czwartek, 31 marca 2016

Kornel Makuszyński Marian Walentynowicz "120 przygód koziołka Matołka"

Autor: Kornel Makuszyński
Tytuł: "120 przygód koziołka Matołka. Księga 1"
Ilustracje: Marian Walentynowicz
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza G&P
Miejsce i rok wydania: Poznań 2010
Liczba stron: 24
Wiek dziecka: od 6 do 12 lat

Lektura szkolna dla uczniów I klasy szkoły podstawowej



Otóż i doczekałam się, że Mały O. dorósł do zapoznania się z przygodami koziołka Matołka. Czy wpływ na to miało obejrzenie w którejś z mniej komercyjnych stacji dzięcięcych animowanej wersji bajki, tego nie wiem. Bardzo pragnął poznać losy koziołka: jak to się stało, że to właśnie Matołek wyruszył na poszukiwanie Pacanowa, dlaczego tak daleko podróżował skoro to, czego szukał "było bardzo blisko".
Zwrócił uwagę na zupełnie inne elementy tej opowieści niż jego starszy brat. Większy K., który poznał Matołka bodajże dwa lata wcześniej, był przerażony fragmentem kiedy koziołkowi ścięto głowę. Młodszy, słuchając bajki, jakby nawet nie zauważył tego drastycznego epizodu. Dużo bardziej interesowało go samo podróżowanie.

Zapragnęłam, by moi synowie poznali "120 przygód koziołka Matołka" i pozostałe części tej historii, bo uważam, że to kultowa pozycja w naszej literaturze. Jeszcze pamiętam moje emocje i fascynację w kontakcie z dziełem duetu Makuszyński-Walentynowicz. Większy format, dużo mniej barwne ilustracje, szorstki papier, ale wypożyczałam kolejne księgi z biblioteki z wypiekami na twarzy i niosłam do domu z nabożnością. :-)
Dla dorastających chłopaków, szczególnie dla starszego, który zdążył już wchłonąć kolejnego Jędrka, koziołek Matołek to prekursor komiksu. Ale dalej chętnie chciał słuchać jak "koziołek mądra głowa, błąka się po całym świecie, aby dojść do Pacanowa". Przed nim jeszcze fascynacja "prawdziwymi" komiksami.


Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory II" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,

- "Dziecinnie..." na blogu "Czytelnia" Basi Pelc,


- "W 200 książek dookoła świata"




Koziołek Matołek, ten to dopiero napodróżował się po świecie... A my dokąd teraz trafimy?


wtorek, 29 marca 2016

Świnka w pomarańczach

Autor: Neville Astely, Mark Baker
Tytuł: "Mała świnka"
Ilustracje pochodzą z bajki animowanej "Świnka Peppa"
Wydawnictwo: Media Zawada Service Sp. z o.o.
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
Liczba stron: 24
Wiek dziecka: od 3 do 6 lat



Autor: Neville Astely, Mark Baker
Tytuł: "Zęby Pana Dinozaura"
Ilustracje pochodzą z bajki animowanej "Świnka Peppa"
Wydawnictwo: Media Zawada Service Sp. z o.o.
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014
Liczba stron: 24
Wiek dziecka: od 3 do 6 lat



Dzisiejsze spotkanie z rodziną świnek odbywa się pod egidą koloru pomarańczowego. Kolekcja Małego O. jest pokaźnych rozmiarów więc było z czego wybierać.

"Mała świnka" opowiada o kuzynce Peppy i jej małym braciszku, Aleksandrze. Podobnie jak ma to miejsce w ludzkim świecie, malutki prosiaczek wzbudza zachwyt i zainteresowanie wszystkich wokół ze szkodą dla starszego rodzeństwa. Ale większe siostry radzą sobie w ten sposób, że biorą George'a jako dzidziusia i wożą go w wózku. I tu przy okazji mamy konfrontację oczekiwań i stereotypów na tle płci: dziewczynki uważają, że George-dzidziuś jest dziewczynką, z czy nie zgadza się sam zainteresowany. George jako niemowlę jest wymagający i kapryśny, i wie o co może zawalczyć z "mamami" (na przykład o ciastko). W sumie jednak woli biegać swobodnie i bawić się z innymi dziećmi.

