środa, 20 marca 2013

Śmierć wirusom

Wygląda na to, że gorączka przeszła. Jeszcze dziś rano robiłam koktajl z paracetamolu i ibuprofenu, ale już dawno minęły 4 godziny od tego czasu i jakoś nic. Ciiiiicho szaaaaaa...
(trzy nieprzespane noce to pikuś)
Ale jutro i tak mąż podwozi obu do przychodni, bo Większemu pojawił się w gardle jakiś nalot, a w nosie ma Texas. Młodszy kontrolnie.
No cóż, jeszcze poczekamy do popołudnia.
Może to jednak szkarlatyna? Z drugiej strony nie dała typowych objawów. Może dlatego, że Karolki ciągle na jakichś wspomagaczach jadą. A to tran, a to jakieś immunostymulanty. I tak to potem wygląda.

Jutro czeka mnie wyjazdowy dzień, bo oprócz powrotu do pracy, wizyty u pediatry, brata po jaja, czeka mnie jazda ze sobą. Ledwo żyję, ledwo dycham, nos zakorkowany, pokłady ropne jak w Arabii Saudyjskiej ;)

Hej Ty, chwalisz się, czy żalisz?


Jako przerywnik kulturalno-klimatyczny ;) zdjęcia z soboty, jak jeszcze byliśmy zdrowi i hasaliśmy po łąkach i lasach:




To chyba tropy zająca

  







2 komentarze:

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...