środa, 30 grudnia 2015

Niepokonani Hemingway'a

Autor: Ernest Hemingway
Tytuł: "Niepokonany i inne opowiadania"
Przełożyli: Mira Michałowska, Jan Zakrzewski, Bronisław Zieliński
Wydawnictwo: Iskry
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1987. Wydanie V.
Liczba stron: 80

Wybrane opowiadania stanowią lekturę szkolną w gimnazjum


Dzięki wyzwaniu Magdalenardo (dzięki wielkie Magda!) przypomniałam sobie, ile przyjemności daje krótka forma literacka zwana opowiadaniem. Dawno już niczego takiego nie czytałam.

"Niepokonany i inne opowiadania" jest zbiorem dzieł powstałych w różnych momentach życia Hemingway'a. Życia przebogatego, obfitującego w podróże niemal po całym świecie i biorącego udział w najważniejszych wydarzeniach historycznych epoki w której żył.
Mamy tu echa pierwszej wojny światowej we Francji, z której do amerykańskiego domu powraca żołnierz, Krebs. Wraca dużo później niż jego koledzy sąsiedzi z miasteczka i miota się w swoim niezdecydowaniu oraz dystansie do rzeczywistości. W końcu postanawia nie dać się pokonać ułożonemu życiu i podejmuje decyzję o wyjeździe.
Są ślady podróży po Alpach szwajcarskich i czasu spędzonego nad amerykańskimi jeziorami. I choć zbiór opowiadań wziął swój tytuł od rozgrywającej się latach trzydziestych w madryckim środowisku torreadorów historii, to cechy "niepokonania i buntu" ma też historia opowiedziana w "Coś się kończy". Oszczędnie, lecz w szczerych słowach mężczyzna imieniem Nick daje do zrozumienia kobiecie, z którą podróżuje i łowi ryby, że jego uczucie wypaliło się i między nimi już nie jest tak, jak powinno być. Dziewczyna odchodzi, a w jej miejsce pojawia się mężczyzna...
Czy opowiadanie "Mój stary", które zalicza się do najstarszych w tym wyborze. Opowiedziana z perspektywy chłopca historia ojca, dżokeja, z którym podróżuje po Europie w poszukiwaniu zwycięstw i pieniędzy. Stary, niezłomny zawodnik mimo, że bez formy (jak Manuel w "Niepokonanym"), do końca pozostaje na polu walki oddając się swojej pasji, i od niej ginie.

Styl opowiadań Hemingway'a charakteryzuje się oszczędnością środków wyrazu, zwięzłością narracji a zakończenia dają pole do popisu czytelnikowi, pozwalając działać jego wyobraźni.
Nabrałam ochoty żeby sięgnąć po te dzieła Hemingway'a, których jeszcze nie poznałam. Choć "Komu bije dzwon" miałam w rękach wiele lat temu, przyznam szczerze nie dokończyłam go. To chyba jedyna książka, której nie skończyłam czytać, a dużo mi nie zostało. Ale teraz korci mnie by poznać coś, co nalezy do kanonu arcydzieł: "Pożegnanie z bronią" czy "Śniegi Kilimandżaro".



Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory II" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo

- "W 200 książek dookoła świata" na blogu "Zapiski spod poduszki" Edyty

- "Celuj w zdanie" na blogu "Tu się czyta!" Sylwii P.

wtorek, 29 grudnia 2015

Auta (Cars) - przewodnik po świecie, z którego nie można się uwolnić...

Napisał: Simon Jowett
Tytuł: "Przewodnik po świecie aut"
Ilustracje pochodzą z filmu animowanego "Auta" wytwórni Disney Pixar
Przełożyła: Małgorzata Fabianowska
Wydawnictwo: Egmont
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2009
Liczba stron: 48
Wiek dziecka: od 3 lat

Ten post to ostrzeżenie dla rodziców i opiekunów. Wujków, cioć, babć, dziadków, starszego czy młodszego rodzeństwa też. Ostrzeżenie przed chorobą pod nazwą "fascynacja filmem Auta".

Już zabawa autkami odeszła w zapomnienie i zabawki zdążyły pokryć się kurzem. Już książki stały nieruszane na półce długi, długi czas, aż tu nagle, pewnego dnia... wybuchła szalona miłość od nowa.

Pierwsza i druga część filmu oglądana w weekendy jedna po drugiej, zapisana od góry do dołu kartka formatu A4 ze spisem zabawek, których jeszcze nie mają, a miałby je przynieść pod choinkę Gwiazdor...
Przestrzegłam nawet sprzedawczynię w sklepie papierniczym z zabawkami, upewniwszy się co do wieku jej dziecka (4-5 lat), że dopóki w domu są te zabawki, dopóty istnieje "realne zagrożenie ponownym wybuchem epidemii".