"Zęby Pana Dinozaura" mogą posłużyć jako stomatologiczna opowiastka dydaktyczna. Żeby wizyty u dentysty kończyły się miłym wspomnieniem, dzieci powinny codziennie dokładnie myć zęby. I to pokazuje Peppa. Zaś rodzice powinni regularnie prowadzać dzieci na kontrole do gabinetu stomatologicznego. Tylko takie podejście zaoowocuje tym, że tak naprawdę tylko dziecieca maskotka będzie musiała mieć zrobiony porządny przegląd i czyszczenie uzębienia. Tego można dowiedzieć się z drugiej z powyższych książeczek, w której gabinet dentystyczny to nie odosobnione pomieszczenie tortur, lecz sympatyczne miejsce gdzie pracuje miły Pan Słoń - stomatolog.

Jesteśmy oddanymi fanami świnki Peppy i polecamy jej przygody wszystkim! Można się z nich wiele dowiedzieć o życiu dzieci i ich rodziców...



Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory II" na blogu "Moje czytanie " Magdalenardo,
- "Dziecinnie... " na blogu "Czytelnia" Basi Pelc,


- "W 200 książek dookoła świata"


Z lekko południowych klimatów trafiamy znów do mglistej, lecz wesołej Anglii ... ;-)

sobota, 19 marca 2016

Syzyfowa kulka

Dobrze, że zaświeciło słońce, bo ponura pogoda od rana powoduje, że życie dogina do ziemi jeszcze bardziej.
Czuję się jak Syzyf toczący mozolnie swoją kulkę ... gnoju. Ledwo zaczęło być widać, że dobijamy do końca, a tu, łup pierdut i znów się usrało. Tak jakby na zakończenie sezonu - za tydzień święta, kwiecień i powinno być już raczej z górki - ale nie. I sru.

Przedszkole i szkoła zdążyły od zakończenia ferii dwukrotnie przepasażować wirusy i bakterie. I na koniec trafiło na Większego. Od czwartku obserwujemy uważnie termometr. To kiepska rozrywka po tygodniu siedzenia w domu z Małym, który też z przytupem otworzył przedostatni tydzień do świąt... Małego gorączka z kaszlem zaoowocowała tym razem antybiotykiem. Dziś minęła połowa kuracji. A tymczasem drugi zdechlak w domu.

I jak tu czuć się normalnie? Skrzydełka opadają, a kulka stacza się znów na samo dno.
Stąd nie bardzo mam ochotę cokolwiek pisać i czytać.

I wiecie, w sumie: "Whoże zabronoje"


piątek, 18 marca 2016

Béla Hamvas "Filozofia wina", czyli po trzykroć wino

Autor: Béla Hamvas
Tytuł: "Filozofia wina"
Przekład: Tadeusz Olszański
Wydawnictwo: Wydawnictwo Studio Emka
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2001
Liczba stron: 96


Pozornie błahy temat - wino - został ujęty w naukową formę.
Jak każda doktryna filozoficzna, myśl węgierskiego eseisty, pisarza i filozofa Béli Hamvasa, jest niezwykle subiektywna i może wydać się kontrowersyjna. Zapewne znajdzie zarówno zwolenników, jak i przeciwników.
Warto zapoznać się z przedmową Tadeusza Olszańskiego (ojca bardziej znanego syna, Michała KLIK), by poznać jaką personą był Hamvas:
"Po sfałszowaniu przez komunistów wyborów w 1947 rok rozpoczyna się czas prześladowań. Pod pozorem polemiki z tekstami Béli Hamvasa oraz jego żony Katalin Kemény na temat rewolucji w sztuce, ówczesny czołowy ideolog partii komunistycznej Gyӧrgy Lukács doprowadził do wyrzucenia go z pracy, wysiedlenia z Budapesztu i zakazu publikacji. Kładzie to kres wydawaniu dział Hamvasa na długie lata. Pracuje więc fizycznie, najpierw jako robotnik rolny w Szentendre pod Budapesztem. Jakby tego było mało, zostaje zesłany, jako niebezpieczny, reakcyjny element, na wielką, socjalistyczną budowę zapory i elektrowni wodnej na Cisie. Mieszka w robotniczych barakach, pracuje jako magazynier i nieustannie czyta "swoje" książki. Kronikarze odnotują kilkadziesiąt upomnień i nagan, jakie otrzymał za opuszczanie się w obowiązkach, to znaczy za czytanie książek w czasie pracy! Żyje w ubóstwie, ale nieustannie, do końca życia, czyta i pisze. Przekłada na język węgierski podstawowe dzieła filozoficzne, od starożytnych po współczesne, m.in. Pitagorasa i Platona, Erazma z Rotterdamu i Leonarda da Vinci, Goethego, Kierkegaarda i Nietzschego, Prousta i Gide'a, wreszcie chińskiego filozofa Lao-Tse. W cyklach własnych esejów i rozpraw przedstawia swoje widzenie świata."
Hamvas napisał to dzieło tuż po zakończeniu II wojny światowej, w 1945 roku, w atmosferze głodu i powojennej ruiny. Dobrze mieć to na uwadze, ponieważ autor ujął temat w dość hedonistyczny sposób, w pełni czerpiąc radość i zadowolenie, delektując się smakiem, kolorem, zapachem nie tylko win, lecz również towarzyszącym im pokarmom. Zadedykował swoje dzieło "ateistom, purytanom", czyli możemy się domyślać komu...  Z pozycji jakby starca-filozofa, choć pisał "Filozofię" w wieku 48 lat, upajając się widokami spod starego orzecha, czerpiąc nieomal fizyczną rozkosz z jedzenia marynowanej papryki i darów węgierskiego świniobicia, przedstawia w pogodny sposób wyższość życia w towarzystwie wina, nad życiem bez niego...

