Autor: Barbara Kosmowska
Tytuł: "Gorzko"
Wydawnictwo: W.A.B.
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014. Wydanie pierwsze.
Liczba stron: 352
Seria "Z miotłą"
"Pani Kosmowska dała czadu" stwierdziłam do Mamy, kiedy odjeżdżałam z rodzinnego domu prawie ukończywszy czytanie najnowszej książki mej ulubionej pisarki.
Tu od razu muszę zastrzec, że nie przepadam za emfatycznymi określeniami, ale jak tu krótko i dobitnie określić to, z czym miało się do czynienia?
Bardzo bałam się tej lektury od momentu kiedy zobaczyłam pierwsze słowa u Zuzanki. Bałam się bardzo, bo co jeszcze może być gorszego od zakończenia "Ukrainki"? Otóż może być. Mogą być trzy zakończenia.
Przebrnęłam jednak przez "Gorzko" i stwierdzam, że mimo wszystko nie mam uwag do tego jak się kończy. Tak ma być. W obliczu tego, co spotkało studenckie przyjaciółki głównej bohaterki Teresy, jej los nie wydaje się odosobniony. Inny epilog byłby dla mnie niewiarygodny. Życie jest scearzystą nieprzewidywalnym a szczęście i marzenia mają swoją cenę. O ile jednak sekret i dalsze losy Lucyny były dla mnie do odgadnięcia już w trakcie lektury, o tyle Lidka jest największą zagadką w tej powieści.
Czytając "Gorzko" patrzyłam na bohaterki przez pryzmat własnego doświadczenia - dziewczyny z małej miejscowości, która dostała się na studia do dużego miasta. Nie jest to miara absolutna, zaznaczam jednak, gdyż czasowo różni nas dokładnie dekada, w czasie której zaszła całkowita zmiana gospodarczo-ustrojowa. Z tego względu, w "Gorzko" znaleźć można ślady tamtych czasów, o których wielu z nas ma albo mgliste pojęcie, albo wspomina je jak za mgłą.
Ale nie o czasach chciałam tu napisać, tylko o bagażu jaki każdy z sobą zabiera w taką podróż. Z pewnością łatwiej jest osobom, które do takiej przeprowadzki nie muszą się szykować i jej odbywać. Ci zaś, którzy nieuchronnie mają ją przed sobą, muszą uważać co z sobą zabierają. I co zostawiają w swym małym, starym świecie. Bagaż doświadczeń może być zbyt ciężki. A Miasto nie potrzebuje takich, którzy jedną nogą zostają w Miasteczku...
A może, zastanawiam się też, to niepoukładane relacje kobiece mają decydujący wpływ na to, co spotyka kolejne pokolenia? Teresa jest bystrym i przenikliwym obserwatorem stosunków między własną matką a babką. Dziwię się, że mimo inteligentnie wysuwanych wniosków sama nie potrafi do końca zerwać z tym, co ją ciągnie ku kolejnym katastrofom. Że nie umie stanowczo postawić kropki na końcu jednego akapitu i bez sentymentu, lub nawet wypierając z siebie sentyment, przejść do kolejnych rozdziałów życia. Niby potrafi odciąć się od tego co ją rani, ale w sumie okazuje się, że nie. Że ma w sobie przebaczenie, resztki sympatii, nadal tlącą się młodzieńczą miłość... Nie jest gorzką postacią i za to życie traktuje ją gorzko.
Mam też słowa podziękowania za potraktowanie postaci ojca Teresy. Wycofany do garażowych pozycji obronnych, wiecznie dłubiący w motorze, z brudzonymi od smaru rękoma... Jestem wdzięczna głównej bohaterce, że nie odstawiła na boczny tor i zlekceważyła swojego rodziciela. Jeden z bardziej wzruszających fragmentów w książce to ten, kiedy ojciec z doszorowanymi paznokciami przyjeżdża na ślub Teresy do Miasta. A jego przemiana na końcu, to majstersztyk narracji :-)
Kosmowską czytało mi się jak zwykle z przyjemnością, odnajdując smakowite kąski i celne opisy puentujące sytuacje i nastroje. Polecam gorąco!
Recenzja bierze udział w wyzwaniach "Gra w kolory" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie"
oraz "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki".
Tytuł: "Gorzko"
Wydawnictwo: W.A.B.
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014. Wydanie pierwsze.
Liczba stron: 352
Seria "Z miotłą"
"Pani Kosmowska dała czadu" stwierdziłam do Mamy, kiedy odjeżdżałam z rodzinnego domu prawie ukończywszy czytanie najnowszej książki mej ulubionej pisarki.
