Miotam się pomiędzy napisaniem recenzji książeczek, które ostatnio czytaliśmy z Karolkami a daniem kopasa w dupasa ignorantom na drogach.
Chyba pierwszeństwo uzyska moja frustracja, czy może raczej oburzenie na to, co widzę zza kierownicy samochodu.
Tym bardziej jednak, że to co mam do napisania burzy moje mózgowie od dwóch tygodni. Wówczas to, jadąc rano z dziećmi w kierunku stolicy Wielkopolski miałam takie przeżycia, że wszedłszy do pracy rzuciłam: "Ludzie wożą ze sobą śmierć".
Trudno mi zebrać myśli po kolei, sami pewnie mieliście nie raz takie doświadczenia na drodze. Moje wrogie (tak) nastawienie spotęgowało się kiedy w środku tygodnia (te dwa tygodnie temu) zmierzałam na kolejny zabieg usunięcia znamienia. Stanęłam sobie grzecznie w kolejce do zielonego światła, spojrzałam w bok na lewy pas przede mną, i zrobiło mi się zimno. W samochodzie nauki jazdy ujrzałam, przyczepioną do tylnej szyby, czy może do zagłówka, rozdziawioną blado-szarą twarz. Coś pomiędzy krzykiem Muncha a maską śmierci na bal przebierańców. [o coś mniej więcej takiego]
Zrobiło mi się niedobrze. Co to ma być!? Durne to. - skwitowałam w myślach.
A co mnie jeszcze oburza? - kiedy jadąc z przedszkola do pracy, zatrzymuję się by przepuścić przechodniów, z racji godziny często są to rodzice z prowadzonymi za rękę dziećmi, a za mną stoi bus przewożący niepełnosprawne dzieci do szkół czy na zajęcia i ... trąbi na mnie.
10 sekund. Czy tyle może trwać przepuszczenie pieszego przez przejście na zwykłej ulicy?
Ludzie, gdzie się tak spieszycie!?
A czy zdarza się Wam dojechać do skrzyżowania, na którym wyłączono sygnalizację świetlną a jedziecie drogą podprządkowaną? Jakie szanse ma się wtedy, że ktoś ustąpi grzecznie i zrezygnuje ze świętego prawa do pierwszeństwa? W zeszły piątek tak zrobiłam, zatrzymałam się na prawym pasie, a w tym czasie z lewego, po obrąbieniu przejeżdżały obok mnie samochody.
A ja stałam dalej.
I pokazywałam ręką, że ustępuję.
Wiem głupia jestem.
Ale wierzę, że kiedyś, jak nie będę w stanie przejechać przez skrzyżowanie, to też mnie ktoś przepuści.
I że nie będę stała przy przejściu z dziećmi i czekała aż ktoś RACZY się zatrzymać.
Chyba pierwszeństwo uzyska moja frustracja, czy może raczej oburzenie na to, co widzę zza kierownicy samochodu.
Tym bardziej jednak, że to co mam do napisania burzy moje mózgowie od dwóch tygodni. Wówczas to, jadąc rano z dziećmi w kierunku stolicy Wielkopolski miałam takie przeżycia, że wszedłszy do pracy rzuciłam: "Ludzie wożą ze sobą śmierć".
Trudno mi zebrać myśli po kolei, sami pewnie mieliście nie raz takie doświadczenia na drodze. Moje wrogie (tak) nastawienie spotęgowało się kiedy w środku tygodnia (te dwa tygodnie temu) zmierzałam na kolejny zabieg usunięcia znamienia. Stanęłam sobie grzecznie w kolejce do zielonego światła, spojrzałam w bok na lewy pas przede mną, i zrobiło mi się zimno. W samochodzie nauki jazdy ujrzałam, przyczepioną do tylnej szyby, czy może do zagłówka, rozdziawioną blado-szarą twarz. Coś pomiędzy krzykiem Muncha a maską śmierci na bal przebierańców. [o coś mniej więcej takiego]
Zrobiło mi się niedobrze. Co to ma być!? Durne to. - skwitowałam w myślach.
A co mnie jeszcze oburza? - kiedy jadąc z przedszkola do pracy, zatrzymuję się by przepuścić przechodniów, z racji godziny często są to rodzice z prowadzonymi za rękę dziećmi, a za mną stoi bus przewożący niepełnosprawne dzieci do szkół czy na zajęcia i ... trąbi na mnie.
10 sekund. Czy tyle może trwać przepuszczenie pieszego przez przejście na zwykłej ulicy?
Ludzie, gdzie się tak spieszycie!?
A czy zdarza się Wam dojechać do skrzyżowania, na którym wyłączono sygnalizację świetlną a jedziecie drogą podprządkowaną? Jakie szanse ma się wtedy, że ktoś ustąpi grzecznie i zrezygnuje ze świętego prawa do pierwszeństwa? W zeszły piątek tak zrobiłam, zatrzymałam się na prawym pasie, a w tym czasie z lewego, po obrąbieniu przejeżdżały obok mnie samochody.
A ja stałam dalej.
I pokazywałam ręką, że ustępuję.
Wiem głupia jestem.
Ale wierzę, że kiedyś, jak nie będę w stanie przejechać przez skrzyżowanie, to też mnie ktoś przepuści.
I że nie będę stała przy przejściu z dziećmi i czekała aż ktoś RACZY się zatrzymać.
Ej, Izabelko, serio, takie naklejki na szybach L-ki? Niesmaczne jakieś to-to... Ale może ku przestrodze innych, że nieuwaga, ignorancja, głupota mogą zaskutkować spotkanie z wizerunkiem z szyby??? No nie wiem...
OdpowiedzUsuńJa przyznam, że tu u nas aż tak często nie spotykam się z nachalnym trąbieniem, ale ja to zawsze albo spotykam dobrych ludzi, albo nie natykam się na złych ;). Niemniej jednak sytuacja, gdy przepuszczasz pieszych, a z tyłu ktoś ci daje do zrozumienia, że miłosierdzie to "se" uprawiaj gdzie indziej, a nie na ulicy czy przejściu dla pieszych - jest dla mnie zawsze niezrozumiała... Aha - ja często "pomagam" innym kierowcom włączyć się do ruchu. Miło mi jak mi potem dziękują skinieniem głowy czy łapką w górze. Ale chamów na ulicy nie brak - tu się zgodzę.
dzien dobry:) ja tu pierwszy raz ... podoba mi sie..
OdpowiedzUsuńA wracajac do tematu.... faktem jest ze chamstwo i .... cwaniactwo kierowcow na polskich drogach poraza..:(
Bron buk nie zmieniaj sie, sa miejsca na swiecie gdzie zachowania jak twoje sa norma. Powaznie!
Dzień dobry Toyu :) Dziękuję za odwiedziny i dziękuję za słowa, a po cichu liczę, że jeszcze tu wrócisz :)
UsuńMasz rację, że gdzie indziej to norma, bo troszkę pojeździłam swego czasu po świecie. I ciągle nam ten świat w czymś ucieka...
Serdecznie Cię pozdrawiam :))