Oprócz specyficznego ujęcia tematu (prawdziwi koneserzy win byliby w stanie docenić jego myśl bardziej niż ja) przedstawił Hamvas w "Filozofii wina" garść ciekawych spostrzeżeń, do wykorzystania przez pijących wino o przeciętnych zdolnościach kiperskich. ;-) Hamvas wyłożył swoją filozofię wina w postaci tryptyku, ponieważ jego zdaniem cyfra trzy jest znamienna dla rzeczy doskonałych. A także dlatego, że liczbą wina jest trzy. Opowiada w nim o metafizyce wina, szczepach, winogronach i rodzajach win oraz rodzajach gleby, na koniec zaś o smakowaniu wina.

Żeby naświetlić jak ważny jest to dla niego temat, niech posłuży ten cytat:
"Trzy w jednym to trzy okresy światowej historii wina. Okres pierwszy, metafizyczny, sięga czasu przed potopem, kiedy ludzkość nie znała jeszcze wina, to był dopiero sen, niejasne przeczucie. Zaraz po potopie Noe zasadził pierwszy szczep winorośli i tym samym rozpoczął się nowy etap w dziejach świata. Trzeci okres zaczyna się od przemiany wody w wino i to właśnie my żyjemy w tej nowej epoce. Historia świata zakończy się w momencie, kiedy ze źródeł i ze studni popłynie wino, kiedy deszcz zamieni się w strugi wina, a morze i jeziora także wypełnią się winem." (str. 18)
Dla Hamvasa celebracja i piękno pożywienia to sztuka sama w sobie.
"Gdybym był kobietą, uwielbiałbym podawać do stołu. Jestem pewien, że moje kanapki wzbudzałyby podziw i uznanie. Nikt nie potrafiłby tak harmonijnie połączyć odcieni łososia, cytryny, sardynki, szynki, pokrojonego w plasterki lub ćwiartki jajka na twardo i natki pietruszki, nikt nie skomponowłaby piękniejszej gamy kolorów. Taca przygotowanych przeze mnie do popołudniowej herbaty kanapek byłaby piękniejsza niż martwa natura Ruysdaela. Słoiki z konfiturami i marynatami, puszki z cukrem, kaszą i płatkami stałyby na półkach mojej spiżarni niczym żołnierze w ordynku albo tancerki na scenie, zaś pościel w mojej bieliźniarce ułożona byłaby tak idealnie jak książki na bibliotecznej półce." (str. 25)
"Świat odzyska swój prawdziwy sens, jeśli zostanie uporządkowany, jeśli każda rzecz będzie na swoim miejscu. Każda filozofia dąży do tego samego. I wtedy następuje coś przedziwnego - oto wielość rzeczy jest w istocie pozorna, wszystko stanowi jedność. Hen panta einai - mawiał Heraklit. Tylko rozgardiasz różnicuje, tak naprawdę każda rzecz jest coraz to innym przejawem jedności." (str. 27)
O tych, dla których pisał "Filozofię wina"  wypowiada się następująco:
"Purytanin jest po prostu zatwardziałym idiotą bez serca. Najbardziej krwawe bitwy i najpotworniejsze rewolucje świat zawdzięcza właśnie purytanom. A wszystko dlatego, że ten ubogi duchem człowiek zamiast Boga tworzy sobie ideę i uważa, że ona jest najlepsza. Jest zdesperowany. Zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę życie mu się nie układa, a jednak brnie dalej i dalej. Gdyby ten nasz purytanin choć raz w życiu wziął w tradycyjnym węgierskim świniobiciu, gdyby najadł się do syta świeżych kiełbasek, kiszek, kotletów z wieprzowej polędwiczki, pogryzł marynowaną papryką, cebulą, a na kniec spróbował jeszcze pączków z morelową konfiturą i wypił do tego dwie butelki czerwonego wina wytrawnego z Szekszárd - wtedy można by go jakoś uratować. Ale to jest po prostu niemożliwe!" (str. 30)
