Autor: H. Ch. Andersen
Tytuł: "Dziecię elfów"
Ilustrowała: Olga Siemaszko
Opracowała: Cecylia Niewiadomska
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy "Nasza Księgarnia"
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1982. Wydanie VII.
Liczba stron: 48
Wiek dziecka: od 6 do 12 lat
Lektura szkolna dla uczniów II klasy szkoły podstawowej
Któż nie zna historii Calineczki? Okazuje się, że w zależności od tłumacza i jego interpretacji Calineczka jest Drobinką. I nie spotka się w spisie treści baśni Andersena "Calineczki", lecz "Dziecię elfów".
Fabuła na szczęście jest ta sama. Drobinka pojawia się na świecie dzięki marzeniom samotnej kobiety, która bardzo chce mieć malutkie dziecko. Pomaga jej czarownica, ofiarując ziarno jęczmienia, z którego wyrasta kwiat, a z jego kielicha wychodzi prześliczna dziewczynka wielkości pszczoły.
Matka dba o nią i kocha z całych sił, z czego najbardziej utkwiło mi w głowie posłanie Drobinki: poduszka z płatków fiołka i kołderka z płatka róży...
Drobinka zostaje pewnej nocy porwana przez ropuchę, która chce wydać piękną dziewczynę za swojego syna. Do ożenku nie dochodzi dzięki pomocy ryb, które uwalniają Drobinkę uwięzioną na liściu nenufara na środku rzeki. Do kolejnych aranżowanych małżeństw też na szczęście dla głównej bohaterki nie dochodzi. Pisane jest jej szczęście z elfem, czyli taką jak ona istotą.
Po głowie chodzi mi głębsza analiza ukrytych w baśni przesłań, bo z pewnością takie są. Swaty na siłę, poświęcająca praca u starszego, lecz wyrozumiałego chrabaszcza, nieodwzajemniona miłość kreta, dalekie podróże i tułaczki... Ile w życiu czeka nas, piękne pracowite dziewczyny zanim znajdziemy, znajdzie nas ten wymarzony książę??? ;-)
Zdumiewające, że pomimo hałasu medialnego, sprzeciwu oraz oburzenia jaki lata temu wywołał pomysł zmian w kanonie lektur szkolnych, okazuje się, że w początkowych klasach szkoły podstawowej nadal operuje się lekturami, które miało w rękach pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków. Czyli niewiele się zmieniło w tej materii. Będąc pod koniec lutego na arcyciekawym spotkaniu z profesorem Grzegorzem Leszczyńskim miałam okazję posłuchać o roli i wadze baśni w życiu dzieci, o tym, że literatura dziecięca autorstwa polskich twórców jest niezwykle przetrzebiona i odsunięta w zapomnienie, brak w niej korzeni i dalekich tradycji, a wszystko przez kolejne zawirowania historyczne i polityczne, które usuwały z kanonu książki i autorów niewygodnych aktualnemu establishmentowi.
A tu proszę, nieśmiertelny Hans Christian Andersen i Calineczka.
Na koniec okazało się, że musiałam mieć w dzieciństwie w rękach tę książeczkę, bo kiedy ujrzałam poniższy rysunek poczułam się przeniesiona w czasie. Takich rysunków - autorstwa Olgi Siemaszko - nie da się zapomnieć.
Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "Cztery Pory Roku" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,
- "Celuj w zdanie" na blogu "Tu się czyta!" Sylwii P.,
- "Dziecinnie..." na blogu "Czytelnia" Basi Pelc
- "W 200 książek dookoła świata".
Proszę bardzo - Dania!
Tytuł: "Dziecię elfów"
Ilustrowała: Olga Siemaszko
Opracowała: Cecylia Niewiadomska
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy "Nasza Księgarnia"
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1982. Wydanie VII.
Liczba stron: 48
Wiek dziecka: od 6 do 12 lat
Lektura szkolna dla uczniów II klasy szkoły podstawowej
Któż nie zna historii Calineczki? Okazuje się, że w zależności od tłumacza i jego interpretacji Calineczka jest Drobinką. I nie spotka się w spisie treści baśni Andersena "Calineczki", lecz "Dziecię elfów".