Tu od razu muszę zastrzec, że nie przepadam za emfatycznymi określeniami, ale jak tu krótko i dobitnie określić to, z czym miało się do czynienia?
Bardzo bałam się tej lektury od momentu kiedy zobaczyłam pierwsze słowa u Zuzanki. Bałam się bardzo, bo co jeszcze może być gorszego od zakończenia "Ukrainki"? Otóż może być. Mogą być trzy zakończenia.
Przebrnęłam jednak przez "Gorzko" i stwierdzam, że mimo wszystko nie mam uwag do tego jak się kończy. Tak ma być. W obliczu tego, co spotkało studenckie przyjaciółki głównej bohaterki Teresy, jej los nie wydaje się odosobniony. Inny epilog byłby dla mnie niewiarygodny. Życie jest scearzystą nieprzewidywalnym a szczęście i marzenia mają swoją cenę. O ile jednak sekret i dalsze losy Lucyny były dla mnie do odgadnięcia już w trakcie lektury, o tyle Lidka jest największą zagadką w tej powieści.
Czytając "Gorzko" patrzyłam na bohaterki przez pryzmat własnego doświadczenia - dziewczyny z małej miejscowości, która dostała się na studia do dużego miasta. Nie jest to miara absolutna, zaznaczam jednak, gdyż czasowo różni nas dokładnie dekada, w czasie której zaszła całkowita zmiana gospodarczo-ustrojowa. Z tego względu, w "Gorzko" znaleźć można ślady tamtych czasów, o których wielu z nas ma albo mgliste pojęcie, albo wspomina je jak za mgłą.
Ale nie o czasach chciałam tu napisać, tylko o bagażu jaki każdy z sobą zabiera w taką podróż. Z pewnością łatwiej jest osobom, które do takiej przeprowadzki nie muszą się szykować i jej odbywać. Ci zaś, którzy nieuchronnie mają ją przed sobą, muszą uważać co z sobą zabierają. I co zostawiają w swym małym, starym świecie. Bagaż doświadczeń może być zbyt ciężki. A Miasto nie potrzebuje takich, którzy jedną nogą zostają w Miasteczku...
A może, zastanawiam się też, to niepoukładane relacje kobiece mają decydujący wpływ na to, co spotyka kolejne pokolenia? Teresa jest bystrym i przenikliwym obserwatorem stosunków między własną matką a babką. Dziwię się, że mimo inteligentnie wysuwanych wniosków sama nie potrafi do końca zerwać z tym, co ją ciągnie ku kolejnym katastrofom. Że nie umie stanowczo postawić kropki na końcu jednego akapitu i bez sentymentu, lub nawet wypierając z siebie sentyment, przejść do kolejnych rozdziałów życia. Niby potrafi odciąć się od tego co ją rani, ale w sumie okazuje się, że nie. Że ma w sobie przebaczenie, resztki sympatii, nadal tlącą się młodzieńczą miłość... Nie jest gorzką postacią i za to życie traktuje ją gorzko.
Mam też słowa podziękowania za potraktowanie postaci ojca Teresy. Wycofany do garażowych pozycji obronnych, wiecznie dłubiący w motorze, z brudzonymi od smaru rękoma... Jestem wdzięczna głównej bohaterce, że nie odstawiła na boczny tor i zlekceważyła swojego rodziciela. Jeden z bardziej wzruszających fragmentów w książce to ten, kiedy ojciec z doszorowanymi paznokciami przyjeżdża na ślub Teresy do Miasta. A jego przemiana na końcu, to majstersztyk narracji :-)
Kosmowską czytało mi się jak zwykle z przyjemnością, odnajdując smakowite kąski i celne opisy puentujące sytuacje i nastroje. Polecam gorąco!
Recenzja bierze udział w wyzwaniach "Gra w kolory" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie"
oraz "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki".
Tak, jak i ty Kosmowską czytam w ciemno, więc na pewno się do niej dorwę. Cieszę się, że i tym razem cię nie rozczarowała :).
OdpowiedzUsuńZnasz mnie pod tym względem ;-)
UsuńCiekawa jestem Basiu, jak Tobie się spodoba ta powieść. Daj znać, proszę!
Zginę śmiercią tragiczną, bo kolumnada nieprzeczytanych książek już się chybocze w posadach.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że się jednak nie odważy mając na uwadze zawartość Twojej głowy...
UsuńIza, jestem pod wielkim wrażeniem Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś o tym co w książce najlepsze właściwie niczego nie zdradzając.
Bardzo zachęcający i intrygujący tekst.
Magda, bardzo dziękuję Ci za te miłe słowa :-D
Usuń