wtorek, 25 grudnia 2012

Przybieżeli do Betlejem


Życzymy wszystkiego najlepszego naszym Gościom! (chyba jacyś nas tu odwiedzają ?...)

Dzieciom wymarzonych prezentów.

Dorosłym chwili wytchnienia.

piątek, 21 grudnia 2012

Koniec Świata






Pakowałam w nocy prezenty i większą część książek stanowią wydawnictwa Świata Książki: Karski dla Teścia, Chatwin dla Najlepszego Kolegi, dla siebie o wychowaniu przez czytanie.
Przez takie akcje jak ta z Weltbildem, opadają mi ręce...

Nie mam konta na facebuku, ale dla akcji ratowania ŚK założę.

czwartek, 20 grudnia 2012

Zimowy tort bezowy

Tort bezowy zimowy
1 l śmietany kremówki
1 łyżka cukru pudru
Śnieżka do ubijania śmietany (w ilości odpowiadającej ilości śmietany)
300 g bez - okrągłych średnich (lub małych, jakie są akurat dostępne)
opakowanie mrożonych truskawek

Śmietanę kremówkę ubić z dodatkiem śnieżki, pod koniec ubijania dodać łyżkę cukru pudru. Do ubitej śmietany dodać bezy i delikatnie wymieszać całość łyżką.
Wyłożyć masę do dużej tortownicy z odpinanym bokiem i wstawić do zamrażalnika na noc.
Przed podaniem wyjąć z zamrażalnika i odczekać, aby tort nieco odtajał i łatwiej dało się go pokroić, odpiąć bok formy. Zmiksować opakowanie truskawek rozmrożonych wcześniej.
Kawałki torta polewać sosem truskawkowym.

Talerzyk wylizać do czysta ;)

wtorek, 18 grudnia 2012

Małe p(O)st scriptum

Opatrzę sobotnią "przygodę" z klockiem Małego O. komentarzem.
Po pierwsze primo: Większy K. nigdy nie wpadł na pomysł, żeby sobie włożyć cokolwiek do "naturalnych otworów" ciała, bo jak w wieku 3 lat dostał w prezencie małe klocki, to po złożeniu zostały natychmiast odłożone na najwyższe, niewidoczne z wysokości 104 cm i niekuszące swym widokiem miejsce.

Po drugie primo: zaskoczona byłam faktem, że kawałek który włożył sobie O. do ucha był odłamany. Nie pochodził z klocków Lego, tylko z tanich, zalewających sklepy (nawet spożywcze) produkcji made in China.
I tyle w temacie.

niedziela, 16 grudnia 2012

Pomysłowy O.

Dwie godziny temu byliśmy w drodze do szpitala, bo Mały O. włożył sobie klocek do uszka.

Jak przytomnie zauważył Większy K: "Dobrze, że przyszedł powiedzieć". Właściwie to był kawałeczek ułamanego klocka, ale ja nie mam tendencji do samoleczenia i natychmiast ściągnęliśmy z powrotem Tatę Obe (miał jechać po choinkę) i wio na izbę przyjęć.
Na miejscu, po zdjęciu czapeczki, kawałeczek wypadł z ucha. Ale Pani laryngolog i tak sprawdziła czy ucho jest czyste (puste).

a poszłam tylko powiesić pranie...

sobota, 15 grudnia 2012

Bezsenność

3:54, znowu nie mogę zasnąć.
Może to wina tego, że jestem zawalona i nie mogę oddychać (tym razem doprawiłam się przez zbyt intensywne rozgrzewanie wychłodzonego wnętrza samochodu).
Wczoraj o tej porze zrobiłam drugiego pomponika do czapeczki dla chrześnicy i pospisywałam sobie zamówienie do FMa.
Może  to stres, chyba stres, bo wiem, że nie zdążę zrobić wszystkich zaplanowanych prezentów...
Nie zdążę fizycznie i poczta nie zdąży dostarczyć mimo, że zamawiałam już dawno (takie sobie wymyśliłam zamówienie w ksiegarni internetowej) .......

