Dochodzi południe.
Pierwszy śnieg powoli topnieje, ale to co działo się dziś rano to była totalna wojna światów. Byliśmy z Większym K. w przedszkolu po godzinie (!) od wyjazdu z domu.
Całe szczęście, że koleżanka z rana dała na skrzynkę takiego linka: http://erq.tawerna.net/krzaki/kosmopolitanczykowianeczka
bo jak weszłam do pracy to myślałam, że wszystkich pozabijam.
Po drodze - tir potrącił jelenia. Piękny duży jeleń, wspaniałe poroże, szkoda zwierzęcia... Tir miał zupełnie zniszczone lewe światło, strach pomyśleć co by się stało, gdyby takie spotkanie miał zwykły osobowy. A lepiej nie hamować było, bo ślisko....
Dojeżdżając do przedszkola stwierdziłam, że szybciej w pracy będę jak zostawię pojazd na miejscu i przejdę drogę na pieszo... Uszłam może z 50 metrów i wywinęłam pięknego telemarka na lewe kolano (podparty, niestety). Potem jeszcze z 10 razy łapałam równowagę i klęłam na czym świat stoi, że jednak nie pojechałam samochodem.
Jest pierwsza śmiertelna ofiara dzisiejszego śniegu - pod tramwaj na Głogowskiej wpadła dziewczyna - poślizgnęła się biegnąc na niego.
Tłumaczyłam po drodze dziecku, o pięknej (?) polskiej tradycji, kiedy spada pierwszy śnieg jesienią (zimą)... Trzeba uświadamiać pokolenia przyszłości.
Nie o tym miało być, ale tak wyszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))