sobota, 30 grudnia 2017

Magda Podbylska "Tajemnice Świstakowej Polany"

Autor: Magda Podbylska
Tytuł: "Tajemnice Świstakowej Polany"
Ilustracje: Katarzyna Bajerowicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo BIS
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
Liczba stron: 112





Zatęskniłam za zimą, taką ze śniegiem, mrozem, bałwanem...

Od czego jest literatura?!

Postanowiłam zatem potowarzyszyć dwóm dziewczynkom w ich pobycie u cioci zamieszkującej miłą górską okolicę na Świstakowej Polanie. Świstakowa Polana i Stajenka Lilly, w której przebywają kuzynki przypomina mi troszeczkę Bullerbyn, dom obok domu, wszyscy się znają, lubią i szanują, wiedzą o sobie prawie wszystko (a przynajmniej to, co w danej chwili powinni) i mają na siebie oko. Miła, samowystarczalna, kulturalna, a co najważniejsze wesoła i roześmiana społeczność. Siedem domków, z których jeden stoi pusty i czeka na kolejnego turystę pragnącego spędzić tu trochę czasu i poznać okolicę.
Tak, w przeciwieństwie do małoletnich Wallanderów z Valleby, Jo i (?) Ty ;-) nie mają do pomocy miejscowego komisarza policji, ale mają bystrą ciocię Ellie, która potrafi podpowiedzieć by "połączyć sprawy ze sobą" i inteligentnie naprowadzić dziewczynki na właściwy trop.
Tym samym zagadki rozwiązują się szybko, w oczywisty sposób, bez zbędnych zawiłości, a przy okazji w salwach śmiechu i, co ujęło mnie szczególnie, w fantastycznych okolicznościach dziecięcej zabawy. Fantastycznych - bo wykorzystujących czasem fantazję i dziecięce zmyślanie. To takie proste i skuteczne sposoby na zapewnienie sobie dobrej zabawy w świecie beztabletowym (bezsmartfonowym).

Ponieważ to moje pierwsze spotkanie z nimi, pojawiło się kilka pytań: ile mają lat (stawiam na 10+), jak mają na imię - jedna to Jo, zaś imię drugiej, która jest narratorką jest nieznane (a może niedokładnie podczytywałam?). Są u cioci Ellie gdzieś w górach. Gdzie? Obstawiam Austrię lub gdzieś na uboczu Aspen (USA :-). Dlaczegóż? - Zapraszam do czwartego i piątego zdania w tym wpisie.
Aha i pozostał mi mały niedosyt. Dotarłam do ostatniej strony i...  To już!?
P.S. Ilustracje też są fajne! Podkreślają treść i są bajecznie kolorowe.
Nasze dwie sąsiadki będą zachwycone prezentem. Mam taką nadzieję, bo ja już palę się do następnych przygód detektywek. B-)


P.S.2. Gdybym już tu się nie pojawiła to życzę Do Siego Roku!

Wesołego, zaczytanego i owocnego w dobre sprawy.

Wpis bierze udział w wyzwaniu:
- "W 200 książek dookoła świata - 2017".







piątek, 29 grudnia 2017

Czas na fantasy

Autor: Clive Staples Lewis
Tytuł: "Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa"
Ilustrowała: Pauline Baynes
Przełożył: Andrzej Polkowski
Wydawnictwo: Media Rodzina
Miejsce i rok wydania: Poznań 1996
Liczba stron: 184

Lektura dla klasy IV szkoły podstawowej




Jak zauważyła 5000lib w komentarzu pewnego letniego dnia [KLIK], czytanie książek dla dzieci i młodzieży w dorosłym życiu może być (jest) elementem rozwoju osobistego. Jak już będę miała tyle czasu, że hoho, to zapiszę się na te studia. Takie jeszcze mam marzenie...


W pradawnych czasach kiedy to ja byłam uczennicą 4 klasy szkoły podstawej tej lektury nie było w kanonie. Ja sobie nie przypominam, a przecież teoretycznie mogłaby być. (Czy ktoś z Was wie od kiedy "Opowieści z Narnii" są na liście lektur?)
W uzupełnianiu pokoleniowych dziur w edukacji podążyłam zatem za starszym synem i już gdy przyniósł książkę do domu wiedziałam, że ją przeczytam. "Masz okazję uzupełnić to, czego nie miałaś okazji dotąd zrobić" - mówił mi głos. Rzeczywistość po kilkunastu dniach zmusiła mnie po sięgnięcie i realizację planów w przyspieszonym tempie. Starszy dostał zadanie dla chętnych pt. "przygotowanie gry planszowej na bazie fabuły". Pomysł fantastyczny i żeby wspomóc jakoś dziecko (czytaj: wiedzieć o co cho i mieć swój udział w tym fajnym przedsięwzięciu) wystartowałam do książki.


