Odczytuję ten wywiad jako radosny, cóż jego bohaterka taka jest. Mimo wszystko pokazuje jasną stronę życia.
Czego Wam z serca życzę.
Czego Wam z serca życzę.
Ma Pani jakieś pretensje do świata?
Do świata czy do losu? Jak pani widzi coraz trudniej jest nam powiedzieć, jaki ten świat jest. Z jednej strony przerażający, a z drugiej - gdyby kazano mi wybierać czas, w jakim chciałabym żyć, czy to będzie druga połowa XVII wieku albo wiek XIV, to powiedziałabym jednak, że trafiłam na niezwykłą epokę i nigdy w życiu nie zamieniłabym się z ludźmi z innych epok, nawet tymi, którzy urodzili się później. Nawet z panią. Miałam to wielkie szczęście, urodziłam się kilka lat po wojnie...
W 1949 roku, 9 października.
Ale ta wojna skończyła się dopiero co, przed chwilą. Jeszcze widziałam bruki, kocie łby, rozwalone domy w Warszawie. Natomiast nie miałam uczucia lęku i trwogi w dzieciństwie. A teraz mam. A teraz się boję. O dzieci, o wnuki, o to, jaki świat szykuje się dla nich. Żyłam w bardzo ciekawych czasach i miłam możliwość poznania tak niesamowitych ludzi, przyjaźnić się z niektórymi z nich i przeczytać piękne i mądre książki, wiersze, obejrzeć filmy, zobaczyć kawałek pięknego świata. W pewnym sensie jestem dzieckiem szczęścia, na pewno.
I wcale nie szukała pani szczęścia?
Pewnie szukałam, ale dosyć wcześnie zapamiętałam sobie to, co powiedziała Agnieszka Osiecka. Dostała kiedyś kartkę od Bułata Okudżawy: "Życzę ci szczęścia, chociaż go nie ma". Kiedyś Magda Czapińska zapytała mnie, co to jest szczęście. Odpowiedziłam, że szczęście to jest brak nieszczęścia. Im więcej takich strasznych rzeczy się dzieje, jak te, które wydarzyły się przed chwilą w Paryżu, tym bardziej się to zgadza.
Agnieszka Osiecka mówiła, że w życiu ważna jest cudownie przeżyta chwila. Pani sobie te chwile jakoś zbiera?
Zbieram, kolekcjonuję. Jak jest strasznie smutno, źle, ciemno, serotonina nie dochodzi do głowy, to mówię sobie: "Żeby tylko nie stracić pamięci o tych chwilach". Bo jeszcze może zdarzyć się na coś takiego, że niczego nie będziemy pamiętać. Demencja, Parkinson, Alzheimer, to wszystko atakuje ludzi starych. Trzeba więc rozwiązywać krzyżówki, wykreślanki, uczyć się czegokolwiek na pamięć i ćwiczyć, ćwiczyć głowę, żeby była przytomna i żeby nie zapomniała choćby o pięknych chwilach. Gdyby jeszcze umiała zapominać o tych strasznych... Ale to już marzenie ściętej głowy.
Z kim najbardziej lubi Pani rozmawiać?
Najbardziej lubiłam rozmawiać z Jeremim (Przyborą - red.). A jego już nie ma. Lubię rozmawiać z moimi dziećmi i z moją wnuczką (...) Z przyjaciółkami. Ale też taki już przyszedł teraz czas, że przede wszystkim lubię milczeć. Strasznie nie lubię tracić czasu na rozmowy z kimś, kto nie wie, nie czuje, nie nadaje na tych samych falach. To strata życia. W przysłowiowym "gruncie rzeczy" ja jestem człowiekiem ciszy. Najbardziej lubię czytać, obserwować i milczeć. Świat jest tak potwornie zaśmiecony słowami, że one przestają cokolwiek znaczyć. Chyba, że jest to sytuacja uczuciowa i mówimy sobie: "Kocham cię", "Ja też cię kocham"; wtedy można tych głupot słuchać w niekończoność (śmiech).
Cały wywiad można przeczytać TU.
Źródło wywiadu: Czypryn Anita, Unicestwimy sie z imieniem różnych Bogów na ustach, "Głos Wielkopolski. Magazyn" 2015 nr 277.
O dziękuję Ci - tyle pięknych myśli.
OdpowiedzUsuńCzytam, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPiosenka genialna!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jej barwność, zawsze podkreśloną głęboką czernią ;-)
OdpowiedzUsuń