"Przewodnik po świecie aut" to bardzo szczegółowe opracowanie przedstawiające wszystkie wartościowe informacje dla fanów pierwszej części filmu "Auta". Dodatkową atrakcją dla zaślepionych miłością do Zygzaka McQueena jest wkładka w środku książki, na której znajduje się wspaniały widok na tor, na którym odbywał się pierwszy filmowy wyścig. Karolki studiują te strony z lupą w ręku analizując układ zespołów i odtwarzając filmowe scenki na dywanie. Książka jest już w stanie lekkiego rozpadu, ale nadal w użyciu, więc nie wiem jak długo jeszcze wytrzyma.
Było nie było, książka opisuje wszystkich najważniejszych bohaterów z filmu "Auta" i jest Biblią dla Auto-maniaków.

Przy okazji okazało się, że autorem, nie autorką (jak czytamy na drugiej stronie książki) jest Simon Jowett. To scenarzysta, który pisał m.in. dla "Stacyjkowa", "Boba Budowniczego",ale też do filmu "Sędzia Dredd".


Wpis bierze udział w następujących wyzwaniach:

- "Gra w kolory II" i "Odnajdź w sobie dziecko III" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,


- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015 r." na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki".

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Lila Prap "Międzynarodowy słownik mowy zwierząt"

Tekst: Lila Prap
Tytuł: "Międzynarodowy słownik mowy zwierząt"
Ilustracje: Lila Prap
Tłumaczenie: Bolesław Ludwiczak
Wydawnictwo: Media Rodzina
Miejsce i rok wydania: Poznań 2005
Liczba stron: 40
Wiek dziecka: od 6 do 12 lat


I już po Wigilii. Czy mieliście okazję wysłuchać tego, co mówią w ten wieczór zwierzęta?

Nasze, Małego O. i moje, powroty do domu odbywały się ostatnio przy dźwiękach płyty "Angielski dla przedszkolaków ". W jednym z utworów dzieci poznają jak po angielsku odzywa się kot, koń, kogut, kaczka, indyk. Nasze swojskie kukuryku, ihaha, gul gul nie brzmią tak samo.
A w tej książce, jak na słownik przystało, można sprawdzić jak brzmią głosy tych i innych zwierząt w wielu językach. Dokładnie w 42! Dla zaciekawionych: w słowniku jest język perski, romski, nepalski, tajski, suahili.
Do książeczki dołączona jest płyta CD z nagranymi odgłosami zwierząt. Zgodnie z poleceniem można sobie sprawdzić jak brzmią zwierzęta w innych językach. Podpowiedź w książce jest taka, że brzmią odmiennie. Otóż z uwagą wysłuchałam wszystkich 14 nagrań i nie zauważyłam wyraźnych różnic. Dziwne to trochę. Bo ja właściwie spodziewałam się usłyszeć na płycie nagrania "ludzkich tłumaczeń", czyli: "neigh neigh" (ihaha),  "cook-a-doodle-doo" (kukuryku) itd.

Cóż, dobrze, że autorka współpracowała z tłumaczami przy tworzeniu słownika i do pomocy mamy zapisy fonetyczne.
Na plus można zaliczyć, że są tu fajne rysunki zwierząt, bo autorka jest również ilustratorką.

Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory II" i "Odnajdź w sobie dziecko III" u Magdalenardo na blogu "Moje czytanie"


- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015r." u Edyty na blogu "Zapiski spod poduszki".


środa, 23 grudnia 2015

Życzenia

W międzyblogowym świecie i świecie namacalnych problemow i relacji trwa festiwal swiatecznych życzeń.
Nie chcę zostawić strony bez komentarza i zostawić choć ślad najbardziej czułej atmosfery wigilijej wieczerzy, kiedy życzymy sobie różnie, czasem nieporadnie, czasem z przyklejonym uśmiechem, ale myślę i mam nadzieję, że przeważnie z serca.

To najpierw ja: czego bym sobie życzyła.
Życzyłabym sobie spokoju ducha, powściagliwości w emocjach i wytrwałości w tłumaczeniu dzieciom różnych spraw. I żeby to tłumaczenie przynosiło realne i widoczne owoce. To najważniejsze.

Ponieważ od nastoletnich lat lubię się zadręczać problemami świata, życzę Ci Świecie byś się otrząsnął i przestał walczyć bronią, od której sam giniesz: terroryzmem, pogardą dla odmienności, bezmyślną dewastacją przyrody, nieprzemyślanymi inwestycjami, nadmierną konsumpcją.
Ufff.
Strasznie mi to leżało na sercu... Szczególnie, kiedy poczytałam sobie u Megi o bioróżnorodności i o rezerwatach...

Wszystkiego najlepszego dla Was Kochani i niech wam się spełni w tym nowym roku to, czego najbardziej Wam potrzeba.

czwartek, 17 grudnia 2015

"Tupcio Chrupcio. Kapryśna myszka"

Autor: Anna Casalis
Tytuł: "Tupcio Chrupcio. Kapryśna myszka"
Ilustracje: Marco Campanella
Tekst polski: Eliza Piotrowska
Wydawnictwo: Wilga
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014
Liczba stron: 28
Wiek dziecka: od 3 do 7 lat

Seria: "Tupcio Chrupcio"

zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa
Jak wiele bajek dla dzieci ulega teraz sfilmowaniu! Czasem trudno się zorientować, co było pierwsze, bajka filmowa, czy książkowa. W przypadku Tupcia Chrupcia pierwowzór powstał najpierw w wersji papierowej. Jego rodzicami są włoscy artyści - Anna Casalis [http://www.giunti.it/autori/anna-casalis/ oraz rzeźbiarz i rysownik, Marco Campanella [http://www.marcocampanella.it/].

