środa, 31 maja 2017

Ryszard Marek Groński "Słońca w trawie"

Autor: Ryszard Marek Groński
Tytuł: "Słońca w trawie"
Ilustrował: Andrzej Dudziński
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza RSW "Prasa-Książka-Ruch". Biuro Wydawniczo-Propagandowe
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1974
Liczba stron: 56


Ta książka, która towarzyszyła mi przez całe moje dotychczasowe życie, miałam ją ciągle w pamięci, ale wstyd przyznać przeczytałam ją dopiero teraz.
W tym nietypowym 11,5x21 cm formacie na półce stała jeszcze jedna pozycja (pewnie niedługo tutaj też zagości) z ilustracjami Bohdana Butenki, którą kilka razy na pewno przeczytałam, ale tej jakoś nie mogłam nawet rozpocząć.
Unosiła się wokół niej aura "dziwności" (już sam tytuł, sami widzicie), a teraz kiedy wiem już o czym jest, zaproponowałam mojemu 10 latkowi by sobie ją przeczytał i wciągnął do zeszytu lektur...
Zobaczymy czy go pozytywnie zaskoczy. ;-)

"Słońca w trawie" zaczyna się jak klasyczny western. Do miasteczka Dodge City przybywa nowy szeryf.  Dlaczego western? Klasyczna narracja przewiduje, że "nowy" ma zrobić porządek z zastanym układem. Równolegle, podobnie skonstruowana akcja dzieje się na Dzikim Zachodzie i w miejscowości w Polsce. Polskim bohaterem jest pan Grzegorz, który jako kierownik budowy ma za zadanie ukończyć budowę szpitala. Inwestycja wlecze się niemiłosiernie, a materiały budowlane znikają niepostrzeżenie z placu budowy, służąc do wykończenia prywatnej budowy.
 
Gdy na Dzikim Zachodzie nowy szeryf rozwiązuje zagadkę kradzieży stad krów, polski Clint Eastwood przy akompaniamencie "Zakwita raz biały kwiat" Ali Babek i z wydatną pomocą nieletniego narratora (którego imienia nawet nie poznajemy) rozprawia się z kombinatorami i złodziejami. Odkładając na bok własne drobne porachunki i małostkowe pretensje doprawdza do zakończenia budowy szpitala, ale znika (oddelegowany na kolejną budowę) tuż przed oddaniem budynku do użytku.

Rzecz jasna nie jest to lektura, która przewraca życie do góry nogami. Nie żałuję też, że sięgnęłam po nią tak późno. Właściwie, to nawet dobrze się stało, ponieważ z perspektywy lat widzę, że sprawy opisane na początku lat siedemdziesiątych miały swoje drugie życie także piętnaście-dwadzieścia lat później. Myślę też, że nawet i dziś.

i te intrygujące rysunki wewnątrz...
... a tytułowe słońca w trawie to zachodzące słońce w kroplach deszczu na trawie.


Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory (III) 2017" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie",

- "W 200 książek dookoła świata - 2017"

sobota, 20 maja 2017

Ingmar Bergman "Sceny z życia małżeńskiego"

Autor: Ingmar Bergman
Tytuł: "Sceny z życia małżeńskiego"
Ze szwedzkiego przełożyli: Maria Olszańska i Karol Sawicki
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Miejsce i rok wydania: Poznań 1990
Liczba stron: 152


Ingmar Bergman  porównywany, wróć: znajdujący się w gronie, największych dramaturgów szwedzkich (Ibsen, Strindberg) potrafi poruszyć ważne i czułe strony człowieczej egzystencji.

Już od pierwszej sceny i pierwszych słów wchodzimy w sam środek rozmów Marianne i Johana, którzy udzielają wywiadu dziennikarce. I aż nie chce się wierzyć. Sprawiają bowiem wrażenie małżeństwa, które ma za sobą 30, lub nawet 40 lat wspólnego życia (nie obrażając, ani nie ujmując nic takim parom), a fakty są takie, że ich staż liczy 10 lat, on jest po czterdziestce, ona ma lat 35.

