poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Anna Onichimowska "Trudne powroty"

Autor: Anna Onichimowska
Tytuł: "Trudne powroty"
Wydawnictwo: Literatura
Miejsce i rok wydania: Łódź 2000, wydanie II
Liczba stron: 144
Wiek: dla młodzieży


Po raz kolejny Pani Onichimowska pisze historię oczyma młodego mężczyzny.
Otóż ku mojemu zdziwieniu "Trudne powroty" to dalszy ciąg losów bohaterów, których poznaliśmy w opowieści "Samotne wyspy i storczyk". Tym razem widzimy świat patrząc z perspektywy Grubego. Przenosimy się o rok naprzód od zdarzeń opisanych w poprzednim tomiku i okazuje się, że życie wokół nie układa się już tak gładko jak rok wcześniej. Związek najlepszego przyjaciela Grubego, Maćka, czyli głównej postaci z poprzedniego opowiadania, i Ewy siostry Grubego nie istnieje. Gruby właśnie kończy pierwszy rok filozofii i zaczyna zastanawiać się co dalej. Nie może znaleźć wspólnego języka ze swoją dziewczyną, ale czuje  że potrzebuje ciszy, samotności i spokoju by przemyśleć i poukładać sobie w głowie własne sprawy.

Wyjeżdża w góry z myślą popracowania przez wakacje, ale wkrótce okazuje się, że zostaje tam  na dłużej. Ucząc w wiejskiej szkole nabiera przekonania co do tego co właściwie chce dalej w życiu robić. Postanawia zająć się pedagogiką specjalną, i chyba nie zdradzę zbyt wiele, jeśli podpowiem, że na tę decyzję ma wpływ kontakt z dzieckiem z domu opieki prowadzonego przez siostry zakonne.

Onichimowska jest bardzo uważnym obserwatorem i wnikliwie analizuje motywy działań postaci. Bezwzględnie pokazuje i wytyka egocentryzm i spontaniczną filantropię. Stawia zaś na dojrzałe i świadome działania. Widzę tu echo mądrości z "Małego księcia": "Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś".

Podoba mi się jej męskie spojrzenie na wiele spraw. Ciekawe jak książkę odebraliby męscy czytelnicy.


Wpis bierze udział w wyzwaniach Magdalenardo:
- "Odnajdź w sobie dziecko" i "Gra w kolory".

czwartek, 27 sierpnia 2015

"Zbuduj robala"

Autor: Claire Bampton
Tytuł: "Zbuduj robala"
Ilustracje: Lee Montgomery
Tłumaczenie: Michał Brodacki
Wydawnictwo: Wilga
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014
Liczba stron: 12
Wiek dziecka: 7+




Książka, która może pomóc pokonać fobie i strachy młodych.
Wybrał ją sobie Mały O., który już od maleńkiego (co odkryła prababcia) bał się mumy. Po złożeniu figurek, a w zasadzie kibicowaniu moim staraniom, jakby mniej zaczął obawiać się osy. Jego strach nie był jednak bezpodstawny, ponieważ latem zeszłego roku przypadkowo został przez taką jedną ugryziony w palec. Takie zdarzenia wzmagają niestety obawy dzieci.

Książeczka zawiera szereg interesujących, wzbogacających wiedzę informacji o przedstawionych gatunkach owadów i pająków: chrząszczach, mrówkach i osach. Można tu przeczytać ciekawostki z życia tych zwierząt i poznać ich różne gatunki. To mała pigułka z informacji, które zainteresują młodych badaczy i dzieci zaciekawione przyrodą. Encyklopedyczne, ale proste opisy budowy anatomicznej robali ukazują się naszym oczom po wyjęciu robaka ze strony.

Młodsze niż sześciolatki dzieci mogą mieć problem z samodzielnym złożeniem figurki, a ze swej strony polecam po złożeniu sklejenie robala "kropelką". Zapobiegnie to wysuwaniu się odnóży i nieskoordynowanym upadkom.

Autorka tej serii, Claire Bampton, w swoim macierzystym języku wydała również uplastycznione adaptacje poważniejszej literatury ("Drakuli" i "Frankensteina") a także znana jest z pozycji przybliżających dzieciom najbardziej znane dzieła sztuki. Interpretuje szerokie spektrum tematów od starożytności do historii naturalnej [klik].
Na naszym rynku można znaleźć na półkach inne książki z serii: "Zbuduj dinozaura", "Zbuduj koparkę" i "Zbuduj robota".


Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "Gra w kolory" i "Odnajdź w sobie dziecko III" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo;
 

- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015 r."  na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki".

 

wtorek, 25 sierpnia 2015

Serwety za skarpety i żyła złota




Już przy KASIE można przekonać się o bezwzględności tutejszego klimatu ;-)
To zdjęcie pochodzi z kopalni złota

Szybko szybko najświeższe newsy.
Karolki przyjechały, pokopały piłę, ale zdążyły wylosować.
Zatem komu się dostanie komplet serwetek?