Książka o myszce imieniem Tupcio Chrupcio należy do serii "Wychowanie przez czytanie" i porusza tematy bliskie każdemu rodzicowi.
Tupcio czasem jest bardzo wybredny i humorzasty. Tak jak dzieci kiedy "mają zły dzień". Tym razem ma iść z mamą na zakupy, ale nie bardzo może się wybrać. A kiedy już na tych zakupach są, staje się krnąbrny i ciągle o coś prosi, a to o kolejną przejażdżkę na karuzeli, a to o lody. I kiedy wracają z zakupów do domu mama w końcu traci cierpliwość i chowa się przed kapryśnym synkiem.
Chrupcio zaczyna bać się ciemności, kruszeje i wraca pełen potulności na łono rodzicieli, którzy przyjmują go bez wymówek.

Tak, czasem jedyny sposób na dziecko, które ma tak zły dzień, że nie idzie się z nim w jakikolwiek sposób dogadać, to zostawić go samego sobie ze swoimi humorami.

Karolki znają Tupcia głównie z kresówek, ale tę książeczkę nabyliśmy na czas określony w bibliotece. :-) Bajki z udziałem tej myszki, które widzieliśmy w telewizorze, były bardzo blisko problemów, które napotykają na swojej drodze małe dzieci. Z książek, ta była pierwsza jaką przeczytaliśmy. Warte polecenia w tej grupie wiekowej.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

- "Odnajdź w sobie dziecko - III" i "Gra w kolory II" Magdalenardo na blogu "Moje czytanie",


- "W 200 ksiażek dookoła świata - Edycja II - 2015 r." Edyty na blogu "Zapiski spod poduszki"

środa, 16 grudnia 2015

"Nie mogę żyć bez tej książeczki"

Autor: Ramona Bădescu
Tytuł: "Pomelo i kolory"
Ilustracje: Benjamin Chaud
Przełożyła z francuskiego: Katarzyna Skalska
Wydawnictwo: Zakamarki
Miejsce i rok wydania: Poznań 2014
Liczba stron: 124
Wiek dziecka: od 3 do 7 lat


Pomelo to nowy idol Małego O. Tytuł posta to słowa mego dziecka, które padły kiedy podjęliśmy decyzję o zwróceniu książeczki do biblioteki. Cóż było robić, dzyń dzyń, przedłużona na kolejny miesiąc. Mam nadzieję, że Gwiazdor, który u nas robi prezenty na 24 grudnia (;-)) weźmie pod uwagę uczucia dziecka i podrzuci drugi egzemplarz pod choinkę.

Tymczasem przyjrzyjmy się Pomelo. Pomelo, jak mówi sama wikipedia, jest wielkości dmuchawca (dandelion). Czy to ma znaczenie w jego postrzeganiu kolorów? Może i ma. Z takiej perspektywy świat wygląda nieco inaczej. Nieco mniej dosłownie, nieco bardziej niepokojąco. Interesująco i bez niepotrzebnego ograniczania wyobraźni.
Bo jak inaczej nazwać barwy świata, w którym żyje Pomelo?

"za każdym razem inna żółtość siuśków"

"niepokojący pomarańcz jesieni"
- Cemu niepokojący? Pokojący, bo potem jest zima i psychodzi Mikołaj - komentował obrazek Mały O.


"błękit snów"
Prawda, jakie to trafne?

"szara zieleń pleśni"
Owacje na stojąco za ten rysunek!
I nieco więcej rozważań nad kolorem różowym. Otóż i one:

u góry: "róż absolutny pośladków Pomelo"
niżej: "róż sałaty, gdyby tylko tego chciała"
Prawda, że odlotowe?
I gdy zapytałam Małego czy weźmie książeczkę do przedszkola, żeby pokazać kumplom przedostatni obrazek i pośmiać się, odparł poważnie: "Nie".  Wygląda na to, że tylko matkę to bawi.

Ale z Pomelo jeszcze się zobaczymy...


Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Odnajdź w sobie dziecko III" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,


- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015 r." na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki".

poniedziałek, 14 grudnia 2015

And nalewka goes to...

Uwaga uwaga.

Z małym poślizgiem spowodowanym pogodą, która sprzyjała siedzeniu w domu, tłuczeniu totletów i wyjadaniu czekolady, ale też w związku z absorbującymi obowiązkmi szkolnymi, które ostatnimi czasy koncentrują się wokół akrusza papieru formatu A3, niniejszym zapraszamy na ogłoszenie wyników losowania.