Wchłonęła mnie jak tytułowa szafa. Na kilka godzin przeniosłam się do miejsc fascynujących i pięknych, tajemniczych i ubogacających, groźnych i prostych. Dotknęłam prawdy i dobroci, zła i nadziei, magii i zwykłości, czarów i uczuć.
Po kilku ostatnich lekturach, mam nieodparte wrażenie, że literatura angielska skierowana dla młodych czytelników ma bogatą tradycję pisania o zwykłych miejsach, takich jak dom, ogród w niezwykły sposób.
Oto w starym niewiarygodnie ogromnym domu, do którego w czasie II wojny światowej trafia czwórka rodzeństwa (Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja) są miejsca, które można oficjalnie zwiedzać (dom jest sam w sobie miejscem turystycznych wycieczek z przewodnikiem), i w którym znajdzie się miejsce by pysznie bawić się w czasie niepogody. Jest tam szafa, która stanowi przejście do innego świata - Narnii. W czasie, w którym nieletni bohaterowie przenoszą się do niej trwa tam wieczna zima, bez szans na bożonarodzeniowe prezenty.
Wystarczy nieznacznie poszperać w internecie by dowiedzieć się, że dzieło C. S. Lewisa zawiera biblijne odniesienia. Dla osoby, która pierwszy raz czyta "Lwa, czarownicę i starą szafę", a na dodatek niezadługo w TV ma okazję obejrzeć jej ekranizację, "Biblią aż bije po oczach": stwórca Narnii, lew Aslan, oddaje życie i poświęca się za "grzesznika" (Edmunda), po czym ciało jego znika z kamiennego stołu, który pęka. To męka i zmartwychwstanie Chrystusa bez dwóch zdań.
Zastanowiło mnie dlaczego Lewis powielił baśniowy motyw złej królowej (Śniegu) i egoistycznego chłopca, który daje się uprowadzić i omamić. Dlaczego nie uwiódł pierwiastka żeńskiego i zasugerował tu postaci Ewy? Nie dokonał pełniejszej parafrazy? Może nie o to mu chodziło?


Od czasu przeczytania pierwszej części sagi C.S Lewisa zdążyłam obejrzeć ekranizację "Księcia Kaspiana " i nie mogę doczekać się chwili, w której powrócę do Narnii - tej na kartach powieści.


:-)



Wpis bierze udział w wyzwaniu:


- "W 200 książek dookoła świata - 2017".

środa, 27 grudnia 2017

Spokój

Po raz pierwszy poczułam w święta ogromne zmęczenie.
Dużo napięcia związanego z przygotowywaniem, choć Wigilia mniejsza o 4 osoby od zeszłorocznej.
Wszystko pięknie się udało. Chociaż myślę, że niektórzy powinni poskromić ujście swych myśli i nie "meblować" innym domów i kuchni.
Wiadomo, goście wchodzą robi się tłok. Kapusta się grzeje, jest zapach.
Nie było czasu na "świąteczne lektury", choć plany zebrane, czasopisma pokupione, ochota wielka.
To już nie chodziło o zbyt dużą ilość jedzenia, każdy jadł to co chciał i ile chciał.
Po raz pierwszy poczułam "nie lubię".


Może za to za krótkie dni.
Może brak pogody - dopiero dziś i wczoraj słońce.
Dużo łatwiej jest wjechać "na gotowe" i wyjechać w miarę szybko, by nie "siedzieć na głowie".


Święta to stan ducha, ale dużo zależy od tego co się dzieje wokół.


Mało myślenia o innych.


Jak sympatycznie może być przed świętami oto dowód poniżej.
Pod tym rozpoznawalnym znakiem miałam święta:


Dziękuję Diable!


I wianek na drzwi (powieszony od środka) zrobiony przez koleżankę z pracy:




Każdemu tego, czego mu potrzeba:
zeszłoroczny zeszyt ćwiczeń od religii Małego O.
Wcale nie chcę by szybko przyszła wiosna. :-)
Nie zdążyłam jeszcze wsadzić cebulek tulipanów i żonkili, hehe.
Więc jak?
Pędzę załatwiać ważne sprawy na mieście!





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...