Oto losy i maszyna losujaca:

 
Moment losowania:
 

Proszę o duże pokłady cierpliwości, gdyż serwetki trafią do...


Blog młodej mężatki.

Karolki są już na tyle wyrozumiałe, że jak się powie 'jeden los' to jest to jeden los. Jeszcze dawa lata temu był to duży problem...


Tymczasem nie ma nas.

Widoki z trasy, którą pokonaliśmy w niedzielę.

Trochę już człowiek zapomniał jak wyglądają okolice centrów handlowych w niedzielne wczesne popołudnie...

Mały O. wyszedł po wciągnięciu frytek i totlecików,

rozejrzał się i zakomunikował


"W Białymstoku jest burza".

Noooo, ewidentnie:



To znaczy jesteśmy wyjechani i od dwóch dni okupujemy Góry Złote.
Dziś nawet dosłownie, gdyż byliśmy zwiedzać kopalnię złota w Złotym Stoku. Tata Karolków coś ma kiepskawą minę, ale nie ma się co dziwić, gdyż niewątpliwe atrakcje (gorąco polecam!) są mocno drenujące kieszeń. Złota tu już dawno się nie wydobywa, ale sama kopalnia i przyległy Park Średniowiecznej Techniki (z repliką czołgu wg. projektu Leonarda da Vinci) to dopiero żyła złota...


Wczoraj podjęliśmy próbę wejścia na Śnieżnik. Skończyło się na Hali pod Śnieżnikiem i herbacie z sokiem malinowym (pycha!). Nie ta kondycja, panie, już nie ta. Albo człowiek ma zbyt słabą pamięć tego co robił niemal 30 lat temu... Na sam Śnieżnik nie ciągnęliśmy dzieci; samo podejście żółtym szlakiem od Jaskini Niedźwiedziej było mocno wyczerpujące i zajęło nam 2 godziny. Moje wspomnienie wejścia na szczyt (dwukrotne) jest dość razczarowujące (kupa kamieni), a pogoda była dość wietrzna z niskim pułapem chmur więc obawiałam się, że na górze nic by nie było widać. Są góry z lepszym efektem końcowym.
Ale jakby nie było 1218 m n.p.m. to już coś dla początkujących łazików, prawda?


 

piątek, 21 sierpnia 2015

środa, 19 sierpnia 2015

Sztuka ogrodowego kompromisu

Późnym popołudniem dnia wczorajszego wsadziliśmy z ojcem Karolków około 13 metrowy rząd tui. Tym samym składam tu na siebie samokrytykę i biję się w piersi za taki występek. Mea culpa.
wdrożyłam tym samym na własnym polu cmentarną stylistykę, którą sama piętnuję: rząd tui (no patrzcie ludzie,  nawet napisać tego nie mogę bo wychodzi mi toi lub tuo.).
No to ma być tuo dla ogrodu i zapewne spacerujący (tudzież ujeżdzający drogę osiedlową zastanawiać się będą czy te ludzie, czyli my, nie mogli posadzić do końca tych krzaków - na całej długości tylnego ogrodzenia. (Pytanie: czy jak wrócę do domu to krzewy będą jeszcze stali tam gdzie były zasadzone...?)

Otóż, nie mogli.
Bo samiuśki róg w ilości 7 metrów bieżących ma być obsadzony kauskaskimi jodłami czy koreańskimi, nie pamiętam - sztuk w linii 2.
To efekt kompromisu między tym co lubię, czego nie lubię, a tym co zaproponowała koleżanka-architekt, żeby osłonić nas od tylnej (na razie niezagospodarowanej) działki.


A teraz sobie pomarzę.
Pod tym szpalerem ze szmaragdów, przyciętych na kształt żywopłotu, będzie sobie stała w tyle ogrodu ławeczka, na której może sobie kiedyś legnę.
I popatrzę Ci ja w niebo nade mną. Jak dwa tygodnie temu na spacerze do parku z Karolkami.

A było tak:


Kasztany dojrzewające już widać.


Karolki skakały na pobliskim bezpiecznym placu zabaw, a ja poćwiczywszy sobie na powietrznej siłowni, usiadłam na ławce, a potem tak mi się zachciało poleżeć na tej parkowej. No to się położyłam.