Godzinę temu w końcu nie wytrzymałam i włączyłam kompa. Wywnętrzyłam się ;), skomentowałam i trochę mi się polepszyło ;)

Miałam gonitwę myśli po całym tygodniu, a Mąż przed kolacją wyprowadził mnie z równowagi siedząc przy stole i rysując sobie po kartce jakieś bzdety. Zrobił lakoniczny, acz szczegółwy wywiad co dla kogo na prezent (poglębiając moją frustrację nad "niedoczasem"), i dalej siedział, a w zlewie gotowała się sterta garów po obiedzie. Większy K. zaczął marudzić, że nikt się z nim nie bawi, więc rzuciłam kolejną robótkę i druty, i poszłam do Niego na dywan. Mąż siedział dalej. W końcu dostał zjeb i ruszył dupę, żeby wprowadzić samochód do garażu.
No! porządek musi być! tym bardziej jak rządy nad trzema chłopami sprawuje baba ;)

Ale czasami to nawet nie ma z kim pogadać :D Hop hop, jest tam kto?

sobota, 8 grudnia 2012

Wyszło szydło...

Ostatnio coś giną rzeczy...

Od soboty szukamy kluczy od skrzynki na listy. Może Mały O. wrzucił między zabawki, nie wiadomo. Lubi powyciągać z mojej torebki klucze, portmonetkę i pobawić się zawartością.
W skrzynce może są rachunki do zapłacenia...
Ale od dwóch dni nie mogę znaleźć szydełka! Buuhuuu buuuu
I to jest problem.
A postęp prac jest następujący:

tak było miesiąc temu...



 
a tak w zeszłą sobotę, zanim zaginęło szydełko...


Bo dotychczasowe moje dzieło wygląda tak:

piątek, 7 grudnia 2012

Kolorowo, Mikołajkowo i słodko



Nie mam strony na FB (czytaj facebuku), ale regularnie podglądam babki:
http://pl-pl.facebook.com/BabkiCafe

Byłam tam, jadłam i polecam. Dla zlokalizowanych w Poznaniu bliższe koordynaty - obok Mexicana.
Smacznego!

środa, 5 grudnia 2012

Weekend

W ten weekend chciałam sobie poczytać od początku do końca blog DaCapo, ale w niedzielę po południu komputer nagle zastrajkował.  Jak się okazało - dysk do wymiany. Przy okazji klawiatura - zalana kawą, bez klawisza Q - też wymieniona. Taki Mikołajkowy prezent od informatyków dostałam :D
A blog skończyłam czytać na styczniu 2012.

Skończę pewnie w ten weekend, ale z kolei pół soboty mam zarezerwowane u Izy-fryzjerki.
Jak mnie zobaczy z tym odrostem to padnie ze śmiechu.

Poza tym weekend minął mi na rozmyślaniu o szwagierce która, jak to stwierdził Mąż, "dojrzała chyba do decyzji o wyprowadzce" i Wigilia w tym roku odbędzie się w Jej nowym domu. Zastanawiałam się, jak to jest zacząć hmm, no właśnie jakie życie ? "samodzielne", "niezależne", " z odciętą pępowiną" w wieku 35 lat.
Rodzice 100 metrów dalej, i pewnie dalej będzie to życie uzależnione od nich, bo dziecko do szkoły, a męża pochowała 4 lata temu (rak).
Właśnie mam do wyniesienia do apteki przeterminowane leki, które zostały po Nim. Nieotwarte pudełka: MST Continus tabletki, Morphini sulphas ampułki, Transec plastry, Fentanyl plastry. Częściowo zużyte opakowania po Zofranie, Zantacu.
Bardzo schudł. Skarżył się, że go bolą plecy. Początkowo myśleliśmy, że to kręgosłup bo w pracy głównie jeździł samochodem, potem że żołądek, ale jak trafił do szpitala i w końcu potraktowali Go poważnie, to niestety szybko było jasne co jest. Nie wiem, kiedy mu najbliżsi powiedzieli, bo pamiętam, że nie chcieli Mu mówić. Lekarz stwierdził, że gdyby zjawił się pół roku wcześniej byłaby szansa.

Od momentu zdiagnozowania przeżył prawie dokładnie rok. Nasza ostatnia rozmowa to były Jego słowa: "Wiem, że nie byłem dobrym ojcem..."

wtorek, 4 grudnia 2012

Zima zaskoczyła drogowców

Dochodzi południe.
Pierwszy śnieg powoli topnieje, ale to co działo się dziś rano to była totalna wojna światów. Byliśmy z Większym K. w przedszkolu po godzinie (!) od wyjazdu z domu.
Całe szczęście, że koleżanka z rana dała na skrzynkę takiego linka: http://erq.tawerna.net/krzaki/kosmopolitanczykowianeczka 
bo jak weszłam do pracy to myślałam, że wszystkich pozabijam.