O tym czym jest duch wina Hamvas mówi:
"Wino robi się z winogron i zakładam, że to jest dla każdego oczywiste. Winogrona są rośliną. Rośliny są zaś najcudowniejszą rzeczą na świecie. Virginia Woolf powiada, że bardziej kocha ludzi niż rośliny. Gdybym to ja miał się wypowiedzieć w tej kwestii, musiałbym się dłużej zastanowić. A kiedy pomyślę, że poczucie doskonałej harmonii ze światem nawiedza mnie tylko wówczas, gdy jestem w lesie, ogrodzie bądź na łące, to chyba skłaniałbym się ku temu, że raczej roślina niż człowiek." (str. 37)
"Wino jest napojem o spirytualnych, oleistych właściwościach. W każdym winie mieszka mały aniołek, który nie znika wcale po wypiciu wina, wprost przeciwnie, dołącza do wielu innych aniołków i rusałek, zamieszkujących w człowieku. Kiedy wychylamy kielich wina, wtedy owe istotki witają anielskim chórem nowego przybysza i obsypują go deszczem kwiecia. Człowieka ogarnia go serdeczność wobec świata. I dlatego twierdzę, że szklaneczka wina to salto mortale ateizmu." (str. 40)
A dzięki temu cytatowi znalezionemu lata temu w gazetowej rubryce z recenzją nabrałam ochoty na poznanie dzieła Hamvasa:
"Z moich licznych peregrynacji wynika niezbicie, że świat dzieli się na kraje wina i wódki, a zatem istnieją również narody wina i wódki. Narody wina są genialne, narody wódki, jeśli nawet nie wszystkie są ateistyczne, to generalnie skłaniają się do bałwochwalstwa. Wielkie nacje wina to Grecy, Dalmatynowie, Hiszpanie, Etruskowie oraz mieszkańcy krajów wybitnie stworzonych do winorośli: Włosi, Francuzi, Węgrzy. Te narody rzadko mają ambicje zmierzające do zbawiania świata czy wpływania na losy dziejów za pomocą karabinu lub pałki. Bo wino chroni przed takimi zakusami." (str. 47)
Z wiedzy czysto praktycznej, jakie węgierskie wina pić (spróbować), również można tu znaleźć cenne informacje. Ale uwaga, erudycja autora jest jak gęsty podzwrotnikowy las:
"Rozróżniam wina jasnowłose (białe) i ciemnowłose (czerwone), potem są wina męskie (wytrawne) i damskie (słodkawe). Ba, dzielę jeszcze wina na soprany, alty, barytony, basy; wina, brzmiące jednym i wieloma tonami, wreszcie wina symfonie. Ale, na swój własny użytek, dokonałem, rozróżnienia na wina solarne, czyli słoneczne, lunarne, czyli księżycowe, i wreszcie wina astralne, czyli gwiezdne." (str. 49)
Hamvas podejmuje też temat wina w żartobliwy sposób:
"Tak więc sobie siedziałem i medytowałem w sadach Balatonberény, a kiedy wreszcie o zachodzie słońca ruszyłem do domu, udało mi się to letnie popołudnie zakończyć wesołym akcentem. Przy drodze ujrzałem szczep winny nova. W pierwszej chwili zdumiałem się, trudno o tym szczepie powiedzieć, że jest drogim kamieniem. Ale w naszym świecie jest też, niestety, miejsce na zło i podłość, na ciemne piekło. I właśnie winorośl nova, żrąca, śmierdząca ciecz, jaka wydobywa się z jej gron, to nic innego jak niechlujna, diabelska próba szatana, który postanowił, że też stworzy wino. (...) Włożył w swoje dzieło tyle jadu, zawiści, nienawiści i złości, tchórzliwej podłości i chytrości, że powstało coś wbrew naturze, ale jednocześnie powstał krzew niesłychanie winodajny. Nova daje z jednego krzewu dwadzieścia razy więcej gron niż inne szlachetne gatunki. Ale komu? Daje skąpym i przebiegłym, którzy chcą mieć jedynie jak najwięcej! (...) Twoim drogim kamieniem - szczawiany! Kiedy kwitniesz, cuchniesz amoniakiem i ściągasz muchy!"  (str. 54, 55)
