wtorek, 1 października 2013

Korzenie wyrrrwane - nerwy zszarrrpane


Oto widok na niebo spod Instytutu Stomatologii w Poznaniu w czwartkowy wieczór - 19.09.2013 r.  godzina około 18:30...

Widok groźny, niebo zachmurzone, zachodzące słońce podpala od dołu kłęby chmur...

Taki stan duszy.

Tak zakończyła się nasza niespodziewana wędrówka z Karolkami. Nieprzewidziany zbieg okoliczności sprawił, że po tygodniu od poprzedniego razu dostałam drugi strzał z promieni rtg. Tym razem w towarzystwie Małego O.

Mam cichą nadzieję, że korzenie tego pedagogiczno-stomatologicznego horroru, który był naszym udziałem tkwią w tym zdarzeniu. Bo efekt końcowy jest wprost trudny do ogarnięcia...
Generalnie nie wiem od czego zacząć tę opowieść. Może powinnam od końca, potem związać koniec z końcem i byłoby OK, ale to nie takie łatwe.
W każdym bądź razie, od czwartkowego wieczora jestem na herbatkach uspokajających...:) melisa, "relax" z Lidla, rumianek...



W czwartek rano żegnając się z Karolkami w przedszkolu słyszałam "Przyjedź mamo wcześniej". To dzień, w którym Większy K. ma w przedszkolu Akademię Reksia. Tak jak miał obiecane jeszcze przed wakacjami, został zapisany na te zajęcia. Całe szczęście, że w tym przypadku okazały się one bezpłatne dość szybko, dzięki dogadaniu się Fundacji Piotra Reissa z władami miasta. W końcu to promocja kultury fizycznej...

Udało się, odebrałam Malego O.i usiedliśmy na sali obserwując dumnego starszego brata.
Mały O. ewidentnie się nudził, a może bardziej wiercił. Ale to jego wiercenie nie było aż takie nasilone...
Zajęcia trwają 30 minut. Na 10 minut przed końcem, pamiętam to doskonale, Mały O. stał między stoliczkami. Schylił się, czy przykucnął, i nagle ... płacz, a na podłodze, na podłodze.........leżały Jego dwa zęby........ górne jedynki....

Najpierw musiałam Go uspokoić i próbowałam zahamować lecącą z buzi krew. W głowie gonitwa myśli - "Jechać do stomatologa, może wprawi zęby, piszą o takich rzeczach gazetkach dla mam... Który gabinet, ten w którym Większy K. ostatnio bywał? To 5 minut drogi..."
Przed zdarzeniem Mały O. zdążył obalić swoje ukochane mlenio więc miałam jeszcze na dnie butelki trochę mleka. Tak jak piszą - zęby włożyć do mleka i jak najszybiej zjawić się u dentysty.
Zadzwoniłam jednak do tego, u którego mam jeszcze nieskończone leczenie kanałowe - pół godziny drogi w godzinach szczytu. Skojarzył kto dzwoni wysłuchał i mówi: "Niech Pani wsiada w cokolwiek tramwaj, autobus i przyjeżdża jak najszybciej. Zobaczymy co się da zrobić"...
Godzinę po fakcie - bo trochę zeszło: uspokajanie mniejszego, potem akcja ze starszym, bo się zbuntował, że nie wracamy do domu, musiałam Go uspokoić, przekupić, żeby zaczął współpracować, wytłumaczyć, że Tata nie może po Niego przyjechać, bo zanim Tata przyjedzie my będziemy już w drodze powrotnej... - zatem po niecałej godzinie byliśmy na fotelu.

Pan dentysta próbował umocować ząbki, ale niestety, jak to określił, Mały O. wybił je sobie "Precyzyjnie"...
W jednym został maleńki odłamek w dziąśle, drugi był wybity z takiej strony, że przy nagryzaniu niestety nie utrzymałby się. Tzw. fachowe "pomostowanie" z racji małej cierpliwości dziecka nie wchodzio w rachubę.
Poradzil jechać na dyżur do Instytutu Stomatologii, gdzie jest typowa dziecięca stomatologia. Podyskutowaliśmy, że konieczne byłoby zdjęcie rtg, żeby sprawdzić czy nie uszkodziła się kość i stałe zęby...
W sprawch zdrowia wyznaję zasadę "kuć żelazo póki gorące" więc tylko jeszcze omówiłam z Panem Doktorem najmniej zakorkowną trasę i wio...To też nie zajęło nam dużo czasu, z Hetmańskiej przy Kasprzaka przez Wyspiańskiego, Wojskową, 15 minut i byliśmy od molochem.