13 grudnia to też wiekopomna chwila w historii rodu Karolkowego, albowiem w 20 rocznicę stanu spotkali się rodzice Karolków. Żeby było ciekawie, 13 grudnia 2001 roku w Warszawie mróz sięgał  - 15 (minus 15), wieczorem dopiero co zaczął padać śnieg, a gdzieś daleko na Mokotowie, który jeszcze nie wiedział wtedy, że będzie miejscem mrożącym krew w żyłach (kurdę nie pamietam, jak go nazwał ostatnio taksówkarz, please help!) grał HIM.
(... a późniejsze spotkania podlewane były herbatą z lubczykiem, chłe chłe chłe... )

No to wszystko już wiecie. Czasem trzeba wyjechać na drugi koniec Polski, żeby znaleźć to co jest całkiem blisko... ;-)
(Zabrzmiało jak z Koziołka Matołka...)

Tymczasem, orkiestra tusz, ogłaszam wyniki losowania.

W zabawie wzięło 6 osób. Dziękuję serdecznie!
Oto one, odważne zdeterminowane dziewczyny:



Maszyna losująca, którą recykling pozbawił kolorowych kul losujących,

 maszyna losująca rusza
 jeszcze ostatnie spojrzenie sędziego linowego:
 
wymieszała

wymieszała

i wylosowała


And nalewka goes to:


Sylwia P.!

to u nas pierwsze ozdoby światączne w tym sezonie
Gratulacje!!!
 
Sylwio, prześlij proszę Twe namiary pocztowe na adres: idudzinskaantkowiak@gmail.com

Małemu O. było mało. Poszedł dalej i wyciągnął jeszcze jedną karteczkę.

Oto ona.

Jeśli szanowna Inwentaryzacja zechce podać swe koordynaty, to Mikołaj (wróć: Gwiazdor) też podrzuci Jej niespodziankę pod choinkę. 
Do karpia :-)

Dziękuję Wam za zabawę i do siego roku!

A to bohater naszego A3 formatu. :-)



piątek, 11 grudnia 2015

Zadane.pl

Zarejestrowałam i udzieliłam się wczoraj na portalu zadane.pl.

Zgłosiłam się z problemem, który pojawił się w związku z zadaniem domowym jakie dostał Większy K. z matematyki. Oto ono:


Dostałam odpowiedzi w stylu upchnąć, pokroić. Ale drążyłam temat dalej, gdyż jakoś nie bardzo mi to pasowało. W końcu jakieś dziewczę odpisało "sami zrubcie". Ubawiło mnie to więc odpisałam jej z uśmiechem "to co foch?" i zamknęłam forum.
Oczekując na kreatywność i pomoc ze strony forumowiczów przy okazji pomogłam komuś zrozumieć procenty. Dostałam za to podziękowanie a moja odpowiedź oznaczona została jako "najlepsza odpowiedź".  Fajnie, nie?
Ale powróćmy do mojego czytaj: Karolkowego pytania.
Ostatecznie wpisaliśmy - wysypać, pokroić, wyciągnąć pestki, robaczywe śliwki wyrzucić, resztę upchnąć.

Rano koleżanka na widok obrazka odparła bez namysłu "Zrobić dżem". OK. Ale i tam mam wątpliwości czy z kosza śliwek wyjdzie 1 słoik.

Jeżeli to jest prawidłowa odpowiedź na zadanie z matematyki dla II klasy podstawówki w książce wydanej przez WSiP to chyba jakaś pomyłka. Za moich czasów skecze jak zmieścić słonia w lodówce opowiadało się na trzepaku albo w piaskownicy.
A nie w książce do matematyki.

No to foch.


P.S. Procenty czekają na Was tutaj [KLIK]

Takie dla dorosłych, nie dla uczniów... ;-) 

Serdecznie zapraszam jeszcze tylko do soboty do 24:00!

czwartek, 10 grudnia 2015

O języku (władzy)

Wkurzona stylem jazdy kierowców, którzy mijają powiatową drogą nasze osiedle usiadłam raz kiedyś z rana i nasmarowałam podanie do władz drogowych.
Intencja pisma była omawiana już dużo wcześniej z koleżanką-sąsiadką, która również widziała sprawę do załatwienia.
Na początku września miałyśmy okazję spotkać się w siedzibie władz gminnych przy okazji "konsultacji społecznych" w sprawie projektów dróg, które gmina wielkodusznie (tuż przed wyborami) wyciągnęła zez przepastnych szaf i rzuciła na pożarcie wygłodniałemu cywilizacji i asfaltowych dróg ludowi...
Natenczas, analizując koncepcję projektu, któren kończył z jednej strony chodnik na 50 metrów przed przystankiem autobusowym, zadałam pytanie o "pociągnięcie tematu" o te brakujące do szczęścia kilka gupich metrów.
W odpowiedzi usłyszałam, że to nie było w planie, a budowa wymaga osobnej uchwały gminy i projektu, ale na wyższym szczeblu, bo w powiecie. No co wy powiecie.
- "To jest wystarczająco dużo czasu aby taką uchwałę podjąć i chodnik zaprojektować" odparłam. Zważywszy na to, że analizowana przebudowa dróg miałaby nastąpić za jakieś 2 lata. Minimum.
Cisza zapadła. Jak w pustej szufladzie.
No to z drugiej strony wzięłam się za przystanek - na wyjeździe z osiedla, gdzie latem (kiedy nie widać ostrzegawczych świateł nadjedżającego samochodu) można sobie elegancko czołóweczkę zafundować. Jak małżonek powiedział i kazał napisać w piśmie, o którym w pierwszych słowach tego postu piszę, nasmarowałam: "tylko dzięki wyjątkowej ostrożności i rozwadze mieszkańców osiedla nie dochodzi tu do wypadków". Czy przejście dla pieszych tu będzie. Nie. Zatem walnęłam prosto z mostu, że się dantejskie sceny tu rozgrywają, a oznakowania nie ma żadnego: że skrzyżowanie, że piesi, że zakaz wyprzedzania. Zero null.