Przyroda na spacerach przywołuje najdalsze wspomnienia z miejsc i zabaw z dzieciństwa. Na przykład taki kwitnący późnym latem okaz robinii (?):



 
 
 
 
 
Takie drzewo rosło przy polnej drodze prowadzącej wśród pól i sadów, którą chodziliśmy na dworzec kolejowy bawiąc się w podchody. Aktualnie na tym miejscu stoją bloki, ale przechodząc z Karolkami przez osiedle w kierunku dworca, niepodziewanie natknęliśmy się na pozostałości umocnień zbudowanych (wedle słów mego Taty) przez Niemców. Ten bunkier znajdował się kiedyś prawdopodobnie na terenie któregoś z gospodarstw lub ukryty był wśród łanów zboża na polu. Teraz stoi na środku osiedla:


A skoro o podchodach. W zeszłym tygodniu dobiły do Dziadków bratanice. Dużo nie myśląc postanowiłam pokazać młodemu pokoleniu zabawy z mojego dzieciństwa. W piątek bawiliśmy się w podchody na działkach, a na sobotę zostawiłam skakanie w gumę. W tym celu 4 metry nabyłam w pasmanterii, co wcale nie było za dużo. Z tą gumą było trochę gorzej niż z podchodami, bo nie pamiętałam dokładnie jak to po kolei szło - od kostek do szyi owszem, ale ile razy podskakiwać i czy w dwie strony?
Podchody spodobały się ogromnie. Na gumę nowe pokolenie chyba za małe jeszcze.

A jutro jedziemy po Karolki!

Dobrej nocy :-D

wtorek, 18 sierpnia 2015

Leena Krohn "Tainaron"

Autor: Leena Krohn
Tytuł: "Tainaron"
Z fińskiego przełożył: Sebastian Musielak
Wydawnictwo: Świat Książki
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2008
Liczba stron: 158


To bardzo tajemnicza lektura. Składa się z 30 listów pisanych do nieznanej bliżej postaci. Mężczyzny? Po rodzaju pierwszoosobowej narracji poznajemy, że pisane są przez płeć żeńską, ale po przeczytaniu ostatniego listu mam wątpliwości czy listy te na pewno pisze kobieta, człowiek... Wraz z opisem wydarzeń, wspomnień i relacją z wydarzeń dnia codziennego odbywamy niezwykłą, poetycką podróż do świata Tainaronu, bliskiego światu owadów, motyli, ciem, świetlików, gąsienic, larw.
Wędrówka po mieście i poza nim to mikrokosmiczne, kontemplacyjne spojrzenie na życie, tajemnice śmierci, przeobrażania, przepoczwarzania, skłonności samobójczych, nędzy, starości, macierzyństwa.

"Tainaron" jest idealny do czytania na początek lub pełnię lata. Niemal zmysłowo, z nosem przy ziemi, można przenieść się na łąkę, poczuć lepkość nektaru, czy też wydzielin produkowanych przez mieszkańców Tainaronu. Zaczyna się od "mocnego" wstępu, gdy na słonecznej łące jesteśmy świadkami zbliżenia owada z kwiatem, które również w świecie Tainaronu budzi zawstydzenie i publiczny niesmak. A wydawać by się mogło, że w przyrodzie wszystko jest dozwolone. A może to antropomorficzny chwyt mający pokazać, jak blisko świat, którego czasem nieomal nie zauważamy jest podobny do naszego?

Listy przybliżają nam reguły i zwyczaje rządzące mikrokosmosem, które może są czasem wyolbrzymione, a bywa, że zbyt obojętnie przechodzą do codzienności od jakiegoś zadziwiającego zjawiska. Szczególne wrażenie robi relacja z wizyty u matki pszczół (mrówek?) i list o tajemniczych dźwiękach dochodzących regularnie co noc z mieszkania sąsiadki-staruszki powyżej.

Czy bohaterowie rozpoznają się za rok wiosną, po zimowym śnie, w który zapadną mieszkańcy Tainaronu?

Bardzo ciekawa lektura.
Zastanawiająca.
Wyostrza zmysły.


Wpis bierze udział w wyzwaniach:

- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015"  na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki";
- "Gra w kolory" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie";
- "Celuj w zdanie" na blogu Sylwii P. "Tu się czyta!".

 
 
 

środa, 12 sierpnia 2015

Między blogami... LBA

Jestem winna WYJAŚNIENIE I PRZEPROSINY.

Po pierwsze: w sprawie zagadki zaginionej skarpety.
W przedstwionym [KLIK] zestawie była para - słownie: jedna, zaś kolorów i odcieni było 10.

W związku z tym, że nikt nie odgadł, ale obiecałam nagrodę do rozlosowania pomiędzy wszystkich komentatorów, uprzejmie informuję, że obietnicy dotrzymam. I jednocześnie przepraszam, że trwa to tak długo, ale sezon urlopowy w pełni, a robota leży i kwiczy.