"Odkryłem to niezwykle rzadkie wino wraz z jednym z moich przyjaciół, kiedy łowiliśmy ryby w pobliżu wrzynającego się w Balaton półwyspu i szukaliśmy właściwego wina dla naszych karpi i sandaczy. Opactwo w Tihany uprawiało ten szczególny gatunek winorośli na północno-wschodnim zboczu. Nikt nie wiedział dlaczego wino z tej właśnie winnicy miało gorzki, korzenny smak. Można naprawdę zapomnieć o najpiękniejszych obrazach Luwru, kiedy skosztuje się sandacza w maśle z sałatką pomidorową i popije owym gorzko-korzennym winem." (str. 61)
Na koniec garść praktycznych tudzież uroczych cytatów:
"(...) wina z Egeru, głównie czerwone, mogą być pite na każdą okazję. Można je pić samotnie i w towarzystwie, do posiłku, w święta i dni powszednie, zawsze będą bez zarzutu. Kiedy piję wino z Egeru, natychmiast zaczynam śnić o wielkich i heroicznych czynach." (str. 63)
"Wino w zasadzie najbardziej lubi rybę, i to pod każdą postacią. Ryba podnosi smak wina, niczego nie odbiera, jest uzupełnieniem jak żółć z błękitem, czy też czerwień z zielenią." (str. 70)
"Piciem rządzi właściwie jedno jedyne prawo: pić można kiedykolwiek, gdziekolwiek, o każdej porze i byle jak!" (str. 75)
"Jeśli jesteś samotny, poza domem, szukaj perspektywy, bo wino lubi wysokość i piękną panoramę. Jeśli jesteś w domu, nakryj stół obrusem, bo tylko barbarzyńcy wystarczy cerata. Zawsze przegryź coś przed piciem, na przykład kilka orzechów włoskich lub laskowych, migdały czy też słodkie kasztany. Orzechy, migdały i kasztany zawierają olejki, które wydobędą smak wina. Uroku dodadzą piciu chryzantemy, żółte, białe lub fioletowe, ustawione jesienią na stole, w wazonie. Zapamiętaj to koniecznie!" (str. 76)
"W każdym przyzwoitym domu, w którym naprawdę szanuje się wino, powinno być co najmniej dwadzieścia rodzajów kieliszków, od pięćdziesiątki na tokaj poczynając, a na półlitrowym kończąc. Innego kieliszka należy używać przed południem, a innego po południu. Uczestnicy nudnych narad i długich konferencji powinni dostawać półlitrowy puchar, aby pijąc powoli, dotrwali do końca zebrania." (str. 80)
"Gdyby jakaś kobieta zapytała mnie, co ma zrobić żeby być piękną, odpowiedziałbym jej: wyjdź na słońce, kochanie, tylko to jest piękne, co znajduje się w blasku słońca." (str. 82)
"Starożytni Grecy wiedzieli, że najgłębiej skrywaną cechą istoty kobiecości jest chęć spełnienia seksualnego. Kiedy jednak upojone pożądaniem kobiety rozpoczynały daleko w górach swój szaleńczy taniec ku czci Dionizosa, wtedy mężczyznom nie wolno było podejść nawet w pobliże. Jeśli ktoryś złamał ten zakaz, bywał rozrywany na strzępy. Tu odbywał się wyższy stopień miłosnej ekstazy, w której mężczyzna jest zbędny, niepotrzebny. Pałający czerwienią żar dochodzi bieli, przybiera formę wyuzdanego odurzenia, każe złożyć siebie w ofierze, staje się religią.
Z tej religii można czynić miłość. Bez tego żarzącego się ognia, my, mężczyźni, całe życie trzęsiemy się z chłodu. Jest nam zimno. Ale głosimy publicznie i wmawiamy niewiastom, że wszystko, co czynimy, ma na celu ich dobro, że wszystko jest dla nich. Jedne się tylko uśmiechają, inne uwierzą." (str. 86-87)