No co się potem, Szanowne Państwo, działo to najstarsi górale nie pamiętają!
Gdy żeśmy z Małym O. wracali po 2-3 godzinach od dentysty, na wjeździe policyja stała i już kogoś namierzyła. Ha! Potem wielokrotnie zdarzało mi się ich widzieć tamże (i zawsze kogoś z imienia i nazwiska sprawdzali), znaczy się dobry punkt poboru opłat znaleźli. Bo to teren zabudowany jest, a że prosty kawałek drogi się jawi, no to sami sobie dopowiecie co tu się dzieje...
Ale urzędowe pismo z fachowym nazewnictwem znaków drogowych (takich wiecie B-27, D-14 żeby nie myśleli, że z lajkonikiem dyskutują) do właściciela drogi skierowane, nadal w folderze Moje leżało i płakało nad swą niesprawczością dziejową. No tośmy z koleżanką-sąsiadką spotkały się któregoś wieczora pod koniec października i zaczeły redagować.
I tu clue sprawy. Po wyborach już było, więc wiadomym też było kto, ile, kiedy i jakim stylem będzie rządził.
W te pędy sąsiadka kazała mi pismo, którego formuła w poznanych w szkole (tudzież pracy) formule pism urzędowych mieściła się, przeredagować w stylu Kukiza. Czyli: "ma być zrobione", tu podkreślić, tam na czerwono z dużych liter pisać. Żadnych takich, wiecie: "uprzejmie zwracamy się".
(A już szczególnie do tych z dużych  liter pisanych sformułowań obrzydzenie mnie brało).

Trochę żal mi było, ale z uśmiechem Giocondy pismo przerobiłam i wysłałam na skrzynkę 30 metrów dalej. Z problemami, bo cóś internet szwankował tego wieczora. Ale poszłooo.
Potem sąsiadka obiecywała, że po święcie się zajmie (11 listopada) i jutro minie miesiąc.

Tylko tak niedawno, kiedy sobie skutecznie chorowałam (czyli miesiąc temu) i czas, żeby myśleć miałam (hehe) myśl taka, tu w głowie, mnie naszła:

"Czy jak władza do nas takim językiem mówi, to my też musimy/powinniśmy?"

środa, 9 grudnia 2015

Miguel Sousa Tavares "Królik i Chopin"

Autor: Miguel Sousa Tavares
Tytuł: "Królik i Chopin"
Ilustracje: Fernanda Fragateiro
Z portugalskiego przełożył: Gabriel Borowski
Wydawnictwo: Rea-SJ
Miejsce i rok wydania: Konstancin-Jeziorna 2015
Liczba stron: 57
Wiek dziecka: od 7 do 12 lat


Pozwólcie, że użyję patetycznych słów: "Serce roście kiedy czyta się takie opowieści dla dzieci". Jednocześnie przychodzi refleksja, że są na szczęście jeszcze współcześni pisarze, którzy takie opowiadania piszą. Mój zachwyt może oczywiście wynikać z tego, że mało jeszcze w życiu przeczytałam i widziałam, więc nad czym się tu roztkliwiać, pff...
Ale prawda jest taka, że wybór lektur na rynku czytelniczym dla dzieci jest przeogromny, ale nie wszystkie chwytają człowieka za gardło i serce.
Ta, tak.

Ismael został wybrany przez swojego ojca, królika Maltese, znanego jako najmądrzejszy i najsprytniejszy królik w lesie, na następcę. Tym samym zamiast bawić się ze swoim licznym rodzeństwem zgodził się spędzać całe dnie na poznawaniu zasad rządzących króliczym życiem. Dzięki temu dowiaduje się jak przeżyć - kto jest największym wrogiem, jak zapewnić sobie wodę w czasie upałów, gdzie wykopać norkę. Poznaje też mowę ptaków i drzew. Ismael przechodzi przez kolejne szczeble wtajemniczenia i umiejętności, jakie posiadł jego ojciec dając obraz niezwykle szczegółowej wiedzy na temat życia królików.  Barwny i ciekawy obraz staje się jeszcze ciekawszy kiedy okazuje się, że królik Maltese rozumie ludzką mowę i uczy Ismaela pisma. A Ismael kocha muzykę.