Materiał na robótkę już mam - a obiecane były serwetki o takim wzorze:

bardzo mi przykro, ale nie mogłam dobrać podobnych kolorów do obwódek

Niestety nie jest łatwo znaleźć identyczne kolorki, a nie ułatwiają tego takie okoliczności przyrody, że z dwóch miejsc, nieźle zaopatrzonych w takie akcesoria i narzędzia pracy, zniknęły w ostatnim czasie z mapy oba... Udało mi się nabyć coś takiego i myślę, że chyba będzie dobrze. Taka energetyczna mieszanka na jesień, zimę... ?


W czasie urlopu, od którego minęło już dość sporo czasu, zrobiliśmy 81 km na pieszo więc wicie rozumicie, nie było kiedy i komu na szydełku dziergać...

Na razie Karolków nie ma w domu w związku z czym, w miarę możliwości (i temperatury na dworze!) param się CZASOPRZESTRZENIĄ.
Losowanie szczęśliwego odbiorcy serwetek-podkładek odbędzie się gdy tylko Karolki zjadą na łono, czyli w przedostatnim tygodniu sierpnia. Proszę się jeszcze uzbroić w ciepliwość. Robótka zaś zastartuje wraz z rokiem szkolnym.

***********************************************************

Wrócę więc wspomnieniami do czasu, kiedy byłam świeżo nawróconą z urlopu, a chata przedstawiała obraz pobojowiska, zwiększony tym bardziej, że nie udało mi się przed wakacjami zapakować zawartości witryn do nowych komód. Wszystko spoczywało w 4 skrzynkach.
Na tym polu są jednak postępy, aktualnie została skrzynka jedna (ups, dzisiaj zniknęła i ona), ale najciekawszy moment tej historii był kiedy przenosiłam spirytualia.
Tym samym okazało się, że w pozbawionej etykiety butelce po Ballantines, znajduje się bliżej niezidentyfikowana bezbarwna ciecz. Dwukrotne organoleptyczne badania porównawcze ze wzorcem spirytusu wykazały, że nie jest to, jak pierwotnie podejrzewałam, alkohol 96%. Ma mniejszy woltaż.

Za drzwiczki przeniesione zostały roczniki win białych, czerwonych, różowych, wódek regionalnych stanowiących pamiątki po wojażach zagranicznych (Litwa, Ukraina). Dolną półkę zaś zajęły nalewki, zdominowane przez aroniówkę (oj, nie myślałam, że tyle tego jeszcze tu mam). Ponieważ będę potrzebowała butelek do nalewki truskawkowej własnej produkcji postanowiłam zwolnić naczynia...
No to się zrobiło ciepło i miło gdy wraz z małżonkiem zutylizowaliśmy aroniówkę z pewnego rocznika kiedy zamieniała się w galaretkę. Od lat jak dotąd żaden inny rocznik tak się nie zachował.

Między blogami miało być więc "pociągnę temat po urlopie".

Otóż na długo przed urlopem chciałam zmienić wianek na drzwiach wejściowych na taki bardziej letni, chcąc skorzystać ze zdolnych rąk znajomych blogerów. Jednakowoż międzyblogowo dałam się przekonać na odczarowującą złe czarownicę.
Oto ona:


zdjęcie pochodzi ze strony FB https://www.facebook.com/duperelkimirabelki

Jak tylko tę elegancką panią zobaczył Mały O., nie było mowy by zawisła na drzwiach wejściowych! Dostała swoje miejsce w Jego pokoju i siedzi na miotle podwieszonej na karniszu...

Mały od razu wywąchał, że ładnie pachnie. ;-)) Mnie natomiast zachwycają i rozbrajają misternie wykonane stópki...

O proszę, oto one:



Cudo to zdobyłam dzięki Mirabelce, która zajmuje się rękodziełem. Do tego w przesyłce znalazłam, całkiem nie spodziewając się tego, janiołka z sercem na dłoni. :-)


Janiołek pilnuje najcenniejszych pozycji w bibliotece
Cuda Panie, cuuda. Zajrzyjcie TAM koniecznie!


Tak więc sobie plotkując między blogami pochwalić się też muszę dwoma wygranymi u Magdy :-) - w konkursie "Dobrych wiadomości" [klik] i w tym [klik] z okazji IV rocznicy bloga. Żartuję, że stałam się etatową wygrywaczką. ;-) Nagrody książkowe cieszą mnie ogromnie i w niedługim czasie zmuszą zapewne do pomyślenia o jakiejś dodatkowej półce...

A'propos półek. Chłopkom wyczyściłam troszeczkę regały (w sumie około 30 książeczek oddaliśmy Sąsiadce), ale ze mną jest problem, ponieważ wiele z pozycji, które mam na półkach to książki nie przeczytane.
Jak na przykład ta, o której ciekawą opinię przeczytałam u Izabeli Łęckiej na blogu Literackie Zamieszanie. Zatytułowana jest "Stare fotografie" i mam ją od szkoły podstawowej...

A skoro dotarłam do Literackiego Zamieszania, to blogowe Karolki zostały nominowane do nagrody Liebster Blog Award.


