wtorek, 27 stycznia 2015

Lewis Wallace "Ben-Hur"

Autor: Lewis Wallace
Tytuł: "Ben-Hur. Opowiadanie historyczne z czasów Jezusa Chrystusa"
Tłumaczenie: na podstawie wydania Karola Miarki z 1902 roku
Wydawnictwo: Instytut Prasy i Wydawnictw Novum
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1987
Liczba stron: 304




>>Przeczytać tę książkę<<
Od bardzo dawna miałam w zakamarkach pamięci wdrukowaną tę myśl. Stało się to po obejrzeniu filmu z Charltonem Hestonem w roli głównej, co wydarzyło się zapewne w okolicach Wielkanocy, jakieś "naście" lat temu. I od tego czasu myśl powracała, gdy tylko przed oczami pojawiła się okładka z tym tytułem...

Czy potrzeba zarysu treści?
Historia żydowskiego młodzieńca o imieniu Juda rozgrywa się równolegle do życia Jezusa, ale narodziny i śmierć Chrystusa są tylko klamrą spinającą fabułę. Czy tylko klamrą?... Właściwie "Ben-Hur" to powieść mocno osadzona w warstwie religijnej a oczekiwanie nadejścia Mesjasza, różne rozumienie jego roli i panowania jako króla jest sensem istnienia i działania niektórych bohaterów.

Tło historyczne powieści to 33 lata początku naszej ery. Jesteśmy świadkami spotkania i wędrówki trzech mędrców do Betlejem. Jednym z mędrców jest Egipcjanin Baltazar, który przeżył pozostałych towarzyszy wędrówki i, wedle opowiedzianej przez Wallace'a historii, był świadkiem śmierci Jezusa na krzyżu... Baltazar jest jedną z głównych postaci pojawiających się na kartach powieści. Może wykażę się bezdenną naiwnością, ale kiedy czytam powieść, która zabiera mnie w inny wymiar czasowy ale oparty na realiach historycznych, zaczynam się zastanawiać kto żył naprawdę i co zdarzyło się faktycznie. I w "Ben-Hurze" miałam wątpliwości co jest prawdą historyczną, a co fikcją. Dodam, że nie jestem najlepsza w rozwiązywaniu takich zagadek, bo już w czwartej czy piątej klasie podstawówki jako postać historyczną z "Krzyżaków" wymieniłam Juranda. Byłam lekko zbulwersowana i załamana, kiedy okazało się, że nie jest to prawdą. "Ale jak?! Przecież w Szczytnie jest zamek, w którym przebywał Jurand???" (wiem, bo jeździliśmy w odwiedziny do mojego ojca chrzestnego)
Takie to oto moje własne badania historyczne z początku szkoły podstawowej...;)
Zaczęłam się więc zastanawiać czy Baltazar faktycznie przeżył Kacpra i Melchiora, czy tylko Wallace "pociągnął" jego żywot dalej, tak dla podgrzania gorącej i tak atmosfery swej powieści?

Lewis Wallace był Amerykaninem, który został dyplomatą na dworze sułtana Sul Abu Hamida II w czasach Imperium Osmańskiego (ówczesny Konstantynopol to Istambuł w dzisiejszej Turcji) i przez cztery lata (1881-1885) miał możliwość zgłębiania historii, podróży i prowadzenia badań historycznych na tamtych obszarach. Może więc trafił na jakieś wiarygodne źródło informacji, kto to wie... Tak można przypuszczać przeczytawszy opis na tyle wydania książki, gdzie nie ma chronologicznie przedstawionej kolei życia i twórczości autora. Ponadto wprowadza on w błąd czytelnika, ponieważ czytamy tam:
"Szczególnie służba dyplomatyczna umożliwiła Wallace'owi poznanie wielu ciekawych miejsc, m.in. Palestyny. Wrażenia jakie wyniósł ze zwiedzania świętych miejsc stały się podnietą do napisania "Ben-Hura"..."
Nie jest to prawdą. Paradoksalnie okazuje się bowiem, że jego największe dzieło "Ben-Hur" powstało zanim Wallace miał okazję poznać osobiście Wschód. Znajomość Ziemi Świętej zawdzięczał własnym studiom nad geografią i historią tych obszarów, które prowadził w Bibliotece Kongresowej w Waszyngtonie.

Jestem pełna podziwu dla autorów, którzy inspirują się pobytem lub swą fascynację bogatą historycznie częścią wplątują w kanwę znanych powszechnie wydarzeń (bywa, że częstą inspiracją jest Biblia) i tworzą własne wciągające, wartościowe historie ludzkie. Takim dziełem jest "Szata" Lloyda C. Douglasa, która opowiada o losach jednego z żołnierzy krzyżujących Chrystusa, tego, który wyciągnął w losach jego ubranie. Do tego samego nurtu zaliczyć można Sienkiewiczowskie "Quo vadis"

Na co warto zwrócić uwagę przy czytaniu "Ben-Hura" to język. Właściwie nie da się go nie zauważyć i wielu może zniechęcić do lektury. Tłumaczenie polskie pochodzi z 1902 roku, ale nie jest mocno archaiczne. Mocno chcę podkreślić, że nie wyobrażam sobie, żeby książka napisana w latach osiemdziesiątych XIX wieku i opowiadająca o zdarzeniach sprzed 2000 lat była napisana współczesnym językiem. Przecież wówczas ludzie zupełnie inaczej się wyrażali niż my. Język to żywe narzędzie, które ewoluuje wraz ze społeczeństwem i słowa "trudny, niezrozumiały, ciężki" nie powinny być używane do określania stylu, którym posługiwali się ludzie mówiący 100 lat temu. Czy jesteśmy świadomi, że tak samo będą mówili o naszym języku ludzie żyjący za 100, a może nawet mniej lat?

"Ben-Hur" to opowieść o mocy ludzkiego charakteru, sile przebaczenia i mocy nienawiści, nadziei i miłości. Jest wzruszająca, a podniosły nastrój na pewno wzrośnie, jeśli będzie się ją czytało w okolicach Bożego Narodzenia albo Wielkiej Nocy.

Recenzja bierze udział wyzwaniach:
- "Gra w kolory" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo
oraz
- "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015" na blogu "Zapiski spod poduszki" Edyty.



5 komentarzy:

  1. To nie jest książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie zmierzam Cię przekonywać. Ale film jest wzruszający...

      Usuń
  2. Sądzę, że dla mnie język tej książki byłby ogromnym plusem i doceniłabym go :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W to nie wątpię, orientując się w Twoich zainteresowaniach :-D
      Ta książka należy do klasyki literatury.

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...