Po drodze - tir potrącił jelenia. Piękny duży jeleń, wspaniałe poroże, szkoda zwierzęcia... Tir miał zupełnie zniszczone lewe światło, strach pomyśleć co by się stało, gdyby takie spotkanie miał zwykły osobowy. A lepiej nie hamować było, bo ślisko....
Dojeżdżając do przedszkola stwierdziłam, że szybciej w pracy będę jak zostawię pojazd na miejscu i przejdę drogę na pieszo... Uszłam może z 50 metrów i wywinęłam pięknego telemarka na lewe kolano (podparty, niestety). Potem jeszcze z 10 razy łapałam równowagę i klęłam na czym świat stoi, że jednak nie pojechałam samochodem.

Jest pierwsza śmiertelna ofiara dzisiejszego śniegu - pod tramwaj na Głogowskiej wpadła dziewczyna - poślizgnęła się biegnąc na niego.

Tłumaczyłam po drodze dziecku, o pięknej (?) polskiej tradycji, kiedy spada pierwszy śnieg jesienią (zimą)... Trzeba uświadamiać pokolenia przyszłości.
Nie o tym miało być, ale tak wyszło.


czwartek, 29 listopada 2012

Kosmos - cz.2

"Satelita Ucho-1, Satelita Ucho-2, czy mnie słyszysz?"

Poranna podróż do przedszkola to nasza podróż z Ziemi na Księżyc.
Wyjeżdżamy z hangaru (czyt. garażu) i po minięciu sąsiadów odrywamy się od Ziemi. Jak każdy szanujący się prom kosmiczny, po 2 minutach od startu zrzucamy puste zbiorniki z paliwem oraz odrzucamy rakietę nośną i wylatujemy na międzygalaktyczą: Gwiazda Mrowino-Gwiazda Rokietnica. Po drodze mijamy kosmiczną szkołę dla małych kosmonautów i kosmiczną stację benzynową, gdzie statki kosmiczne tankują już od rana kosmiczne paliwo. Potem osiągamy 4 prędkość kosmiczną i za chwilę mijamy Dziadzię Kosmitę, który przed siódmą rano stoi przy drodze z reklamówką. Pewnie jedzie po kosmiczne bułeczki do kosmicznej piekarni. (Ostatnio coś go nie widujemy).
A potem wylatujemy na następną międzygalaktyczną: Mars-Księżyc (czyt. Szamotuły-Poznań).

Na Marsjan trzeba uważać, ponieważ wykonują bardzo dziwne i nieprzewidywalne ruchy swoimi statkami kosmicznymi. Ostatnio Dowódca statku często słyszy z moich ust określenie "Jełop". Chociaż mam cichą nadzieję, że nie dosłyszy, bo silnik naszego promu głośno pracuje, a szum jazdy po nierównościach drogi nakłada się na pracę zimowego ogumienia naszego promu.
W każdym bądź razie na niektóre statki trzeba uważać bardzo, ale to bardzo.

Na naszej trasie regularnie mijamy statek kosmiczny z Tarnowa Podgórnego i Gimbusa, szkoda że nie możemy im poświecić na przywitanie :D
Tablica z napisem "Księżyc" pojawia się gdzieś po 2 kosmicznych kilometrach od zjazdu ze spiralnego ślimaka, chociaż chwilę wcześniej mijamy napis "Księżyc 15". To chyba jakieś stare oznaczenia - tłumaczyłam ostatnio Dowódcy.
Już podążając drogami na Księżycu mijamy największy księżycowy krater jaki istnieje (czyt. stadion Lecha). W zeszłym tygodniu czasem nie widzieliśmy go wcale, taka mgłwica kosmiczna była....
A potem jeszcze mijamy osiedle zasłużonych naukowców astronomów i fizyków, i już jesteśmy pod księżycowym Przedszkolem Księżycowy Zamek.

Większy K. uwielbia tę zabawę.