SERDECZNIE DZIĘKUJĘ ZA TO WYRÓŻNIENIE.


Oto odpowiedzi na zadane pytania:
1. Wolisz czytać klasykę czy nowości?
Sama nie wiem. Nie różnicuję tak dzieł. Wydaje mi się, że klasyką można już nazwać dzieła całkiem współczesnych twórców (Szymborska, Miłosz). Z czasem to, co jest bieżące przechodzi do kanonu klasyki. Łatwiej mi jest podzielić literaturę na taką, która mnie interesuje/może zainteresować i na taką, po którą raczej nie sięgnę. :-)
2. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Hmmm, chyba nie mam takiego. Czytam wszystko, co mnie zainteresuje.
3. Ulubiony bohater książkowy?
Z czasów dorastania: Martin Eden.
4. Ulubiony film?
"Cinema Paradiso"
5. Dlaczego założyłeś/aś bloga?
Coś we mnie szukało sposobów na nieśmietelność.  ;-)
6. Jak szukasz nowych czytelników?
Może ja głupia jestem, ale nie szukam. Od czasu do czasu organizuję candy, wtedy zwiększa mi się grono odbiorców. Cieszy mnie każdy nowy czytelnik, czy to komentujący, czy zapisany do Obserwatorów. Z jednej strony chciałabym aby było ich jak najwięcej, ale z drugiej strony wolałabym, aby niektórzy nie dowiedzieli się o tym miejscu i moja anonimowość zachowała się w pewnych kręgach.
7. Twoja opinia o współpracy z wydawnictwami i jeśli tak to jaką książkę najlepiej wspominasz?
Hahaha, jak dotąd miałam tylko jedną propozycję, którą bardzo miło wspominam. Nie reklamuję się jako współpracująca, chociaż miałam ochotę zgłosić się do pewnego wydawnictwa, wydającego ksiażki  głównie dla dzieci. Mam synów w takim wieku, że czas jest dla mnie deficytowym towarem. Boję się, że nie sprostałabym złożonym deklaracjom.
8. Czy planujesz założyć bloga nie o książkach?
Czy dobrze rozumiem, że mój blog jest odbierany jako blog o książkach? ;-) Nie miałam takiego zamiaru rozpoczynając przygodę z bloggerem, potem trafiłam na Magdę i wciągnęło mnie Jej wyzwanie "Odnajdź w sobie dziecko", a ponieważ dzieci i ja lubimy czytać, zatem zaczęły pojawiać się recenzje. Ale nie mam w planach zakładania innych blogów tematycznych. Mój bigosik mi wystarczy. Na razie. ;-)
9. Jak często piszesz posty?
Bywa różnie. Największym motywatorem są dla mnie wyzwania czytelnicze oraz coś, co mnie dręczy. Bywa też, że post sam układa mi się w głowie (czy to krótki, czy długi).
10. Jaka jest według Ciebie ich optymalna długość?
Dostałam od Basi Pelc poradnik, ale o długości postów tam chyba nie ma słowa. Jak ktoś ma ochotę, to wytrzyma najdłuższe wyn(atu)urzenia. ;-P

Zajrzałam do zasad nominowania do Liebster Award  i trochę też z tego powodu tak długo trwało zanim skompletowałam listę blogów, które chciałabym docenić. Są tu pewne warunki mówiące o liczbie obserwatorów nagradzanego bloga. Z listą, po intensywnym myśleniu i sprawdzeniu stanów obserwujących, poradziłam sobie dość szybko, gorzej było z pytaniami...

Tak więc TADAM, niniejszym nominuję następujące blogi, które bardzo sobie cenię. Ich zawartość i tematy przewodnie niosą to, co najbardziej lubię: książki, filmy, przyroda, dobre jedzenie, anegdoty i humor z życia wzięte, poezja i proza życia, wspomnienia i współczesność. Są dla mnie największą inspiracją do działania i do podziwiania.

1. Będąc młodą bibliotekarką...
2. Ekolandia
3. Inas paradis
4. One
5. Księgarka
6. Pełen zlew
7. Skorpion w rosole
8. Kanionek
9. Dwa zegary
10. Todayornever


Mam nadzieję, że nikt z powyższej listy się nie obraził za taką nominację. Napis z plakietki nagrody jest jak dla mnie trochę mylący. Przyjmuję bowiem, że jako kryterium do nominacji biorę to, że nie są to mocno popularne blogi (może w pewnych kręgach), natomiast na pewno nie są one nowe dla mnie. ;-)

Zasada przyjęcia nominacji jest też taka, że jeśli ktoś nie chce, nie musi ciągnąć dalej tego swoistego łańcuszka blogowego. Nie odpowiada na pytania, nie nominuje dalej. Ja się nie pogniewam.

