poniedziałek, 3 marca 2014

"Sztywniak" M. Roach czyli co leżało przez rok przy łóżku

Autor: Mary Roach
Tytuł: "Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków"
Przełożył: Maciej Sekerdej
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 296 

zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa
Dzwony powinny w tym momencie dzwonić, a chóry anielskie wyśpiewywać alleluja! W końcu piszę o tej książce. Właściwie to moje drugie podejście. Pierwsze uczyniłam późnym latem chcąc poruszyć temat pewnego, pojawiającego się czasami pojęcia "pokolenie IKEA".
Konia z rzędem temu, kto potrafi mi wyjaśnić związek przyczynowo-skutkowy między nazwą pojęcia a sednem sprawy. Dla mnie, brak go tu.
A jaki związek ma szwedzka firma z niezwykłą książką autorstwa amerykańskiej dziennikarki i pisarki popularnonaukowej? Dla mnie dość prosty. Ale o tym później.

Książkę polecił i pożyczył mi MNK. Jednocześnie dostałam od niego do przeczytania powieść Simona Becketta z wyjaśnieniem i instrukcją, że najpierw muszę przeczytać powieść M. Roach dlatego, że opisuje istniejące w Ameryce "farmy śmierci", tj. instytucje, które prowadzą bardzo szczegółowe badania naukowe nad etapami rozkładu ludzkiego ciała. To stąd czerpał wiedzę Beckett do swoich kryminałów.

Jest to lektura dla osób o dość mocnych nerwach.

Opisane z detalami, aczkolwiek nie zbudzające (u mnie) obrzydzenia opisy rozkładających się zwłok, historyczne ujęcie procesów pożytkowania ciała od balsamowania umarłych w starożytności, poprzez średniowieczne i oświeceniowe eksperymenty aktualnej medycyny, Rewolucja Francuska i współczesność; jaki jest pożytek ze spożywania zasuszonych fragmentów martwego ciała, eksperymenty ze zwłokami poświęconymi wojsku i nauce, w tym branych do testów zderzeniowych samochodów i analizy wypadków lotniczych, proces kremacji, czy najnowsze pomysły szwedzkiego lobby ekologicznego - przegląd pośmiertnego życia nieboszczyków jest oszałamiający. I wszystko to podparte naukowymi badaniami, wizytami autorki w ośrodkach szpitalnych, akademickich, bibliotekach, wyjazdami zagranicznymi w rejony osławione kanibalizmem - jednym słowem: mamy tu rzetelną naukową robotę. Do tego wszystko opisane z taktem i wspaniałym poczuciem humoru.

Po lektura pozostały we mnie trzy mocne, czy jak je tu nazwać, kwestie:
- rozkładające się pod ziemią ciało, pochowane w tradycyjny sposób, nie rozkłada się tak jak my sobie to wyobrażamy - nie gnije całkowicie. Pozostaje zasuszona jak pergamin skóra.

- Kremacja to niezbyt ekologiczny sposób na pochówek. Okazuje się, że w ten sposób wydzielany jest do atmosfery ołów, pochodzący z plomb amalgamatowych. Co ciekawe, "podczas kremacji ciała mózg jest szczególnie odporny na całkowite wypalenie" (!).

- Szwedzi mają hopla na punkcie ekologii. Miłośnicy IKEI wiedzą o tym ;) Mary Roach trafiła do Szwecji, gdzie miała okazję poznać i towarzyszyć pani Susanne Wiigh-Mäsak, która ma proekologiczny pomysł na utylizację zwłok ludzkich. Jej propozycja, nota bene mająca poparcie króla Karola Gustawa i kościoła Szwecji, polega na zamrożeniu ciała w ciekłym azocie, następnie rozdrobnieniu go za pomocą ultradźwieków, liofilizacji tych elementów i stosowaniu otrzymanego "materiału" jako użyźniacz pod sadzone w ogródku rośliny.  "Na mamusi posadzimy rododendron..." Tak to mniej więcej może wyglądać. W Szwecji bowiem - tu pewnie bardziej merytorycznie mogliby wypowiedzieć się jej mieszkańcy i szwecjoluby - brakuje miejsc na pochówki, więc taki sposób zagospodarowania zwłok rozwiązuje kwestie przyszłości.
Kiedy stanie się to przyjętym zwyczajem? Niedługo czekać nam przyjdzie zapewne, myślę. Podobnie jak kremacje, które przyjęły się u nas już dość powszechnie (w Szwecji decyduje się na nią 70%), wszystko jest kwestią czasu i obyczajów.