środa, 28 listopada 2012

Kosmos

Większy K. interesuje się od jakiegoś czasu promami kosmicznymi i kosmosem. Wczoraj chciał, żeby Tata się z nim pobawił, bo nie mógł złożyć z klocków jakiejś konstrukcji , i mówi „Potrzebuję Ciebie do zabawy. Wyglądasz jak konstruktor”.
K. chciałby być konstruktorem, bo konstruktorzy nie wylatują w kosmos. Ściągnęłam mu parę linków z You Tube’a o promach kosmicznych i będziemy oglądać w sobotę rano, kiedy jeszcze coś się da uciągnąć na naszym blukonekcie.
Nie ma się co dziwić, że dziecko interesuje się kosmosem, skoro tata wygląda tak ;)

piątek, 23 listopada 2012

I życzę Ci Kochanie dużo, dużo zdrówka...

Ciężka noc była - Mały O. nie spał od wpół do drugiej do wpół do czwartej z powodu kaszlu, potem zasnęliśmy oboje i jeszcze przez godzinę słyszałam go co jakiś czas. Mąż obudził mnie o wpół do szóstej, bo zasnęłam po pobudce z budzika.
Chciało mi się w nocy wyć i gryźć. Dopiero co miesiąc temu miał zapalenie oskrzeli i znowu jakieś GÓWNO się przyplątało! Na wizytę u Zaufanego Pana Doktora jesteśmy zapisani dopiero na poniedziałek po południu. W niedzielę Mały O. kończy 3 latka, a jutro przyjeżdżają Dziadkowie. Jak Babcia U. usłyszy kaszel to znowu będę musiała wysłuchiwać dobrych rad  w stylu: do jakich lekarzy chodzi Mój Brat ze swoimi Młodymi, jakie leki Młode biorą i w ogóle, że należy mu zrobić porządek z migdałami.

Sezon na wylęganie trwa, a jak widzę w przedszkolu zasmarkane i kaszlące dzieci to zastanawiam się gdzie są ich rodzice. Ostatnio Brat powiedział mi, że jest "nowa moda": jak dzwonią z przedszkola to się nie odbiera telefonu.
Dziękuję bardzo za taką modę! Ciekawa jestem jak się czuje dorosły czlowiek jak ma zatkany nos i katar leci mu z nosa jak z kranu? A on w takim stanie daje dziecko do przedszkola?! Są dzieci, u których katar to tylko katar. Ale są takie, u których katar to dopiero początek gorszych rzeczy. Moje Karolki niestety tak mają. Większy ma nadreaktywność oskrzeli, z której się co prawda wyrasta, ale nieodłącznie towarzyszy mu w każdej infekcji kaszel, czyli zaczynamy podawać dodatkowe wziewnie sterydy. A u Małego Pani Doktor ostatnio na kontroli też dosłuchała się nadreaktywności.

No ale przed nami weekend z urodzinami. Pewnie będzie Alleluja.

czwartek, 22 listopada 2012

Wulkan

Dobra wiadomość na początek dnia - mysz złapana!


A wczoraj Większy K. narysował erupcję wulkanu. Nie umiem tych obrazków ustawić w jednej linii w poście, nie mam photoshopa, przyznaję się, że jestem na bakier z technologią.
Ale jak zobaczyłam ułożone na podłodze wydały mi się piękne. Prawda?


     




A tu jeszcze inne Jego wczorajsze prace:



środa, 21 listopada 2012

Za 23 lata

„Boże spraw, aby mi się chciało, tak jak mi się nie chce”. Taki dziś dzień.
Coś bym może fajnego ugotowała, może coś upiekła, od soboty noszę się z zamiarem wymalowania sobie paznokci którymś z fajnych kolorków (polecam lakiery z FM – bardzo trwałe i odporne na prace domowe).
Ale mi się nie chce: głowa boli od wczoraj, znowu mgła za oknem, mysza nie chce dać się złapać (skubana!), Karolki znowu zasmarkane.
Weryfikuję dane między arkuszami  Excella – jeden 12 stron A3, drugi 204 strony A4. Ustalam daty na 23 lata wprzód (2035 rok) -  Większy K. będzie miał wtedy prawie 30 lat... A ja 4 lata do emerytury?

wtorek, 20 listopada 2012

Pieśni i piosenki

Luli Dzieciąteczko,
oczka zmrużyć trzeba,
niech Ci Tatuś przyśle,
sny prościutko z nieba.


