko sru wrzuciła jak leci, porządek byłby już daaawno temu zaprowadzony. A tak, co? Lęgowisko jaszczurek i pajonków. Dobre i to :-)
Na froncie buahahaha!
(Może z uwagi na takie sąsiedztwo sąsiedzi nie mogą domu sprzedać, hmmm...)

A jeśli chodzi o faunę, to dzięku karmnikowi, słoninie na drucie i sklepowej kulce tłuszczu z nasionami mamy zapewnione niezwykłe odwiedziny. Sikorki i wróbelki to są stołówkowicze regularni. Ale parę tygodni temu widziałam gile, a w tę niedzielę mąż zawołał mnie, że jest "ten ptak". Widzieli go z chłopakami tydzień czy dwa temu. Mówili, że "taki z czerwonym"...
Najpierw obstawiałam gila co to go sama widziałam. Potem dodali, że z długim ogonem, no to padło na dzięcioła, co tu różne bywają więc czemu i nie dzięcioł, prawda. A co się okazało?
Okazało się, że to sójka była.
Gdzie sójka na czerwone? Mąż twierdzi, że skrzydła ma.
Na co ja, że raczej "cappucino" ;-)

Sójka wygląda tak:

To chroniony ptak, podobnie jak gil.
Zdjęcie sójki pochodzi z tej strony: http://www.glosy-ptakow.pl/sojka

Ci, którzy znają mnie z facebuka wiedzą, że w naszej okolicy znów toczy się wojna o to, co ważniejsze. Tym razem plan jest by poprowadzić linie 2x400kV. W czasie sobotniego spaceru, kiedy wyprowadziłam Karolki by im gile ... pod nosami obeschły... widziałam jakiegoś miłośnika przyrody z aparatem foto zaczajonego przy nieczynnych torach. Wczoraj na f. pojawiło się zdjęcie bielika. Bardzo możliwe, że to ten fotograf "polował" na niego, bo gdy my przeszliśmy, ponad drzewami uniosły się dwa ptaki.

Mamy tu taki obszar gdzie fauna pokazuje się z jak najlepszej strony... Co ją czeka? Tylko zagłada ze strony homo non sapiens?

Wiosny w lesie nie widać, oprócz bazi ;-)
Ale pod domem, i owszem.

Tulipany oraz konkurencja w postaci tzw. chwasta.

A tu poutykane w donicy żonkile. Stokrotki jeszcze uschnięte, całość osłonięta "jedliną", ale jak pogrzebać wśród liści, życie wygląda spod kołderki aż miło się robi na serduchu :-)


No to do wiosny, panie sierżancie!





niedziela, 21 lutego 2016

Barbara Kosmowska "Niechciana"

Autor: Barbara Kosmowska
Tytuł: "Niechciana"
Wydawnictwo: Literatura
Miejsce i rok wydania: Łódź 2013. Wydanie I.
Liczba stron: 184
Wiek dziecka: dla młodzieży
Seria: Plus minus 16



Temat trudny: ciąża wśród gimnazjalistek. Ale wcale nie nowy. Mam jeszcze w głowie obraz dziewczyny, która zaszła w ciążę będąc w pierwszej klasie liceum. Działo się to 25 lat temu. Ponieważ nie była to moja bliska znajoma, nie znam szczegółów jej historii, pamiętam tylko, że szkołę skończyła  na kurasch wieczorowych, a dalsze życie ułożyło jej się z ojcem dziecka szczęśliwie.

Myślę, że mimo ogromnych zmian obyczajowych jakie zaszły w naszym życiu od tamtego czasu, nadal jest to temat "skandalizujący", a z uwagi na przeniesienie się życia i relacji międzyludzkich w wirtualne rejony rzeczywistości (portale społecznościowe, fora tematyczne), aktualnie nie jest takim dziewczynom wcale łatwiej.
I to z dwóch powodów - po pierwsze, szukając pomocy czy porady i odsłaniając swój problem w tej przestrzeni, natrafiają na ostrą, druzgocącą krytykę ze strony całkiem obcych im osób. Z drugiej zaś strony, relacje wewnątrzrodzinne, które powinny być oparciem dla zagubionych uległy też niekiedy takim przekształceniom, by nie rzec zdeformowaniu, że problem mimo upływu lat i wieków nadal jest problemem, z którym nastolatki pozostają same. I przez długi czas muszą zmierzyć się same ze sobą. 

