Opatrzę sobotnią "przygodę" z klockiem Małego O. komentarzem.
Po pierwsze primo: Większy K. nigdy nie wpadł na pomysł, żeby sobie włożyć cokolwiek do "naturalnych otworów" ciała, bo jak w wieku 3 lat dostał w prezencie małe klocki, to po złożeniu zostały natychmiast odłożone na najwyższe, niewidoczne z wysokości 104 cm i niekuszące swym widokiem miejsce.
Po drugie primo: zaskoczona byłam faktem, że kawałek który włożył sobie O. do ucha był odłamany. Nie pochodził z klocków Lego, tylko z tanich, zalewających sklepy (nawet spożywcze) produkcji made in China.
I tyle w temacie.
Jako nastolatka myślałam, że jeśli kiedyś będę miała dzieci to chciałabym mieć dwóch synków; kończąc liceum rzuciłam hasło - "Też będę doktorem", a jedząc samotne niedzielne obiady marzyłam o własnym domku i rodzinie. Marzenia się spełniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))