Mniej więcej za miesiąc Większy K. ma jasełka. Został Ptaszkiem więc ćwiczymy wierszyki, ale przed Mamą większe wyzwanie, bo trzeba uszyć strój (!)
Uszyć albo wymyślić. Ciocia Natalia podpowiedziała, że w księgarni można kupić różnego koloru brystol. Dziś tam zajrzę.
Wczoraj „pocieszyłam” Zimno na Jej blogu. Córka nazwała ją kluchomóżdżkiem. U Małego O. widać już schyłek etapu kupy, w czasie którego, w szczytowym okresie potrafił po porannym przebudzeniu, obdarzeniu pięknym uśmiechem, wygramoleniu się z łóżeczka, wdrapaniu na moje kolana i przytuleniu, walnąć: ”Mama-Kupa”. A siedząc przy stole rozdzielał „role”: Mama-Kupa, Tata-Kupa, Dede-Kupa, ja-Kupa.
Teraz śpiewa „Alleluja” na melodię piosenki „Witaminki” Pana Tik Taka. I wygląda przy tym prawie jak Czesiu z filmu „Włatcy Móch”.

niedziela, 18 listopada 2012

Trawnik czy żyto ozime

Byliśmy dziś z Karolkami na spacerze po okolicy. No i znowu okazało się, że chcieć to móc. W tym roku wybudował się ulicę dalej nowy dom i jeszcze latem obok drewnianego domku do zabawy dla dzieci była sterta piachu, jak to na świeżej budowie.
No i co ujrzały moje oczy dziś? piękną, zieloniutką trawę!
A u nas Tata Obe wysiał żyto, chociaż obiecywał mi rok temu, że na wiosnę zaprowadzi trawnik.
Kombajnem nie wjedzie żeby to wymłócić, nie ma też tego zasiewu na liście dotacji z Unii, więc myślę sobie, że jak przyjdzie lato Karolki będą buszujące w zbożu :D:D:D

Jerry is here

Misze są (lub były) dwie. Wczoraj jedna złapała się w garażu. Po powrocie z pracy wysprzątałam szuflady w kuchni, Mąż przyniósł pokazać Karolkom stwora i z satysfakcją poszliśmy spać. Niestety dziś rano okazało się, że w wysprzątanych szufladach są nowe ślady.
Polowanie zaczyna się od nowa.
Takie są uroki życia na wsi. Jak sięgnę pamięcią moje spotkania z myszami nie były zbyt częste. Najświeższe jakie mam w pamięci to z czasów tuż po studiach, jak mieszkałam na pokoju u Babci Ani. Raz w nocy przebudziłam się, bo poczułam przez sen, że coś przeleciało mi po szyi. Mysz zadomowiła się u Gosi, drugiej dziewczyny mieszkającej u Babci, i tam - ku oburzeniu właścicielki - skonsumowala jej szal leżący w skrzyni w wersalce.
Dużo wcześniejsze spotkanie miało miejsce jak byłam jeszcze mała. Byłam na wakacjach u mojej Babci i pamiętam jak dziś ten moment, kiedy Babcia zawołała mnie i pokazała mysz, którą znalazla u siebie za koszulą. Wszyscy byli w stodole bo młócili zboże, a ja siedziałam na górze stodoły na sianie.

Jakoś niedawno Mój Najlepszy Kolega opowiadał mi anegdotę, ponoć opartą na faktach.
Turysta wrócił po całym dniu do hotelu i okazało się, że na jego łóżku siedzi sobie mysz. Zszedł na dół do recepcji, a ponieważ nie bardzo wiedział jak jest mysz po angielsku zapytał: "Do you know Tom and Jerry?" "Yes", odparł recepcjonista. "Jerry is here".

Tak nasz Tata łapie myszkę


piątek, 16 listopada 2012

Welcome home

I znowu mamy mausa w domu! Ostatnio było to rok temu po świętach. Wtedy, zanim zorientowałam się, że  bobki w szufladach to nie drobinki herbaty, zdążyła zeżreć pół zwitka worków na śmieci. Dziś rano, czesząc się w łazience usłyszałam stuk, który chyba dochodził z garażu."Oj, pomyślałam, chyba znowu mamy gościa".
Zeszłam na dół przygotować sobie śniadanie i kiedy otwierając szafkę z koszem na śmieci spostrzegłam łapkę na myszy, wszystko stało się jasne. Już wczoraj wieczorem Mąż miał z nią spotkanie pierwszego stopnia.
Poprosiłam go tylko, żeby jej nie wyrzucał jak się już złapie, a będzie w stanie do pokazania dzieciom. Taka mała lekcja przyrody.