Rutyna, znudzenie, powierzchowność dialogów, nieskończone niewypowiedziane emocje. Niby wykazują wzajemnie zrozumienie, ale tak naprawdę ich rozmowa jest drogą zbudowaną z ustępstw, które uniemożliwiają dotarcie im do sedna sprawy i problemu. Systematycznie stawiają między sobą coraz grubszą szybę, która blokuje wzajemny dialog. On zniecierpliwiony i roztrząsający każdą sprawę ze wszystkich stron, a ona, ustępliwa lecz jednocześnie niedostępna.

Podejmują decyzje we wspólnych sprawach, ale pojedynczo nie są do końca przekonani. Można odnieść wrażenie, że starają się spełnić czyjeś (nie wiadomo tak naprawdę czyje) oczekiwania i pokazać na zewnątrz twarz lub maskę jaką sobie wymyślili, czy nałożyli. Ich idealny, ułożony, zadbany, zorganizowany, spełniony materialnie świat to więzienie duszy. Łatwo też przewidzieć, że rzucone w którymś momencie przez Marianne słowa "Znajdź sobie kochankę" zmaterializują się. Jestem przekonana nawet o tym, że kto wie, czy nie legitymują stanu faktycznego, o którym nie wiemy. Ich rozmowy są tak mdłe, że robi się od nich słabo i niemalże podskórnie wyczuwa się równolegly wcześniejszy romans Johana. To już MUSI być prawda. Niemniej jest to dla Marianne ogromny cios.

Rozstanie popycha ich w tym kierunku, do jakiego nie mieli możliwość dotarcia - poznania samych siebie: on uświadamia sobie, że jest "chłopcem z genitaliami", a ona odkrywa siłę swej kobiecości, pożądania i seksualności. Tę naukę zdobywają długą i krętą drogą.
I dopiero kiedy po wielu latach od rozwodu spotykają sie i umawiają jak para kochanków (paradoksalnie zdradzając swoich aktualnych partnerów), dopiero wtedy ich relacje są pełne i dojrzałe - nie tylko oparte na przyjaźni i satysfakcjonującym seksie, ale również szczere i świadome.

Zastanawiałam się dlaczego Bergman nie dał szansy swoim bohaterom by spróbowali naprawić związek. Przecież jest tu parę momentów kiedy albo ona, albo on nie są do końca przekonani czy chcą się rozstać. Jedno otwiera drzwi, ale drugie stoi jak zabetonowane. Nie mają takiej możliwości może dlatego, że nie mówią tym samym językiem.

Sam Bergman napisał tak (podkreślenie moje):
Żadnego rozwiązania nie ma jednak na podorędziu i prawdziwego happy endu nie będzie. Choć przyjemnie byłoby móc tak zakończyć.  Jeśli nie po co innego, to by podrażnić wszystkich artystycznie wysubtelnionych, którzy z obrzydzenia do tego zupełnie zrozumiałego dzieła dostaną mdłości już po pierwszej scenie.
Cóż więcej można powiedzieć: trzy miesiące zajęło mi napisanie tych scen, ale doświadczenie ich zabrało całe życie. Nie jestem pewien, czy lepiej byłoby, gdyby rzecz przedstawiała się odwrotnie, choć to robiłoby lepsze wrażenie.



Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "Gra w kolory III (2017)" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie",

- "W 200 książek dookoła świata - 2017".

środa, 17 maja 2017

Podział

W niedzielny poranek, kiedy w kalendarzu rodziny dzień oznaczony I Komunia należał już do przeszłości, młodszy brat Komunisty ni stąd, ni zowąd rzekł:
- Po śniadaniu podzielimy kasę na pół.
- Mogę Ci dać 200 - wielkodusznie odparł właściciel.
Mały wszedł do kuchni i triumfalnie podsumował:
- Tak się zarabia kasę!

Pytanie do Szanownych Czytelników: czy wszystkie drugie dzieci są tak kreatywne i bezpośrednie jeśli chodzi o pieniądze?




piątek, 5 maja 2017

Bociany mówią




- Mamuś, a co bociany robią latem?

- Opiekują się swoimi młodymi a pod koniec lata, w sierpniu, zbierają się żeby odlecieć z Polski.

- A ja myślałem, że jesienią odlatują. Mamuś, a w Egipcie, jak bocian z Polski i bocian z Niemiec się spotkają  to w jakim języku  mówią?

...

- A w Anglii są bociany?

- Hm, chyba nie, tam jest inny klimat, nie wydaje mi się, żeby w Anglii były bociany.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...