To co, napijemy się wina? :-)




Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Celuj w zdanie" na blogu Sylwii P. "Tu się czyta!",


-"W 200 książek dookoła świata".



"Polak Węgier - dwa bratanki..."


(podkreślenia i wytłuszczenia w treści cytatów sa mojego autorstwa)

wtorek, 8 marca 2016

Spokojnie... to tylko robótka

Pod powyższym tytułem wymyśliłam sobie umieścić dwie robótki, z którymi się wkrótce pożegnam lub już pożegnałam.

Otóż o efekty pierwszej z nich pytała się już swego czasu (hmmm, czyli przed Bożym Narodzeniem Anno Domini 2015) moja mamą. Dostała onegdaj, które to onegdaj datuję na jakieś 3 lata temu (może 4), prawie komplet serwetek i bieżnik. Ile tych serwetek miało/mogło być nie pamiętam, ale u mnie zostały 3 niewykorchmalone i niewyprasowane. Na ewentualne pytania odpowiadam na bieżąco: używam krochmalu w spreju z Lidla.
O, i tutaj dygresyja: czy kto pamięta jak kiedyś się krochmaliło i naciagało firanki koronkowe???
I jak się to fachowo nazywało?
Bo w mej rodzinnej miejscowości, na najdłuższej ulicy w pewnym podwórku było takie COŚ.

Czyli wyprasowałam i wykrochmaliłam pozostałe 3 serwetki, które sobie cichutko siedziały zwinięte w kłębuszek w sypialni.
Oto i one w całej swej Wykrochmalonej Okazałości:


I robótka nr 2.

Zajęła mi rok i trochę - o  TU anonsowałam jej genezę...

Szal wykonany w tym samym wzorze co ten z Rozgrzewajki'2013 [klik]

Ale wymiar, prosz państwa, zgodnie z życzeniem aktualnej już właścicielki, XXXL:


Tu na modelce drugiego sortu ;-) :


To co jeszcze...?

Z okazji Dnia Kobiet mam dla Was przedostanie kwiatki z wazonu.

Nieco przekwitnięte, nieznacznie zasuszone, ale nadal piękne...



"Nigdy nie żałuj pieniędzy wydanych na kwiaty lub książki."
— H. Jackson Brown, Jr.

Wszystkiego najlepszego dla Was kobietki. Na pewno same dobrze wiecie, co Wam sprawia przyjemność, więc życzę ich Wam jak najwięcej. :-)))

poniedziałek, 7 marca 2016

Barbara Catchpole "P.Rosiak i czadowe majtki"

Autor: Barbara Catchpole
Tytuł: "P.Rosiak i czadowe majtki"
Ilustracje: metaphrog
Przełożył: Patryk Gołębiowski
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2013
Liczba stron: 52
Wiek dziecka: 7 - 12 lat


Nadejszła wiekopomna chwila, gdy przeczytania przygód Piotra Rosiaka zażyczył sobie Mały O.
Jak to skwitował starszy o 2,5 roku brat: "A zrozumiał?"
Hmm, trudno powiedzieć, w każdym bądź razie śmiał się. Zakładamy więc, że zrozumiał.

Piotr Rosiak uczeń szkoły podstawowej w Tartyłku, wedle słów własnej matki to "fartowny nicpoń". Warto zapamiętać ten epitet ponieważ znając więcej historii z jego życia można się przekonać, że przygody ma śmieszne, żarty robi czasem mało wybredne, ale nie jest łobuzem, huliganem i nie jest bezczelny. Po prostu: nicpoń.