Główna bohaterka Kasia, gimnazjalistka, uparcie odmawia chłopakowi, z którym miała swój "pierwszy raz" i swej najlepszej koleżance Izie dostępu do tego, co się z nią naprawdę dzieje. Właściwie, nikt z otoczenia nie ma świadomości co się dzieje z Kaśką. A kiedy prawda wychodzi na jaw, po jej stronie zostaje tylko schorowana babcia, niezależna siostra matki - lekarka ciocia Hania i ... szkoła.

Kosmowska bardzo wnikliwie obserwuje współczesność i czerpie z niej pełnymi garściami. Oto starsze pokolenie: dziadek głównej bohaterki, który przeniósł swoją aktywność na fora internetowe, nie zauważa, że wnuczka już dorosła, nie jest tą ukochaną małą wnusią, którą brał na kolana. Swój wolny czas poświęca na komentowanie rzeczywistości i wymianę myśli z obcymi ludźmi, a nie z żoną.  Pokolenie rodziców: zabiegane, skoncentrowane na zarabianiu pieniędzy, realizowaniu planów o większym mieszkaniu, spełnianiu marzeń o karierze i sławie dzieci. Pokolenie dzieci: Ola - dziewczyna z niepełnej rodziny, wysyłana przez matkę na ciągłe castingi, i okupywana przez nią w najmodniejsze ciuchy w galeriach handlowych. Z zewnątrz postrzegana jako rozkapryszona, ale właściwie niezrozumiana przez matkę. Nie potrafi wprost wyrazić swoich uczuć i postawić się matce, która chce w ten sposób odbić sobie swoje nieudane życie i pokazać "na co je stać". Biernie akceptuje swój los lalki na pokaz - jest jak marionetka w rękach swej matki.  Początkowo wywołuje współczucie, ale później pokazuje się jako bezczelna i arogancka wobec rodzicielki oraz sprytnie wykorzystująca swoje doświadczenia z konkursów. Umie rozpychać się łokciami i umiejętnie zmanipulować ludzi tak, by osiagnąć swój cel.
Jest Piotrek, partner Kasi ze szkoły tańca, którego sytuacja rodzinna też jest beznadziejna. Jego matka, pozostawiona sobie, jest na ostatnim miejscu w życiu męża, który tradycyjnie już wysługuje się synem, by kupić żonie prezent urodzinowy. Ale i do nich zawita ciepło, uśmiech i zrozumienie.
Za to też lubię historie Kosmowskiej - niosą nadzieję i wiarę w pozytywne rozstrzygnięcie trudnych spraw.

Cieszę się, że Kosmowska stanęła po stronie mądrej i wyrozumiałej kadry pedagogicznej. Dyrektorka i wychowawczyni Kaśki pomagają jej w tym, by dziewczyna w miarę spokojnie i bezproblemowo przeszła przez najważniejszy egzamin życia. I ciocia Hania - mądra, otwarta i chętna do rozmowy - alter ego swej starszej siostry, matki Kasi.

Opowieść przetykana jest wpisami z interentowego forum "Mama Gimbus" poświęconemu ciąży wśród nastolatek. Nie wiadomo, czy wpisy są prawdziwe, czy wymyślone przez autorkę "Niechcianej". Brzmią brutalnie, lecz niestety prawdziwie.

Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory II" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie",

- "Celuj w zdanie" na blogu Sylwii P. "Tu się czyta!",

- "Dziecinnie..." na blogu Basi Pelc "Czytelnia",

- "W 200 książek dookoła świata".

Kto reprezentuje Polskę? - Oczywiście, moja ulubiona pisarka Barbara Kosmowska! :-)))

wtorek, 9 lutego 2016

Nowa Europa


Mały O. oglądając w łóżku podkładkę na biurko z mapą Europy, nazwami stolic i flagami.

- A Bośnia i Hercegowina jest mniejsza od Kokosowa?


poniedziałek, 8 lutego 2016

Co zrobić z kaloriami?

Ponieważ internet odmówił w sobotnie popołudnie i wieczór posługi, oto post, który powstawał w piątkowy wieczór.

Siedzę, czytam i coś bym chciała napisać. Bo mię nosi.
Nosi mnie chyba nadmiar kalorii i glukozy skonsumowany wczoraj, czyli w Tłusty Czwartek.
Do poniedziałku powinnam wyspać się z tych trzech pączków, które zjadłam. Lepiej nie kusić losu i jeść, skoro mają przynieść powodzenie, prawda?