Cierpliwości!!!

W niedzielne południe mogłam odtrąbić kolejny sukces w urządzaniu Naszego Domku. Po, hmmm...., 5 miesiącach od zakupienia osprzętu, Wuja Jadek zamontował 2 lampy w kuchni. Pierwsza to mała lampka nad blatem roboczym pod oknem, a druga to kinkiet o wdzięcznej nazwie Koza :)
Dziś w nocy, po kolejnym spacerze od pokoju do pokoju, aby sprawdzić czy Karolki nie śpią odkryte, nie mogłam zasnąć i naszła mnie refleksja, że tak naprawdę to może ta Koza jest tam niepotrzebna? Może trzeba było kabel odciąć, a ślad po nim zagipsować? Pod nią ma stać mniejszy stolik do szybkich posiłków, kawki, etc. Tylko kiedy to nastąpi??? Bo jak na razie to konsumpcja i konsumujący skupiają się przy dużym stole na wylocie z kuchni.
Ale to i tak nie był rekord w czekaniu na. Rekord ustanowili panowie od regulacji rolet zewnętrznych, których w końcu krótko zebrał Mój Najlepszy Kolega podając się za Męża i nie dopuszczając ich do głosu. Licząc czas: jesień 2010 - wiosna 2012 wychodzi półtora roku.
Drugie miejsce chyba zajmuje Wuja M., który rok temu chciał wiedzieć, czy chciałabym mieć zamontowane akcesoria łazienkowe (wieszaki i  uchwyty) na święta (Bożego Narodzenia). "Oczywiście". Data montażu: początek września 2012.
W tej chwili trwa nieustający konkurs w kategorii płyta kominkowa. Historia ociera się o horror, ponieważ w styczniu (?) a może lutym, odebrałam telefon od wzburzonego Męża, że mam natychmiast zadzwonić do gościa od płyty, bo właśnie odpadła od kominka, a w świetle otworu na wkład kominkowy, na dywanie znalazł się bawiący się Mały O.
To była druga płyta "gościa od płyty". Czekamy na trzecią, może w końcu będzie miała dobry wymiar i nie odpadnie?

niedziela, 11 listopada 2012

Kuchnia włoska?

Zrobiliśmy sobie z Karolkami mały wypad do LM, bo znalazłam w gazetce reklamowej promocje na ozdobne pudełka kartonowe i osłonki  do storczyków. Ale prawdę mówiąc wyjazd był po to, żeby w końcu po długiej chorobie spełnić obietnicę jazdy w wózku-samochodziku. Na szczęście udało się nam taki zdobyć od jakiegoś taty z córeczką.
Rzeczywistość niestety okazała się nieco odległa od zdjęcia w gazetce, ale to, co chłopaki sobie wybrali kupiliśmy. Natomiast ja, po długich namysłach nabyłam 7 osłonek (innych) i 3 worki ziemi do storczyków. Babcia U. podczas ostatnich odwiedzin opowiedziała o swoim doświadczeniu z przesadzaniem storczyków, a ponieważ Jej  eksperymenty z tymi roślinami dają dobre efekty, "nadejszła wiekopomna chwiła", żeby i moje stworzenia przenieść do większych doniczek.
Większy K. spałaszował właśnie spaghetti z sosem bolońskim własnej roboty. Makaron musi być gotowany w pełnym wymiarze, a ja mam widowisko obserwując jak sobie z nim potem radzi. Nooo, coraz lepiej :D
Mały O. już w drodze powrotnej zaczął ucinać komara, ale udało nam się z Większym "przeciągnąć go na żywo" i jak na razie śpi.

W LM Większy był w siódmym niebie, bo stoiska były poprzybierane flagami, a obsługa ubrana w stroje regionalne danego kraju. Pokazałam mu jak "działa" rosiczka, hehehe. Ale większy strach u niego wywołał byk na stoisku z artykułami metalowymi, który nagle zaczął puszczać dym nosem. Mały O. wołał zachwycony "mamo, mamo", a Starszy się wycofał.