Naprawdę warto przeczytać tę książkę i zastanowić się nad swoją przyszłością. Ta lektura daje niezwykłą możliwość oswojenia się z nieuniknioną perspektywą.
Jak dla mnie, poświęcenie własnych organów na potrzeby medycyny transplantacyjnej wydaje się jedyną drogą, którą moje ciało mogłoby sobie pójść po mojej śmierci...


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

- "Czytam literaturę amerykańską" u Basi Pelc w Czytelni;

- "W 200 książek dookoła świata" u Edyty w Zapiskach spod poduszki, kraj autora: Stany Zjednoczone;
(z Rosji to po sąsiedzku, nieprawdaż? Zresztą, gdzie z Rosji nie jest po sądziedzku ;-))

- "Czytamy polecane książki" u Marty Kor w MK czytuje, książka polecona przez
kolegę.


11 komentarzy:

  1. Hmm, no właśnie nie wiem - moja dobra koleżanka bibliotekarka czytała "Pokolenie IKEA" i jej kontynuację. Ta lektura jeszcze przede mną. Nie pamiętam dlaczego IKEA - że takie nowoczesne, nowobogackie (całe życie na kredycie), ustawne jak meble IKEA? Nie wiem - zapytam jej:).
    A książka o której piszesz brzmi bardzo ciekawie. Nie spodziewałam się wiele po jej okładce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, widziałam, że jest taka książka, chyba z ciekawości ją przeczytam.
      Ale wiesz Basiu, ja na przykład nie rozumiem też co to jest pokolenie JPII, bo w moim odczuciu ja do niego należę, a gdy to hasło się pojawiło, to tak naprawdę
      nie wiadomo było o kogo chodzi... O tych którzy zapalali okna w akademikach?
      Tak w ogóle to "uwielbiam" takie określanie :P
      "Nazywać znaczy ograniczać".
      A książka jest super!

      Usuń
    2. Koleżanka określiła to tak: Pokolenie IKEA, to osoby, które stać na kredyt, ale nie stać już na meble :P

      Pokolenie JPII? Totalnie nie wiem, bo też ciągle siebie do niego zaliczyłam, ale to byliby wszyscy, którzy żyli za JPII, czyli wiele pokoleń.

      Usuń
    3. Dzięki Basiu za dopowiedź. Najbliższą wizytę w bibliotece poświecę na poszukanie tej książki (tak z ciekawości).
      Miłego i udanego dnia Ci życzę!

      Usuń
  2. chętnie sięgnęłabym. myślałam, że zwykła kremacja jest ok, a tymczasem: masz babo placek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano widzisz, i co teraz? Kremujemy czy liofilizujemy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za ohydna książka! Trupy, gnicie, kremacja. Sypanie babcią pod krzaczek. Fuj. W sam raz dla mnie! :)
    (pożyczysz?)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i dzięki Bogu, żeś w końcu opisała tego zacnego Sztywniaka. U mnie też leżał tak długo przy łóżku, iż niemal uległ rozkładowi, będąc jednocześnie degustowanym do snu, ale się jeszcze nie zebrałam w sobie by zanieść światu przesłanie, że warto. Oraz trzeba i należy.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, pisałaś już o nim trochę, pamiętam, ale tego posta nie mogę znaleźć.
      Warto, warto, po trzykroć warto :) ;)
      Dziękuję za odwiedziny, miło gościć TAKĄ personę jak Ty ;):)))

      Usuń
    2. Ja tak raz na jakiś czas i w kupie czytawszy - ostatnio.
      Coś tam wspominałam, ale przydałoby się rzetelniej, bo jak jeszcze raz usłyszę na spotkaniu towarzyskim, że 'chcę być skremowany bo to najekologiczniej' to przysięgam, że rzucę zapalniczką ;)

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...