A teraz czas pytania. Można na nie odpowiedzieć w komentarzach można na swoim blogu.
1. Dlaczego założyłeś/aś bloga?
2. Jak myślisz, czy blogi nie są już przeżytkiem?
3. Co myślisz i czy myślałeś/aś o zarabianiu na blogu?
4. Co lubisz robić wieczorem z wolnym czasem?
5. Czy czytasz przy jedzeniu?
6. Ciekawa jestem jakie jest Twoje zdanie na temat tego, dlaczego w Polsce ludzie czytają mało książek.
7. Czy jest książka, po którą nie sięgniesz?
8. Sushi czy ryż z jabłkami i cynamonem?
9. Gdybyś miał/a się przeprowadzić, to jaki kraj byś wybrał/a?





 

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Barbara Kosmowska "Panna Foch" - najlepsza książka na lato

Autor: Barbara Kosmowska
Tytuł: "Panna Foch"
Wydawnictwo: "Nasza Księgarnia"
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
Liczba stron: 192
Wiek dziecka: od 12 lat

"Seria w kratkę"




W zorganizowanym w czerwcu przez portal Granice.pl głosowaniu na "Najlepszą książkę na lato" w kategorii dla młodzieży zwyciężyła "Panna Foch". Miałam w tym swój udział, oddając głos "w ciemno" na nieznaną mi wówczas jeszcze książkę.
Teraz po przeczytaniu jej stwierdzam, że warto było. Nie oznacza to, że deprecjonuję inne startujące w tym konkursie dzieła, gdzieżbym śmiała -  nie znam ich, ale "Pannę Foch" przeczytałam i polecam.

Tytułowa panna z fochem na twarzy to bardzo ciekawa postać. Właściwie można byłoby oczekiwać, że ma muchy w nosie, jest wiecznie naburmuszona, marudna, z pretensjami do wszystkich o wszystko, jednym słowem: królewna na ziarnku grochu. Poszafujmy dalej stereotypami: że jest pretensjonalna, traktuje ludzi z wyższością mieszczucha, ma pstro w głowie, nie szanuje i nie garnie się do pracy. I to byłaby bardzo przewidywalna konstrukcja postaci i fabuły: pusta nastolatka zostaje przesiedlona na wieś i cudowna moc prawdziwego, prostego życia powoduje jej "nawrócenie". Ale w "Pannie Foch" niedokładnie tak jest. Panna Foch, czyli Pola zwana przez rodzinę Bobikiem, to niegłupia, całkiem sympatyczna dziewczyna bez uprzedzeń, nie zadzierająca mocno nosa i zaskakująco otwarta na nowe, wiejskie znajomości. Jest tylko nieco zagubiona w swoich emocjach. "Czego chce ta dziewczyna?" - chodzi po głowie czytelnikowi. Otóż nie tak łatwo odkryć drogi, którymi chodzą nastroje i humory dojrzewających nastolatków.

Pola zwierza się w swoim pamiętniku, że z tym jej programowym ponuractwem jest jej nie po drodze i czuje się źle. Obiera jednak drogę wiecznie niezadowolonej z powodu wyprowadzki rodziny z Warszawy na wieś, do Wiśniowej Góry. Przez tę zmianę, dziewczyna traci z oczu najlepszą przyjaciółkę, widoki na sympatię w osobie Julka i wszystko co wiąże się z tym, co "u nas w Warszawie". To trochę taki foch w stylu "no bo tak", ponieważ bohaterka świetnie aklimatyzuje się w nowym otoczeniu, znajduje dobrą i mądrą koleżankę, Anię i tylko pamięć starych dobrych znajomych i czasów, psuje jej od czasu do czasu humor.

Jeśli chodzi o warstwę psychologiczną to ważka opowieść o skrywanych problemach, ukrytych konfliktach, emocjonalnych porażkach i przegranych, którzy są zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci. W zasadzie tylko bliźniacze rodzeństwo Poli - Fasolka i Groszek - oraz nowa koleżanka Poli, Ania, są zdrową materią ludzką w tej opowieści. Zaś rodzice, przyjaciółka z Warszawy (pretendująca do sławy i szafiarskiej blogosfery), Janek - chłopiec pomagający ojcu Poli przy budowie szklarni oraz tajemnicza Ama to postaci ze skrywanymi skrzętnie problemami.

Nie wyjawiając fabuły chcę tu zrobić duży ukłon i obdarzyć panią Kosmowską szerokim uśmiechem z podziękowaniem za subtelny wątek zauroczenia między Polą a Jankiem. Czapki z głów za celne obserwacje. :-) Szczególnie te, które pojawiają się na zakończenie festynu zorganizowanego pewnego słonecznego sierpniowego dnia i wiążą się z dziewczęcym radosnym tańcem wokół ogniska przy świetle księżyca:

"Jeśli gorąco pragniemy kogoś zobaczyć, to go widzimy".
Wzorców Fasolki i Groszka szukałam w historiach Musierowiczowskich. Z tą małą różnicą, że młodociani zez Jeżyc są częstokroć mędrkujący, a duet klonów z Wiśniowej Góry intelektualnie czysto czterolatkowy.

