sobota, 10 lutego 2018

Kabanos czyli parówka

Jazda samochodem to dla mnie chleb codzienny.
Wyższy level wtajemniczenia w moim przypadku to tankowanie na stacji.
Tankowałam auto parę razy samodzielnie (bez obecności małża).
O scence podobnej jak ta, słyszłam kiedyś z ust MNK, który (zważywszy na temperament) był chyba raczej tym drugim w kolejce.. :-)))
Proszę bardzo: w ostatnim tygodniu miałam humor na wielokrotne odtwarzanie tego skeczu:





8 komentarzy:

  1. Hasło "tankowanie" przywołuje u mnie wspomnienie pt.:
    samoobsługowa stacja benzynowa.
    Żywego ducha - tylko ja, moja maleńka córka, nasza niania, dystrybutor paliwa i automat do płacenia.
    Podjeżdżam nowym samochodem mojego męża. Wyłączam silnik i zaczynam szukać "pociągadełka", którym się otwiera wlew paliwa. Nie ma. Na kolanach, w otwartych drzwiach macam okolicę pod kierownicą. Nie ma.
    Na stację podjeżdża czarne, luksusowe BMW. Wysiada z niego pan, który już na pierwszy rzut oka wzbudza respekt. Wielki, barczysty, łysy, w czarnej krótkiej kurtce, choć to środek lata. Tankuje.
    Podchodzę do niego i pytam, czy wie, gdzie w moim samochodzie otwiera się wlew paliwa. Nie wiedział. Klęka obok mnie w otwartych drzwiach mojego samochodu i razem macamy okolice pod kierownicą. Nic. Pan wyjmuje z kieszeni komórkę, po chwili mówi do niej markę mojego samochodu i pyta o otwieranie wlewu. Rozłącza się.
    - U pani wlew otwiera się automatycznie przy wyłączeniu stacyjki. Wystarczy pociągnąć go palcem. Do widzenia. Szerokiej drogi. Pozdrowienia dla dzidziusia.
    Mam pewność, że byłam obsłużona przez profesjonalistów ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-D Trochę techniki i się gubimy.
      Ja miałam notorycznie problemy z obsługą klimatyzacji. W tej chwili znam opcję na zimę, ale jak przyjdzie lato będę znów wymagała przeszkolenia.;-)

      Usuń
    2. Kalina, piękna anegdota :) a mnie się przypomniała taka...

      Jak zrobiłam prawko, rodzice kupili mi malucha, bo to było jakieś 27 lat temu, i z koleżankami jechałam do Piły, musiałam zatankować, więc w tym celu pojazdem udałyśmy się do stacji paliw, śmiechy, zabawa i radość nie miała końca, w połowie drogi olśniło mnie, nie pamiętałam, czy zakręciłam korek paliwa... zatrzymałam się na poboczu by sprawdzić i oczywiście nie miałam korka paliwa... ustaliłyśmy, że jak będziemy wracać zajedziemy na tę stację i poszukamy. W Pile myślałam tylko o tym nieszczęsnym korku, poszłam nawet zamiast na zakupy, to do sklepu z częściami do aut, by korek zakupić... Pan powiedział, że może mi sprowadzić, za tydzień. No więc tak, przezornie zamówiłam korek, oczywiście w drodze powrotnej szukanie korka, to jak szukanie igły w stogu siana. Tato się zlitował i załatwił korek szybciej, ja jednak w swoich wizjach widziałam, jak ktoś wrzuca zapałkę do mojego wlewu paliwa i wylatuję w powietrze. Miałam już dwa kluczyki, do wlewu i do drzwi. Po roku jakiś typ włamał się do mojego maluszka by ukraść parasolkę... I miałam już trzy kluczyki, do drzwi, drugich drzwi i klapy silnika, no i do korka od wlewu paliwa.

      Usuń
    3. Jakie to szczęście, że w maluchu nie było 4 drzwi wejściowych ;-)

      Usuń
    4. Ale została klapa, do której też mógł być inny kluczyk, no i kluczyk do odpalania auta, całkiem sporo, jak na takiego malucha.

      Usuń
    5. ...i teraz połap się człowieku, który kluczyk od czego ;-)

      Usuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...