Nawiązując zatem do wdzięcznego tematu kalorii poopowiadać chciałam o czekoladach, które ostatnio stanęły na mojej drodze.
Na urodziny od Małżonka, a trochę wody w Warcie upłynęło od tego czasu, dostałam dwie czekolady. Jedna z nich, której zdjęcia tu nie umieszczę, znalazła się w moich łapkach po raz drugi. Kupić ją można w portugalskim dyskoncie na druga literę alfabetu. Zawiera rodzynki w rumie oraz laskowe orzechy w wersji niepokruszonej na miazgę i naprawdę wyczuć można w niej rum. Uwaga na nią, bo kusi bardzo i jeśli nie znajdzie się obok ktoś kto podzieli z Tobą zachwyt lub od kogo dostaniesz po łapach za kolejny "tylko kawałeczek", to można z nią sobie poradzić niezauważalnie w ciągu kilkudziesięciu minut...
Może są i lepsze czekolady, ale ta ma swój urok. Dla mnie na pewno. Potwierdziła to dwukrotnie.


Druga z nich wpisuje się w klimat mojego odkrycia półrocza i odkrycia w ogóle. Kardamon.

Ciemna czekolada, z kawą i kardamonem.

Od kiedy jadąc pod koniec sierpnia w góry, podczas przystanku we Wrocławiu napiłam się po raz pierwszy w MC kawy Chai Latte i doczytałam się na saszetce rossmannowej herbatki Indischer Tanz, że powinna być pita z mlekiem, jestem oddana fanką takich połączeń.

A tu gorzka czekolada z imbirem. Ze lidela. ;-)
Ciekawe połączenie. Można zjeść 2-3 kostki na raz. Więcej to masochizm.

A na koniec pączki.

hortensja (jeszcze w doniczce) przechowana przed mrozami w przedsionku i garażu
tak wygląda przy ziemi. Wiosna, panie, idzie!
Tu pączki bardziej jadalne. Z figi, również przechowanej przed mrozami:



Kalorie można oczywiście spalić, tylko po co, kiedy można się nimi pozachwycać?


czwartek, 4 lutego 2016

Addendum i errata do kociej kuchni

Tuż przed zaśnięciem chciałam jeszcze potwierdzić wersję zdarzeń, którą tu wczoraj Wam opowiedziałam.
Przeprowadziłam więc mały wywiad.

- Oluś, pamiętasz jak Milka zjadła mysz?
- Tak.
- Kto pierwszy zauważył, Ty czy Karolek?

- ... (myśli) Karol. Karol to widział, bo ja poprawiałem coś psy bałwanie.
- Aha.
- A jak wy posliście to Milka bekła.
- ??? Odbiło jej się?
- Tak, bo to była duza mys.



środa, 3 lutego 2016

Stworzenia kocie i niekocie

Kocie chodzi po okolicy i niech tylko nie pojawi się kiedy samochód podjeżdża pod dom, lub co gorsza - nie wyskoczy zza ogrodzenia kiedy Większy K. wzywa je po ichniemu, to zaraz jest troska i pytanie co się stało z Milką.

Tutaj nieco archiwalne zdjęcia z soboty poprzedzającej pierwszą sobotę ferii, kiedy jeszcze leżał śnieg. Właściwie zaczął topnieć, ale myśmy dopiero wtedy zaczęli lepić bałwana.  (A Milka z nami).
Wcześniej śnieg nie chciał się kleić.

Pomogliśmy sąsiadkom odtworzyć ich bałwanka.

O tu właśnie.

Tutaj Karolki z bałwankiem z zeszłego roku: tyle było śniegu i tylko tego dnia. Po południu zaraz stopniał:


A tutaj dla porównania bałwanek z tego roku:

 

To nie Karolki urosły. ;-)
Chociaż też...
A na zakończenie coś z dzikiej kuchni.

Milka w trakcie konsumpcji:

To Mały O. wypatrzył, że kotu "coś zwisa". Zawołał mnie, żebym szybko przyszła, więc poszłam.

I od razu zaprosiłam do seansu sąsiada.
Patrzyliśmy nie odrywając wzroku - wzięła mychę na trzy chapsy...

wtorek, 2 lutego 2016

Przykazanie


Niedziela, w samochodzie. Wyruszyliśmy właśnie na niedzielną mszę świętą.
Tata:
- Olek, ja Cię bardzo proszę, jak będziesz w kościele to zachowuj się porządnie, siedź spokojnie i nie udawaj samochodu, dobrze?
- No dobze, ale jak są emocje, to ja musę lezeć na podłodze.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...