Ciepła atmosfera tej opowieści toczącej się na wsi trochę przypomina mi Bullerbyn z tym, że bohaterowie oraz ich problemy są nieco bardziej wyrośnięci.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

- "Odnajdź w sobie dziecko III" i "Gra w kolory" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo;

 
- "Celuj w zdanie" na blogu "Tu się czyta!" Sylwii P. (hasło na sierpień: "to był słoneczny dzień");



- "W 200 książek dookoła świata - Edycja II - 2015" na blogu "Zapiski spod poduszki" Edyty.


 

piątek, 7 sierpnia 2015

Zła woda?

Ostatnimi czasy, czyli od 2 tygodni, zaczęłam skarżyć się na bóle głowy.
Najpierw były to bóle po prawej stronie. Początkowo śmiałam się, że mój rodzony tato próbował mnie uszkodzić podczas pakowania torby do samochodu, kiedy odwoził mnie z Karolkami na pociag. Trochę miałam tych toreb przy sobie i kiedy w bagażniku znalazła się ta największa - podróżna, tato mimo, że jeszcze stałam pod podniesioną tylną klapą, z rozmachem próbował ją zamknąć. Na mojej głowie. Na szczęście dostałam gumowym odbojnikiem...

Po tygodniu cięte pionowe bóle w połowie połowy głowy przeniosły się na lewą półkulę. Pojawiały się w nocy i promieniowały do ucha i szyi.
Zrzuciłam to na karb zbyt częstych rozmów telefonicznych prowadzonych trzy razy dziennie z Większym K. Czasem rozmowy trwały po 20 minut i sama czułam, jak mi się ucho grzeje od gadania do komórki. Natychmiast jednak wprowadziłam program naprawczy i zaczęłam w miarę możliwości rozmawiać z dzieckiem mając włączony głośnik.

W poniedziałek, kiedy upłynniałam czas i mamonę na wyprzedażach w WysokimPolu  ;-) poczułam jak zaczyna mi ciążyć moja torba. A torba moja potrafi włączyć czujnik na siedzeniu pasażera.
Pojawił się zatem drugi potencjalny winowajca bólów głowy - zbyt ciężka torba noszona zwykle na lewym ramieniu...
Nie wspomnę o klimatyzacji w samochodzie, która błagala by jej nie wyłączać.
Ale to nie koniec tej historii. Ta historia dopiero się rozkręca, gdyż w nocy ze środy na czwartek obudziłam się z tak potwornym bólem w lewym oku, że myślałam iż zwariuję. Czułam jakby ktoś to oko wydłubywał, albo wiercił widelcem w oczodole. Ból promieniował aż do ucha. Próbowałam zająć jakąś wygodną pozycję, przy której ból byłby mniej odczuwalny. W końcu zasnęłam.
Zaczęłam mierzyć sobie ciśnienie, którego wartość ledwie pokazuje czynność serca: 107/69... Stały wlew kawy nieodzowny.
Małżonek, który zatroskał się wielce mym stanem przyniósł wczoraj inne wytłumaczenie moich dziwnych bolów.
Uwaga:

Żyły wodne.

Otóż mniej więcej dwa lata temu to on zaczął się skarżyć na dziwne bóle głowy promieniujące do szyi. Budził się w nocy, wiercił, wzdychał, chodził po domu i widać było, że wyraźnie cierpiał. A ja byłam mocno przestraszona tymi zjawiskami. Porobił sobie wówczas cały komplet badań - ortopeda, neurolog, kardiolog, prześwietlenia, masaże. Nie znaleźli nic.

Po wybudowaniu chaty mąż zaprosił różczkarza celem znalezienia miejsca, w którym można by wykopać studnię. Okazało się wówczas, że przez naszą sypialnię przebiega żyła wodna. A studnię najlepiej byłoby wykopać w rogu działki blisko naszych sąsiadek.

Należę do dość zdroworozsądkowych osób, ale chyba będę musiała uwierzyć w teorię żył.

Jedna z kumpeli z grupy wsparcia, która przed laty mieszkała na dziewiątym (!) piętrze w wieżowcu miała w swoim pokoju powieszone na ścianie miedziane druciki. Jak się okazało, wykonane przez wuja, który znał się na tym zjawisku. Opowiadała mi, że pomogły i zaczęła lepiej sypiać.

Mąż obiecał, że dowie się, w jaki sposób  możemy pomóc sobie na te żyły wodne. Trochę się dziwię, bo  przecież susza jest okrutna i w ogóle, co złego może być w wodzie?

