wtorek, 3 lutego 2015

Wszyscy jesteśmy szczypiornistami, czyli szkoła Hitchcocka

Wczoraj po południu kolejny raz obejrzałam mecz o 3 miejsce  między Polską a Hiszpanią.
W niedzielę siedziałam i oglądałam ten mecz z Małym O. na kolanach.
Kiedy na zegarze pokazał się czas 70:00 ze wzruszenia nie mogłam przez minutę nic powiedzieć. Zatkało mnie kompletnie. Nie mogłam oddychać. Nie wiem czy mój ciśnieniomierz pokazywał coś podobnego do tego mema:


Bardzo możliwe...

Proszę Państwa co za emocje!!! "Hitchcock mógłby się uczyć od naszych piłkarzy!" Też wychwyciłam ten tekst komentatora oraz to, że "Nie ma czasu parzyć herbaty" - to w czasie zmiany stron boiska po 5 minutach dogrywki.

;-D

Młodzi rzucają się na podłogę niczym Sławomir Szmal. Na razie nie zmienili mocno zainteresowań, ale wczoraj jedli późny obiad w strojach sportowych...

------------------------------------------------------------------------------------------

Wróciliśmy na trasę dom-przedszkole-praca-przedszkole-dom. Dzisiaj po drodze w rowie minęła mi stojąca sarna. Zanim dojechałam do ronda w lusterku wstecznym dostrzegłam, że chyba zdecydowała się na przejście drogi, bo w snopie świateł kolejnego samochodu za nami coś mignęło. A jakoś tak jechałam wolno dzisiaj, całe szczęście. Może dlatego, że mąż kilka razy przed ruszeniem z domu powtórzył (trochę nawet bez sensu): "Coś leci..."

Ta trasa to wyzwala we mnie skrajne emocje. Szczególnie wyprowadzili mnie z równowagi bliźni kierowcy dwa tygodnie temu. Na szybkiej dwupasmówce rozdzielonej pasem zieleni (dopuszczalna prędkość 100 km/h) wybudowali tuż przed rozjazdem w kierunku centrum miejsce do kontroli pojazdów ciężarowych i z tego względu, na jakieś 500 metrów przed miejscem kontroli, stanęły po obu stronach drogi w kierunku Posen znaki z ograniczeniem do 70 km/h.
O ile kierowcy z prawego pasa stosują się do tego ograniczenia, to lewy pas rządzi się swoimi prawami. Właśnie te 2 tygodnie temu zaczęłam wyprzedzać ciężarówę jeszcze przed ograniczeniem. Kiedy minęliśmy znak 70 nie chciałam (specjalnie) mocno przyspieszać, ale ciężarówa nie dawała się wyprzedzić i zmienić pasa. Potem mimo, że sygnalizowałam migaczem zmianę pasa nie mogłam wjechać na niego. Nikt nie chciał mnie wpuścić. W pewnej chwili nawet zaczęto na mnie trąbić a jechałam, zgodnie z ograniczeniem, około 70-75. Wreszcie prawie na ostanią chwilę udało mi się pas zmienić. I kiedy zdenerwowana zorientowałam się gdzie jestem, ciśnienie wzrosło mi jeszcze bardziej bo udało mi się zmienić pas praktycznie w ostatniej chwili. Jeszcze 100 metrów a wjechałabym na trasę w kierunku na obwodnicę miasta, a nie do centrum.
Próbowałam zmienić pas na odcinku 1000 metrów, specjalnie policzyłam jaka to była odległość...
Co za chamy!
Dodatkowym absurdem tej trasy jest to, że po minięciu miejsca kontroli, pojawia się znak 80 km/h, a po 100 metrów 60 km/h. Czy ktoś w ogóle zastanawiał się nad sensem tego oznakowania???

 --- --------------------   ----------------------   ------------------

A dzisiaj jedziemy po przedszkolu do mankomatu.
Zaskoczyło mnie, że Mały zażyczył sobie abym jechała do mankomtu.
- Porzebujesz pieniędzy? - zapytałam.
- Ale pamiętaj, weź butelki.

Aha. Chodziło o mlekomat.

;-D

-------------------------------------------------

A świstak powiedział, że czeka nas jeszcze 6 tygodni zimy.




 

6 komentarzy:

  1. Ja też się często zastanawiam, co sobie ten ktoś, kto ustalił rozstawienie znaków ograniczających prędkość myślał. Często widzę właśnie takie sytuacje: 80 km/h, po 100-200 m 60 km/h, a po kolejnych 100 m - znowu 80 km/h, a po kolejnych 200 m - 70 km/h. Zgłupieli!
    Dobrze, że nic się Wam nie stało i jednak udało Ci się wyprzedzić tą ciężarówkę. To mi przypomniało, jak w lipcu 2014 byliśmy z mężem w Polsce i jechaliśmy trasą Kraków-Warszawa. Na sporym kawałku drogi zaraz za Krakowem ograniczenie od 50 do 70 km/h.Tam, gdzie było 70, a nie było zabudowań jechaliśmy tak z 80 km/h. I strasznie wkurzaliśmy innych kierowców, bo za wolno jechaliśmy! Ba! Nawet gdy zdarzyło się nam 70 przejechać obszar z 50 (właśnie przez to durne stawianie co chwila nowego znaku), też jechaliśmy dla innych za wolno! Razem z nami nie przekraczali zbyt mocno ograniczeń jedynie kierowcy prowadzący 2 kampery na austriackich rejestracjach i jedna osobówka na szwedzkiej rejestracji... Co najlepsze, gdy dojechaliśmy do trasy, gdzie można jechać 130 km/h, czy jakoś tak, dogoniliśmy większość tych "wyścigowców".

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko! powinnać dostać złoto za kibicowanie!
    a co to za mecz, bo ja nie w temacie?

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja świstakowi mówię - jeszcze miesiąc i przedwiośnie!
    Mlekomat? To mnie zadziwiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, jakby na potwierdzenie przepowiedni świstaka z wtorku na środę spadł śnieg i nadal leży, co u nas trochę niespotykane, bo zazwyczaj szybko topnieje. Ale mamy noce na minusie i się trzyma.
      Jest w Poznaniu kilka miejsc z mlekomatami. Braliśmy mleko z nich już kilka razy. Jak odstawisz na kilka godzin to widać, że oddziela się całkiem spora warstwa śmietany :-) Na mlekomacie jest informacja, że mleko ma około 4% tłuszczu.
      Mimo, że wokół nas są wsie rzadko spotkasz gospodarstwo z krowami. Raz mąż przywiózł nam mleko od "gospodarza" (5 litrów) i trzeba było zamrozić, żeby się nie zmarnowało. Wychodzi to oczywiście taniej niż z mlekomatu.

      Usuń
    2. Jeszcze z takiego mlekomaku nie korzystałam, ale widziałam jeden u nas. Jeszcze tak dłuuuugo do tej wiosny :(

      Usuń
    3. Trochę jeszcze zostało, fakt. Dobrze, że śnieg jest, w końcu. Biedne te dzieci jeszcze trochę to nie wiedziałyby jak śnieg wygląda... ;-D

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...