wtorek, 6 listopada 2012

Urządzanie i sprzątanie

Jestem w trakcie szydełkowania firanki na okno w kuchni. Gdy zawiesiłam zazdrostki stało się widoczne, że to będzie za mało. Moje przemyślenia potwierdziła Babcia U. podczas ostatnich odwiedzin. Wzięłam więc do ręki rozpisany motyw i zaczęłam Part 3. Mam wydłubany prawie cały wzór, teraz najgorsze a zarazem najprostsze - czeka mnie mozolna produkcja około 40-50 cm firanki wzorem kratkowym. A jak to skończę - Part 4, czyli "od nowa Polska ludowa", bowiem zdecydowałam się zawiesić firanki na 2 zazdrostkach. Czyli muszę mieć dwie sztuki. Ot, taki kaprys.
Nasz Dom jest jeszcze na etapie urządzania. Jest to zarazem ekscytujące i frustrujące. Cieszy każdy nowy element, ale do końca droga daleka z przyczyn oczywista finansowych.
A sprzątać trzeba.
Oj trzeba, bo Karolki potrafią narobić bałaganu. Ostatnio przeczytałam czyjś wpis, że wystarczy poświęcić codziennie tylko pół godziny na sprzątanie, a dom będzie błyszczeć. Hm, pomyślałam, ciekawe, może faktycznie tak jest? Obalam tę hipotezę stanowczo. Nie przy Moich Demonach.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Chorowanie

Właśnie popłaciłam rachunki. Zajrzałam też na strony blogów Da Capo i Chustki.

Moją inspiracją do pisania było motto z tego pierwszego. Bardzo głęboko zapadły we mnie te słowa, a impuls dało siedzenie w domu z powodu chorób chłopaków. Olkowi po miesiącu kataru i kaszlu wykluło się zapalenie oskrzeli, a następnego dnia jechałam już z Karolkiem do lekarza. Diagnoza: "początek oskrzeli". K. właśnie jest w trakcie brania drugiego antybiotyku, bo pierwszy nie zadziałał.
Przy okazji Zaufany Pan Doktor osłuchiwał też mnie, no i z opieki zrobiło się chorobowe. Przez tydzień leczyłam się ACC i witaminą C w dawce 1000 mg, potem włączyliśmy nebulizacje. W końcu przy trzeciej wizycie orzekłam stanowczo, aczkowiek starając się nie naruszyć autorytetu lekarskiego, że bez antybiotyku nie będzie lepiej. I że proszę o KONKRETNY antybiotyk. W czwartek mam wracać do pracy, jest już o wiele lepiej.
Ale powróćmy do sedna sprawy. Blog Chustka znalazłam przypadkiem na 20 dni przed odejściem Autorki.
Trafiłam tam zainteresowana reklamą artukułu "Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci". Odsyłano do rozmowy i do tego bloga. Zaczęłam czytać i czekać na kolejne posty. Czułam zbliżający się koniec, pomimo informacji o dobrych wynikach krwi. Te długie momenty zapadania w sen nie dawały mi spokoju.
Nie mogę już nic więcej napisać...

Szeroka fuga

Sobotnia pizza skończyła się złamanym zębem... Bynajmniej nie z powodu samej pizzy. Mały O., czyli Ja, jak już zapełnił swój brzuszek, kręcił się wokół stołu i w końcu przewrócił. Ja nie wiem, jak oni obydwaj to robią, ale Starszy potrafi spaść z krzesła siedząc prosto, a Małemu plączą się nogi. Śmiałam się, że potknął się o fugę.
Efekt jest taki, że jego diastema, którą niewątpliwie odziedziczył po mamusi, zrobiła się nieco większa. Całe szczęście, że to jeszcze mleczak. Uff

sobota, 3 listopada 2012

Pipi kebap

Czekamy na pipi kebap. Mały O. nie może się już doczekać, więc pokazując na brzuszek zarządził podanie am, zaprowadził mnie do schowka i w rączce wylądował kinder batonik. Sam stwierdził, że tylko "pół". Padło też sakramentalnie "Temu?".
"Temu?" pojawiło się ze trzy tygodnie temu i stanowi niewątpliwie nowy etap. W naszym życiu też, bo czasami aż do bólu musimy udzielać odpowiedzi na to nurtujące pytanie.
Większy K., ale wcale nie aż taki duży, ogląda "Była sobie Ziemia". Kultowy serial z mojego dzieciństwa. Ta wersja ma trochę podrasowane teksty, i padłam raz kiedyś z wrażenia jak usłyszałam słowa padające w epoce kamiennej. Nie pamiętam ich teraz, ale na pewno nie były to słowa, które można było usłyszeć 30 lat temu...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...