Tu wkraczamy na baśniową ścieżkę opowieści, na której królik ma okazję spotkać Fryderyka Chopina, odpoczywajacego w domu niedaleko lasu, w którym Ismael żyje. Królik codziennie wieczorem biegnie na taras domu, gdzie może słuchać gry kompozytora. Pianista w końcu zauważa, że ma słuchacza i rozpoczyna się wzajemne poznawanie. Początkowo ich rozmowa wygląda "typowo", ale okazuje się, że Ismael potrafi porozumieć się kiwając głową, poruszając łapkami... i w końcu używając pisma.
Dwa światy ludzki i zwierzęcy spotykają się i zaprzyjaźniają dzięki wrodzonej wrażliwości.
I chociaż historia jest podwójnie nieprawdopodobna, bo prowadzi nas do tajemniczego dzieła, które miał napisać Fryderyk Chopin dla swojego przyjaciela Ismaela, to jest niezwykle ciepła i magiczna.
Nawet jeśli ktoś myśli, że to bzdura, to moim zdaniem bardzo roztkliwiająca, która nawołuje do pokochania przyrody.
Przytulajcie się do drzew, troszczcie się o zwierzęta. Jeśli ich zabraknie, co nam pozostanie na tym świecie?

P.S. Warto też zobaczyć ilustracje w tej książce.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

- "Odnajdź w sobie dziecko III" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,


- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015 r." na blogu "Zapiski spod poduszki" Edyty,

- "Celuj w zdanie" na blogu "Tu się czyta!" Sylwii P.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Tomasz Padło "Koniec świata"

Autor: Tomasz Padło
Tytuł: "Koniec świata"
Fotografie: Tomasz Padło
Wydawnictwo: Universitas
Miejsce i rok wydania: Kraków 2014
Liczba stron: 144


Pochodzę z Azji. Z Azji, czyli z terenów za Wrześnią, czy jak powołuje się na obiegową opinię Tomasz Padło terenów "za Koninem". Nieważne. Ważne, że w mniemaniu wielu (ciekawe ilu) ludzi Europa kończy się za Poznaniem...
Powiem Wam w zaufaniu, że pod Wrześnią roztaczają się pola ryżowe, a tuż przed moją rodzinną miejscowością wzdłuż torów kolejowych ciągnie się Wielki Mur Chiński. Kto nie wierzy, niech wsiada w pociąg i sam zobaczy.

Książkę nabyłam dzięki Edycie, która pewnego razu napisała o promocji cenowej książek w wydawnictwie Universitas. Zainteresował mnie temat tak przedstawiony na stronie wydawnictwa:
"Tomasz Padło opowiada o niewidocznej gołym okiem – niewidocznej dla postronnego, nie zawsze uważnego obserwatora – trójgranicy, dzielącej tereny dawnych zaborów. Narracja ta w wyjątkowy sposób łączy badania terenowe, reportaż i fotografię; pokazuje, że rów, most czy rzeczułka to granice, dzielące nie tyle gminy, co Rzym i Bizancjum, Europę i Azję, już nie tyle rów melioracyjny, co mur pomiędzy tym, co nasze i co obce. Ale książka Tomasza Padły byłaby niepełna bez fotografii: to zdjęcia dalekie od wszelkiej ilustracyjności, na równi ze słowem tworzące narrację własną, opowieść oka. Na zdjęciach widnieje Polska taka, jaka jest – ani szczególnie piękna, ani zdecydowanie brzydka. Jednak przesączona wyjątkowym światłem, przedstawiona w uporządkowanych kadrach doświadczonego fotografa staje się bardziej czytelna, mimo ułomności powabniejsza; tak dzieje się zawsze, kiedy widza prowadzi za rękę przewodnik dobrze znający swój fach. Osobliwa to historia, warta poznania."
Tomasz Padło to autor zdjęć i towarzyszącym im rozważaniom, które są poparte naukowymi źródłami (prace socjologiczne, statystyczne opracowania, analizy kulturowe). Dokumentacja fotograficzna jest specyficzna, czasem zaskakująca, ale dobrze oddająca ducha czasów i klimat miejsc. Autor wybrał się szlakiem granicy porozbiorowej, która umownie dzieli nasz kraj na dwa spolaryzowane regiony. Tę polaryzację widać szczególnie następnego dnia po wyborach, kiedy patrząc na mapę Polski widać wyraźną różnicę i granicę politycznych sympatii.
Skąd się to może brać, czy powojenne migracje ze wschodu na zachód wpłynęły na sposób myślenia mieszkańców, jak i czy europeizacja oraz fundusze unijne wpłynęły na rozwój lokalnych społeczności, to niektóre myśli towarzyszące podróży.
Czasem taka granica przebiega przez miasto, jak w przypadku Golubia-Dobrzynia, czasem wzdłuż rzeki, czasem mentalność pozostała na etapie śródpolnych granic Kongresówki... 

Takie postrzeganie najbliższych sąsiadów w kategoriach my-oni, lepsi-gorsi w dalszym ciągu jest obecne i na Mazurach, i w Wielkopolsce (Bose Antki i Bażanty), w rejonie Górnego Ślaska (Hanysy i Gorole), i w rejonach Krakowa...

Bardzo ciekawa lektura.