Byłam tam po raz pierwszy. Panie, które pracują od 8 rano w rejestracji były już bardzo zmęczone, ale ciągle bardzo miłe, w budynku pustki zupełne...  I moje dzieci, które jeszcze miały ochotę biegać po wypolerowancyh gresach na podłodze...
Groziłam Im przykuciem do ławek i wołałam o litość z uwagi na niechybnie grożącą mi siwiznę in statu nascendi.
Badanie na fotelu, skierowanie na prześwietlenie, wykonane z marszu (za nami już po chwili utworzyła się zaskakująco kolejka..) 8 minut czekania i mały oddech ulgi -  nic się nie uszkodziło, został mały kawałeczek ząbka, ale starsza Pani Doktor zadecydowała, że nie ma co go wyciągać i dłubać, żeby nie uszkodzić przypadkiem zawiązków stałych ząbków... Na zdjęciu było już je pięknie widać. Zalecenie na stałą regularną kontrolę, pierwsza już za miesiąc. Podyskutowałam z Nią jeszcze o perspektywie rozrastającej się żuchwy i jakimś aparacie, o którym wspominał Pan Doktor, ale usłyszałam, że Mały ma zęby po mnie ;), więc może nie być problemu, jednak wskazane są regularne kontrole...
Na koniec jeszcze rejestracja na za miesiąc - "Panie jeszcze godzinę do końca mają? (pracują do 19:30) i zejście na dół.

Na pocieszenie czekolada z automatu; drugi raz, pierwszy tydzień temu na moim zdjęciu rtg. No to już mała tradycja nam się zrobiła i wyjście na świeże powietrze...

A tam? - widok na załączonym obrazku.
W moim umyśle już lekko spokojniej, ale kotłowanina wewnętrzna nadal.

Już w naszej wsi minęliśmy Tatę, który jechał rozliczyć się ze znajomym, i który jak stwierdził gdy nas zobaczył zrobiło mu się gorąco. Wiedział co się stało, bo dzwoniłam do Niego z drogi do pierwszego dentysty, ale to było prawie 3 godziny wcześniej...

Gdyby to się nie stało przy mnie prawdopodobnie trudno byłoby uwierzyć w fakt, że Mały O. ani nie biegał, nie wpadł na nic, ani się nie uderzył, ani nie pośliznął, nic z tych rzeczy. Naprawdę, stał ode mnie na wyciągnięcie ręki.

Nikomu nie życzę takich przeżyć, ale powiem też - nie czuję się winna. Nie wiem jak to się stało. Prawdopodobnie uderzył się w buzię oparciem krzesełka lub o kant stoliczka gdy się schylał lub podnosił głowę...

Ach i jeszcze w nocy miałam tak okropny sen, że zbudziłam się o 4 i już nie zasnęłam...
Rano w pracy czułam się jak przejechana walcem.

Przez weekend miałam cały czas nerwy na wierzchu, bo teraz każda głupota to jest praktyczne zagorożenie dla ... wszystkiego.. ręce nogi głowa....
Psychoza.

Herbatki chyba zaczęły działać, bo od niedzieli czuję wewnętrzną potrzebę zwolnienia obrotów, takiej stop-klatki nad każdą rzeczą. Małymi kroczkami, ale do celu. Bardzo małymi; uczę się chodzić na nowo jako matka chłopaków.
Boże, co za perspektywa!!!



:[
Pocieszenia i dobre rady mile widziane.

PS Dziadek płakał jak dziecko gdy się dowiedział....

PS 2:  Mały O. dzielnie zniósł oględziny na fotelach dentystycznych. Czekając za pierwszym razem na wejście do gabinetu zapytał: "A stucne zeby są doble?" A wychodząc od Pana Doktora i słysząc naszą rozmowę, że będzie miał problem z jedzeniem odparł: "Jus wiem jak będę jadł" i mimiką pokazał jedzenie na boku. Zaradny optymista :)




4 komentarze:

  1. oj biedaczek. No a Tobie to wspolczuje z powodu tych nerwow.
    Na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w takich sytuacjach to zachowuję zimną krew, ale potem jak już stres i napięcie puszcza to przychodzi dopiero najgorsze. Fakt - nie jest źle. Mały scerbolek radzi sobie dzielnie, tylko teraz trzeba z nim regularnie jeździć do stomatologa a później pewnie i ortodonty. Zobaczymy...

      Usuń
  2. Jejku nie zazdroszczę przeżyć, brrr Takie małe zęby, a zawsze taka trauma z nimi:P Ale szczęśliwie wszystko się udało, a zdjęcie - niepokojące, jak i ten Twój dzień...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak... Przyokazji Basiu, przesyłka do Ciebie wyjdzie dopiero jutro, przepraszam za takie opóźnienie...

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...