Tym razem Prosiak opisuje ze szczegółami jak doszło do tego, że został skierowany na obóz reedukacyjny. Otóż proszę państwa, co ma zrobić chłopiec 10 letni, jeśli rano okazuje się, że nigdzie, nawet w stosie ubrań odłożonych do prania, nie może znaleźć swoich majtek ? Zdaje sobie świetnie sprawę z tego, że bez majtek nie wysiedzi na lekcjach, a sprawę beznadziejnie pogarsza fakt, że tego dnia ma lekcję wf. O której zresztą nie pamięta...
Piotr Rosiak ma starszą siostrę i matkę o rubensowskich kształtach. Wybór pierwszy pada na majtki mamy, ale okazuje się, że nie może ich upchnąć w spodniach. Cóż zatem robić, trzeba przejrzeć bieliznę siostry. Stringi odpadają, a jedyne majtki które ma do dyspozycji są jaskraworóżowego koloru z zieloną koronką i błyszczącym napisem z przodu "Daję czadu"...
Opisuję dość szczegółowo początek książki by wiadomo było z jakiego rodzaju humorem mamy tu do czynienia.

Przygody Prosiaka spisane są w formie jego własnych, pierwszoosobowych relacji, z licznymi odniesieniami do współczesności (brawa dla tłumacza). Po otwarciu książeczki wygląda jak byśmy mieli w rękach pamiętnik spisany w 30 kartkowym zeszycie w linie.
Już nie mogę się doczekać co jest w kolejnych wydaniach cyklu, ponieważ widziałam, że seria wzbogaciła się o kolejne pozycje, m.in. "P.Rosiak i tort", "P.Rosiak i wielka wtopa" oraz "P.Rosiak na wagarach", których nie mamy w naszej kolekcji...


Wpis bierze udział w następujących wyzwaniach:

- "Dziecinnie..." na blogu "Czytelnia" Basi Pelc

- "Gra w kolory II" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo

- "W 200 książek dookoła świata"








czwartek, 3 marca 2016

Jak odnaleźć w sobie dziecko


... by odnaleźć dziecko w sobie, warto było wziąć udział w wyzwaniach czytelniczych Magdy, która pisze bloga "Moje czytanie". Ale nie tylko tego... Magda pracuje w bibliotece szkolnej więc dokładnie wie "co się czyta" wśród uczniów, o co pytają, i czy w ogóle czytają. Bardzo podoba mi się Jej podejście do tego, czego oczekuje od wyzwań. Szuka książek, które mogłaby polecić młodym czytelnikom. Niekoniecznie najnowszych, ważne by wzbudziły zainteresowanie.

Dzięki Magdzie na blogu zaczęły spojawiać się opisy książek, które czytałam Karolkom. Nie pamiętam już jak to się stało, że przystąpiłam do Jej wyzwania. Dzięki Magdzie przyjrzałam się dokładnie co stoi na moich regałach z książkami. Mam bowiem taki problem, że nieomal kompulsywnie kupuję książki. Kupuję i czytam, ale w większości kupuję :) Oczywiście staram się aby były jak najtańsze, i zdradzę Wam sekret, że w mojej prywatnej ocenie, internetowy dyskont Aros został przebity ostatnio przez księgarnię Przyjazna.pl z Poznania. Jedyny kłopot z Przyjazną jest taki, że jej ksiegozbiór nie jest bardzo bogaty, ale widzę poprawę, bo pozycje których nie było u nich jesienią już się pojawiły. Jest więc nadzieja. ;)


W wyzwaniu Magdy "Odnajdź w sobie dziecko" brałam udział przez kolejne trzy lata - 2013, 2014 i 2015. Piszę o tym, ponieważ chciałam pochwalić się trofeami, które są w moim posiadaniu dzięki temu cyklowi.
W zeszłym tygodniu wyciągnęłam ze skrzynki pocztowej paczuszkę.

Zawartość była następująca:


Słodkości, którymi podzielę się z Większym Karolkiem (kisiel), natomiast herbatki i ZAKLADKĘ zostawię dla siebie.

Tym samym w moim posiadaniu są:
  TADAM

 już trzy. 
 
Oto i one:


Piękna pamiątka, prawda?

Wykonawczynią tych zakładek jest inna blogerka - Ewelina [klik].


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...