Wpis bierze udział w wyzwaniach:

-"W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015 r." na blogu "Zapiski spod poduszki" Edyty;

- "Gra w kolory II" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo (początkowo myślałam, że okładka jest czarna, ale nie, jest granatowa. I to bardzo ciemno granatowa).

środa, 25 listopada 2015

O modzie, czyli pluszowe misie

Pod hasłem spóźnione lektury, ale nie tym razem jednak, gdyż zdążyłam przeczytać dodatek w weekend, w którym się ukazał.
Moda interesuje chyba każdego. Albo się jest na tej fali albo pod nią. ;-)


W "Wysokich Obcasach" spodobały mi się słowa projektanta mody Jeana-Charles'a de Castelbajac. Zaprojektowaną przez de Castelbajac kurtkę z czerwonego koca nosił John Lennon, jego futro z pluszowych misiów* nosiła Madonna, a kurtkę z pluszowych Kermitów, okrzykniętą najbrzydszym ubraniem w historii show-biznesu, Lady Gaga.
Ale to na marginesie.

"Podczas Art and Fashion Forum w Poznaniu, którego byłeś gościem, mowa była m.in. o tym, by wybierać minimalistyczne, ponadsezonowe ubrania. Co o tym myślisz?
Święta racja, najwyższy czas na ruch antymodowy! Bo cały system mody kręci się dzisiaj wyłącznie wokół pieniędzy. To crazy, szaleństwo: haute couture, prêt-à-porter, pop-up store, szybko, wściekle, fast and furious. Czas to zatrzymać.
I co wtedy z Tobą? 
Właśnie zrobiłem kolekcję ekstremalnie minimalistyczną. Petit Bateau [klik] taka jest. Swoje rysunki mogę wykorzystać w sztuce, na obrazach. Nie brak mi sposobów, by wyrazić siebie. W latach 70. pisałem na ubraniach, potem rysowałem, umieszczałem na nich fotografie, logotypy. Może teraz nadszedł czas na czystość?"





Mazur N., Opętany przez tęczę, „Wysokie Obcasy” 2015 nr 46.
 

* 25. XI. przypada światowy dzień pluszowego misia

sobota, 21 listopada 2015

Make nalewka not war, czyli ROZGRZEWAJKA

 Co się dzieje?
Wiadomo, źle się dzieje, ale ja nie tracę nadziei, bo
wierzę, że ludzi dobrej woli jest więcej...


Minął kolejny rok na blożku, a tu ani widu, ani słychu. Okoliczności przyrody były/są takie, że dzieje się niekoniecznie dobrze, ale nie o tym tu mowa będzie. Stąd jednak pewien poślizg i brak rękodzieła szydełkowo-drutowego (nad czym sama ubolewam). Lecz tradycji musi stać się zadość. Czyż nie?

Zatem ogłaszam wszem i wobec kolejną rozgrzewajkę!

Tradycyjnie do wygrania jest nalewka domowej (acz nie mojej) roboty, aroniowa, w rekordowej czytaj: maksymalnie dostępnej objętości 500 ml.
Do tego akcesoria dla dwojga. Nie mylić z kajdankami.
Otóż i rozświetający rozgrzaną atmosferę lampion z wymownymi słowami "Love is all you need".

Całość prezentuje się tak:


Do 12 grudnia można zgłaszać się na ten zestaw.
Warunki, które nie są konieczne, ale mile widziane to dodanie bloga do obserwowanych, umieszczenie banerka u siebie i wpis pod postem wyrażający chęć propagowania miłości w imieniu Karolków. :-)

Karolki wylosują zwycięzcę 13. grudnia, a wyniki ukażą się na blogu. 

Czy gotowi?
Życzę Wam powodzenia i make love not war.



Mama Karolków, która mawiała 25 lat temu, iż urodziła się 30 lat za późno, hehehe
 :)

piątek, 20 listopada 2015

Niezwykłe kołysanki, czyli propozycja prezentu

Tytuł: "Kołysanki"
Ilustrował: Artur Piątek
Wydawnictwo: Siedmioróg
Miejsce i rok wydania: Wrocław 2006
Liczba stron: 48
Wiek dziecka: bez ograniczeń



Serdecznie polecam tę książkę. Szczególnie teraz, kiedy zbliżają się święta i ktoś chciałby zrobić prezent na przykład przyszłej mamie. Albo małym dzieciom?

Znamy się z "Kołysankami" od czasów narodzin Większego K.  Dzięki temu, że na końcu dołączona jest płyta z utworami nagranymi przez Ewę Lorską, Rafała Ignaszewskiego i zespół Marka Kisielińskiego można również posłuchać kołysanek w bardzo przyjemnym wykonaniu. Na zdolniejsze osoby znające nuty w środku czeka niespodzianka, ponieważ każdy utwór ma swój zapis.

