Ostatnia lektura [a jednak czytam, heh] nastroiła mnie mocno refleksyjnie pod kątem realizacji ogrodu.
Cieszy mnie zatem każdy kamień ułożony pod domem i wsadzona roślina, wyrwany żywiołowi chwastów kawałek ziemi. Choć wykończenie przeciąga się w czasie i przyznaję z ręką na sercu, dotąd wzbudzało we mnie frustrację, nabrałam właściwie przekonania, że radość sprawia mi tworzenie. Celem stało się nie osiągnięcie wykończonego, zaplanowanego ogrodu, lecz droga, która do tego prowadzi...
Wiem, dziwaczeję...
Mój ogród, który stał się łąką. Tak wyglądał zaraz po powrocie znad morza. Moim, nie jego.
Z małych radości, prezentuję begonie, które w tym roku dały się polubić i całkiem nieźle wdzięczą się na tle fioletowo kwitnącej bakopy.
Moim faworytem w tym roku jest komarzyca. Bezsprzecznie Namber Łan!
Ta o fioletowych liściach. Jest nieprawdopodobnie żywotna, pięknie się rozrasta, wytrzymuje lekkie nienawodnienie i tym samym nominuję ją do przyszłorocznych klombów na schodach wejściowych. Polecam z całego serca.
I wreszcie zakwitły mieczyki o biskupim kolorze.
Na koniec fauna: w zeszłym tygodniu wykluły się jascury vel dinozarły. Grasują gdzie się da, szczególnie zaś w słoneczne dni.
Cieszy mnie zatem każdy kamień ułożony pod domem i wsadzona roślina, wyrwany żywiołowi chwastów kawałek ziemi. Choć wykończenie przeciąga się w czasie i przyznaję z ręką na sercu, dotąd wzbudzało we mnie frustrację, nabrałam właściwie przekonania, że radość sprawia mi tworzenie. Celem stało się nie osiągnięcie wykończonego, zaplanowanego ogrodu, lecz droga, która do tego prowadzi...
Wiem, dziwaczeję...
Mój ogród, który stał się łąką. Tak wyglądał zaraz po powrocie znad morza. Moim, nie jego.
ostrość średnia, bo było pochmurno |
Ta o fioletowych liściach. Jest nieprawdopodobnie żywotna, pięknie się rozrasta, wytrzymuje lekkie nienawodnienie i tym samym nominuję ją do przyszłorocznych klombów na schodach wejściowych. Polecam z całego serca.
I wreszcie zakwitły mieczyki o biskupim kolorze.
Na koniec fauna: w zeszłym tygodniu wykluły się jascury vel dinozarły. Grasują gdzie się da, szczególnie zaś w słoneczne dni.
Ale ładny dinolazł! (Tak mój Tofik w pewnym weku będąc nazywał te gadziny):D
OdpowiedzUsuńŁąkę masz piękną, co oznacza, że ogród wszedł z Tobą w dialog. Ciesz się nim i nie próbuj wygrać w tej dyskusji ;) ot po prostu dalej z nim rozmawiaj.
Dziękuję Piesie. Ta łąka jest taka moja i chyba tylko ja z nią rozmawiam. Reszta familii ma ochotę na zagładę...
UsuńŁąki są przecież piękne, czytałam o aferze w Warszawie, gdzieś był jakiś eksperyment z łąką, która została skoszona, a nie powinna... więc wiesz, żyją tam sobie różne stworki i przyciągają inne stworki :* A trawnik cóż, też cieszy oczy, ale jedynie wykoszony. Więc łąka, to łąka :) I piekne kwiaty, mieczyk ma obłędną barwę!
OdpowiedzUsuńMałgosiu, czy mogę się tak do Cibie zwracać? Łąkę trzeba kosić choć raz by był właściwy efekt. O tym dużo wspaniale pisze inna Małgosia (www.megimoher.blogspot.com)
UsuńTrawnik, owszem, ale w stylu angielskim, czyli dywan. Tylko kiedy taki będzie...?
A mieczykowi zrobię jeszcze sesję intymną ;-)))
Oczywiście :)
Usuńznam to miejsce, znam :) łąki nic nie przebije :) dla mnie jest na równi z oceanem :)
czekam na efekty sesji :)
No i... po co się spieszyć...
OdpowiedzUsuńPrawda?
UsuńNie ma czasu by pokontemplować tu i teraz. Co i tak nie zdarzy się już nam nigdy po raz drugi.
Izabelko, bardzo Cię proszę o łagodny wymiar kary, ale ogród-łąka znacznie bardziej mi się podoba, niż "kwiaty". Cudowny! Jest jakaś wiedza magiczna, jak uzyskiwać kwitnienie takich łąk co roku... Chyba kosi się je co dwa lata. A może nie...? ;-)
OdpowiedzUsuńWiedzę magiczną posiada Megi, do której Cię odsyłam Kalino: www.megimoher.blogspot.com.
UsuńZ tego co pamiętam wystarczy skosić przynajmniej raz w roku. Jak sobie "zapuścisz" trawnik, to może być dobry zadatek na niezłą łąkę.
O, ale Ci zazdroszczę tej łąki! Furda z trawnikami! Mam za płotem podobną, po której biegają psy i... shit!
OdpowiedzUsuń