A może Wy macie jakieś pomysły na zneutralizowanie wpływu żył wodnych?
Czekam na Wasze doświadczenia.


czwartek, 6 sierpnia 2015

Odpowiednie dać rzeczy słowo


Wczoraj przy okazji relacji z pogrzebu Jana Kulczyka śledziliśmy w różnych mediach na bieżąco przebieg uroczystości.
Włączone mamy Radio Z., które po godzinie 14:00 dało dosłownie czadu.

Prowadzący audycję połączył się z dziennikarką na miejscu w Poznaniu i zapytał tymi słowy
(tu używam imienia wymyślonego bowiem nie zapamiętałam jak brzmiało prawdziwe):

- Justyna, jak było na pogrzebie?!


Dzisiaj, przy okazji zaprzysiężenia nowego prezydenta usłyszeliśmy kolejny dziennikarski popis słowny:
- Powiedz, kto zameldował się na mszy.



Przy temperaturach jakie aktualnie mamy, niewielki ten zbiorek aforyzmów wywołał wśród nas dwie minuty smutnego rezygnacyjnego śmiechu...

 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozwiązanie konkursu "Zabierz książkę na wakacje"

W kalendarzu już sierpień pora zatem ogłosić wyniki konkursu Blogosfera czyta!

 W konkursie wzięło udział 113 osób i wszystkie nadesłane odpowiedzi były prawidłowe.

A zwycięzcą jest:
 
 

Serdeczne gratulacje!

 
 
Jak widać przesyłka już została spakowana i czeka na wysłanie:
 

 Przy okazji organizator konkursu i pomysłodawczyni poradnika "30 tytułów na wakacje 2015" Ewa Książkówka podzieliła się z nami, autorami recenzji, informacją, że poradnik zebrał bardzo przychylne, a nawet entuzjastyczne, opinie i pochwały.

To miłe :-D
 


Konkurs się skończył, ale poradnik nadal jest aktualny, w końcu mamy w kalendarzu dopiero 2 sierpnia. :-D

Do poczytania zatem!
KLIK


Tymczasem pozostając w wakacyjnych, gorących klimatach na dobry początek upalnie zapowiadającego się tygodnia piosenka, która jest dla mnie esencją lata (... no i ta gitara... mmmm...):

 
 
 
 
 
 

 

Styl i poziom jaki jest każdy widzi

Z tematów niepoważnych, które mnie ostatnio zajmują na pierwszy plan wysuwa się sprawa rozgrywek ligowych polskiej ekstraklasy.
Jaka ona jest, ta ekstra-klasa, każdy widzi. Aktualny mistrz w dziecinnym stylu dał się ograć mistrzowi Szwajcarii, a dla przypięczetowania swojej dobrej passy, w identyczny sposób stracił drugą bramkę we wczorajszym wieczornym meczu z Wisłą.

Problem jest, bo muszę dziecko starsze pocieszać, że będzie dobrze. Jeszcze.
Jako wzór do dobrego nastroju biorę sobie historię zeszłorocznych rozgrywek w rundzie jesiennej, kiedy Lech równie pięknie dawał się ogrywać i dopiero po feriach zimowych wziął się do roboty i zaczął grać i piąć się w górę tabeli.

Cóż. Głównie jednak zastanawia mnie taka rzecz. Dlaczego nasza liga już gra trzecią kolejkę, kiedy taka Bundesliga skończyła zeszły sezon dużo wcześniej, a pierwszy mecz sezonu 2015/16 ma zaplanowany dopiero na połowę sierpnia?
Tak samo nie słychać aby grała już Premiership, czy liga hiszpańska, włoska, o francuskiej nie wspomnę.
Małżonek po śniadaniu na temat ten, zaczepiony przeze mnie, odparł, że słyszał jak wypowiadał się Milik, że w lidze holenderskiej trenuje się dużo ciężej.
No właśnie, trenuje.

Zastanawiam się, kto wymyślił taki tok rozgrywek w Polsce? Od grania meczów styl i poziom gry się nie polepszy. Trening, trening i jeszcze raz trening.
Mecz to tylko sprawdzian umiejętności.

To tak na marginesie, bo naprawdę żal mi tych chłopaków. Mieli niecały miesiąc przerwy od zakończenia poprzednego sezonu. Z czego urlopu 2 tygodnie.

A wiadomo, piłka nożna to sprawa polska.

Może Ove się wypowie?
W końcu sponsorem reprezentacji Polski jest Biedronka...
;-)


Karolki w tym roku miały niesamowite szczęście: dzień po drużynie Lecha Poznań, znalazły się 19 km od miejsca, w którym trenowali piłkarze. Następnego dnia po przyjeździe, zaczęło się polowanie na autografy ...
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...