Wśród autorów znajdziemy najznamienitsze nazwiska, tytuły i słowa: "był sobie król, był sobie paź...", czyli "Już księżyc zgasł", "Iskiereczka" Janiny Porazińskiej, która mruga na Wojtusia z popielnika, moje ukochane "Idzie niebo ciemną nocką", którego melodię słyszaną z ust Babci przypomniałam sobie dzięki tej książce oraz inny wiersz Ewy Szelburg- Zarembiny "Jeż" (cudne strofy), "Ach, śpij, kochanie"  Ludwika Starskiego i Henryka Warsa znane z filmu "Paweł i Gaweł", "Kotek" Juliana Tuwima z muzyką Witolda Lutosławskiego co śni o miseczce pełnej mleczka, subtelne "Śniegulinki" Jana Maklakiewicza (stryja Zdzisława), "Kołysanka (Małe dzieci)" Anny Świrszczyńskiej, "Bajeczki śpią" Stefanii Grodzieńskiej, "Kiedy byłem maleńki" nieznanych autorów (która przypominała mi się na spacerach z wózkiem, w którym leżał już Mały O.), "Dobranoc" Wincentego Pola, szare bure kotki dwa, czyli "A... a... aaa..." Stanisławy Bogusz i popularne kanony "Wieczorem"  oraz "Panie Janie".

Jako dorośli nie pamiętamy zazwyczaj całości kołysanek, co ujawnia się boleśnie kiedy zjawia się potrzeba uśpienia jakiegoś małego brzdąca. Taki zbiór to okazja by sobie je przypomnieć i wykorzystać. Taki must have dziecięcej biblioteczki. Czasem mogą się przydać nawet później. Jeszcze teraz Większy K., który ma prawie 9 lat, prosi mnie czasem by mu zaśpiewać "Idzie niebo ciemną nocką" kiedy nie może zasnąć. :-)


Wpis bierze udział w wyzwaniach "Gra w kolory II" i "Odnajdź w sobie dziecko III" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo.




czwartek, 19 listopada 2015

Maria Kownacka "Kajtkowe przygody"

Autor: Maria Kownacka
Tytuł: "Kajtkowe przygody"
Ilustracje: Przemysław Tomczak
Wydawnicytwo: Oficyna Wydawnicza G&P
Miejsce i rok wydania: Poznań 2011
Liczba stron: 84
Wiek dziecka: 8-12 lat

Lektura szkolna dla klasy III


Stare lektury są niemodne. Stare lektury są napisane śmiesznym, niezrozumiałym językiem i opowiadają o obyczajach, które minęły i nigdy nie wrócą. To bezwartościowe bzdury, które należy wytępić z kanonu lektur.
Prawda, czyż nie?

A teraz moje zdanie.
Stare lektury mają swój urok. Opowiadają o czasach, kiedy nas jeszcze nie było, żyli nasi dziadkowie a może nawet rodzice, i pokazują świat, który już nigdy nie wróci. Młode pokolenie, jeśli tylko pozwolimy mu być wrażliwym i nie zostawimy sam na sam z niezrozumiałymi sprawami, potrafi się przy nich świetnie bawić i uczyć.

Czytanie Większemu K. "Kajtkowych przygód" to dla mnie był po pierwsze, powrót do szczątkowo pamiętanej lektury szkolnej, a po drugie sentymentalna podróż w czasie do mojego dzieciństwa. Kto nie słyszał o Kajtku, bocianie, który nie odleciał na zimę do Afryki i zamieszkał w gospodarstwie? Może młodsze pokolenie już go nie zna, ale dla pokolenia mojego i starszego to kultowa postać. Podobnie jak inny bohater Marii Kownackiej, Plastuś. O dziwo, "Kajtkowe przygody" nadal są wymienione wśród lektur, które służą dzieciom początkowych klas szkoły podstawowej. Można się spierać czy jest to potrzebne, ale trzeba się zastanowić czy dzieci mają poznawać tylko łatwe, prosto napisane opowiastki, vide język z serii "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai", która nie ujmując fabule jest napisana tak prostym czasem teraźniejszym, że aż razi.

Wracając do Kajtka, Antka, Wawrzka, psa Bukieta, Mruczka i innych postaci ludzkich i zwierzęcych. Świat widziany oczami bociana może być śmieszny, o czym przekonałam się czytając jego przygody Większemu. Dziecko śmiało się i domagało się kolejnych rozdziałów, z żalem rozstając się z opowiadaniem. Oczywiście musiałam czasem robić dygresje i tłumaczyć co robią ludzie na wsi (międlą len, babcia przędzie na kołowrotku, kopcują ziemniaki i marchew, przygotowują beczkę do kiszenia kapusty), ale to była przyjemna i zaskakująca podróż z myślą, że może już niedługo nie będzie miał kto sięgać do tych czasów, skoro już teraz kryzys lat 80 młode pokolenie przyjmuje z niedowierzaniem pytając "Jak to, w supermarketach nic nie było?"
Tło historyczne i obyczajowe jest faktycznie bardzo odległe, ale w pierwszych klasach podstawówki większy nacisk kładzie się na symbole i omawia proste sprawy. Lektura taka jak ta, to ciekawa i niespotykana przygoda z... bocianem w domu.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
-"Odnajdź w sobie dziecko III" i "Gra w kolory II" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,


- "Celuj w zdanie" na blogu "Tu się czyta!" Sylwii P.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...