Jak widać, a raczej nie widać, mój urlop już się skończył.
Ciągle jednak wracam w opowiadaniach lub myślach do tego, co widziałam.
W tygodniu uraczyła mnie tym [KLIK] filmem koleżanka-ogrodniczka (właściwie: architekt zieleni).
Przypomniała mi tym samym, a uświadomiłam sobie to widząc dyskutantkę Mai, że przed wyjazdem miałam w planach mocne postanowienie odwiedzenia pewnego miejsca.
Ostatecznie, nie trafiłam tam. Brak samochodu, pogoda, która była wyzwaniem samym w sobie, nie ułatwiały swobodnego podróżowania. I kiedy teraz po powrocie sprawdziłam mapę okazało się, że to czego nie mogłam dokładnie umiejscowić przed wyjazdem, było tak naprawdę całkiem blisko. Może nie na wyciągnięcie ręki, ale prawie osiągalne. Przy pewnym wysiłku, szczególnie by przekonać moich synów, mogłam TAM dotrzeć.
Może za rok...?
:-)))
Dobry powód, by pojechać tam raz jeszcze ;-)
OdpowiedzUsuńNawet jakby go nie było, to i tak mam ochotę tam wrócić. Oprócz przepięknych okoliczności przyrody, karmili wyśmienicie! :-D
UsuńHmmm...a jak tam jest, jeśli chodzi o kleszcze?
OdpowiedzUsuńHmmm... od razu w pierwszych dniach znalazłam na sobie 2 sztuki. Ale potem już nic, ani u siebie, ani u chłopaków.
UsuńTeż mam już plan na przyszły rok :) damy radę, bo kto, jak nie my :)
OdpowiedzUsuńPrawda? :-)))
Usuń! :)
Usuń