Fabuła na szczęście jest ta sama. Drobinka pojawia się na świecie dzięki marzeniom samotnej kobiety, która bardzo chce mieć malutkie dziecko. Pomaga jej czarownica, ofiarując ziarno jęczmienia, z którego wyrasta kwiat, a z jego kielicha wychodzi prześliczna dziewczynka wielkości pszczoły.
Matka dba o nią i kocha z całych sił, z czego najbardziej utkwiło mi w głowie posłanie Drobinki: poduszka z płatków fiołka i kołderka z płatka róży...
Drobinka zostaje pewnej nocy porwana przez ropuchę, która chce wydać piękną dziewczynę za swojego syna. Do ożenku nie dochodzi dzięki pomocy ryb, które uwalniają Drobinkę uwięzioną na liściu nenufara na środku rzeki. Do kolejnych aranżowanych małżeństw też na szczęście dla głównej bohaterki nie dochodzi. Pisane jest jej szczęście z elfem, czyli taką jak ona istotą.
Po głowie chodzi mi głębsza analiza ukrytych w baśni przesłań, bo z pewnością takie są. Swaty na siłę, poświęcająca praca u starszego, lecz wyrozumiałego chrabaszcza, nieodwzajemniona miłość kreta, dalekie podróże i tułaczki... Ile w życiu czeka nas, piękne pracowite dziewczyny zanim znajdziemy, znajdzie nas ten wymarzony książę??? ;-)
Zdumiewające, że pomimo hałasu medialnego, sprzeciwu oraz oburzenia jaki lata temu wywołał pomysł zmian w kanonie lektur szkolnych, okazuje się, że w początkowych klasach szkoły podstawowej nadal operuje się lekturami, które miało w rękach pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków. Czyli niewiele się zmieniło w tej materii. Będąc pod koniec lutego na arcyciekawym spotkaniu z profesorem Grzegorzem Leszczyńskim miałam okazję posłuchać o roli i wadze baśni w życiu dzieci, o tym, że literatura dziecięca autorstwa polskich twórców jest niezwykle przetrzebiona i odsunięta w zapomnienie, brak w niej korzeni i dalekich tradycji, a wszystko przez kolejne zawirowania historyczne i polityczne, które usuwały z kanonu książki i autorów niewygodnych aktualnemu establishmentowi.
A tu proszę, nieśmiertelny Hans Christian Andersen i Calineczka.
Na koniec okazało się, że musiałam mieć w dzieciństwie w rękach tę książeczkę, bo kiedy ujrzałam poniższy rysunek poczułam się przeniesiona w czasie. Takich rysunków - autorstwa Olgi Siemaszko - nie da się zapomnieć.
Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "Cztery Pory Roku" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo,
- "Celuj w zdanie" na blogu "Tu się czyta!" Sylwii P.,
- "Dziecinnie..." na blogu "Czytelnia" Basi Pelc
- "W 200 książek dookoła świata".
Proszę bardzo - Dania!
Dawne lektury dziś zwykle się nie sprawdzają. Za wyjątkiem baśni:) Jaka była Twoja ulubiona w dzieciństwie?
OdpowiedzUsuńTrudne pytanie, Moniko ;-)
UsuńChyba "Brzydkie kaczątko", ale najbardziej pamiętam swój zachwyt nad "Siedmiu za jednym zamachem".
A Twoja?
Heh, tato czytał mi uparcie Kota w butach ale największe wrażenie zrobiła na mnie ta o braciach łabędziach którym siostra z pokrzyw koszulki dziergała.
OdpowiedzUsuńTo teraz już wiadomo skąd u Ciebie zamiłowanie i skłonności do naturalnej kuchni. Pokrzywy mówią wszystko... ;-)
UsuńMam w domu identyczną. Jest wspaniała. Te dzieciństwo...
OdpowiedzUsuń