Właściwie to niedzielę rano trudno zaliczyć do początku weekendu, ale...
Piętnaście minut spędziłam rano, po zejściu na dół, na awanturze z Małym O. o miejsce na klocku lego, w którym miała być przypięta nitka grająca ...co? sznur lampek?
Chyba.
Otóż w sobotę zbudowaliśmy z Małym garaż dla autka z małych kloców lego. Do ozdobienia onego garażu zażyczył sobie przypięcia nitki, która od dwóch tygodni wisiała na choince. Nitkę dostał ode mnie kiedy przyszywałam łaty na kolana spodni.
Rano w niedzielę zrobił mi karczemną awanturę, że nitka nie jest przypięta za ten klocek i w tym miejscu co on chciał.
Próby wytłumaczenia, że odebrał dzieło dzień wcześniej bez uwag, nie zgłaszając poprawek nie przyniosły żadnego skutku. W końcu w dialogu (?) zapłaknego dziecka i maksymalnie podkurwionej mamy efekt przyniosły słowa, w których musiałam przyznać, że nie zrozumiałam dobrze gdzie miało być przypięte owe cudo.
Tłumaczenie z powołaniem się na fachowców, którzy też nie robią dobrze rzeczy za pierwszym razem nie skutkowało.
Tłumaczenie, że nie zgłosił poprawek jak zobaczył co zrobiłam nie skutkowało.
On chciał żeby było tu i koniec.
Zastanawiam się jak on poradzi sobie, czytaj jak sobie poradzą nauczyciele w szkole z nim. Od września idzie do pierwszej klasy (!).
--------------------------------------------------------------------------------------------
"Czterej pancerni i pies" skończyli się w zeszły weekend. Od tego czasu, czyli minął tydzień, cała rodzina chodzi ubrana w dystynkcje wojskowe. Narysowane lub wycięte i przyklejone taśmą do ramion.
Tata Obe podszkolił młodych z parametrów technicznych czołga T-34 (czyli modelu rudy 102):
- Kąt podjazdu 30 stopni...
Mały:
- W czołgu 30 stopni...
Orzeł narysowany przez Większego K. miał koronę na głowie więc wytłumaczyliśmy młodym, że kiedyś orzeł nie miał korony.
- Ale jak nie miał korony, to gdzie była?
- Na pewno jej nikt nie nosił - odparłam. Była schowana.
Wolałam tak załatwić sprawę, bo znając dociekliwość Małego, zaraz by były pytania a dlaczego, kto pozwolił, czy się nie zniszczyła?
-------------------------------------------
W środę w przedszkolu jest balik. Mały O. wymyślił sobie, że przebierze się za pancernych, więc potrzebuje stroju wojskowego...
Udało mi się go przekonać, że zrobi niezły kawał kolegom jak przebierze się za ducha.
W niedzielę przed obiadem wyciągnęłam właśnie ten strój - prostą, długą, białą tunikę, u której na dole zwisają powycinane frędzle a podobne zwisają od spodu rękawów.
Mały założył. Zadowolony, po chwili stwierdził:
- Jestem orłem.
Ręce nam opadły.
Dołożył do pieca, kiedy poleciał do góry i za chwilę galopem zjawił się na dole z koroną na głowie. Papierową, z przedszkola.
Tata zaproponował, żeby jednak przebrał się za Błaszczykowskiego.
Ostatnie wieści są takie, że w balu nie wystąpi, ponieważ siedzimy w domu z powodu jego kaszlu, który określam jako kaszel stulecia...
See you later aligator...
Piętnaście minut spędziłam rano, po zejściu na dół, na awanturze z Małym O. o miejsce na klocku lego, w którym miała być przypięta nitka grająca ...co? sznur lampek?
Chyba.
Otóż w sobotę zbudowaliśmy z Małym garaż dla autka z małych kloców lego. Do ozdobienia onego garażu zażyczył sobie przypięcia nitki, która od dwóch tygodni wisiała na choince. Nitkę dostał ode mnie kiedy przyszywałam łaty na kolana spodni.
Rano w niedzielę zrobił mi karczemną awanturę, że nitka nie jest przypięta za ten klocek i w tym miejscu co on chciał.
Próby wytłumaczenia, że odebrał dzieło dzień wcześniej bez uwag, nie zgłaszając poprawek nie przyniosły żadnego skutku. W końcu w dialogu (?) zapłaknego dziecka i maksymalnie podkurwionej mamy efekt przyniosły słowa, w których musiałam przyznać, że nie zrozumiałam dobrze gdzie miało być przypięte owe cudo.
Tłumaczenie z powołaniem się na fachowców, którzy też nie robią dobrze rzeczy za pierwszym razem nie skutkowało.
Tłumaczenie, że nie zgłosił poprawek jak zobaczył co zrobiłam nie skutkowało.
On chciał żeby było tu i koniec.
Zastanawiam się jak on poradzi sobie, czytaj jak sobie poradzą nauczyciele w szkole z nim. Od września idzie do pierwszej klasy (!).
--------------------------------------------------------------------------------------------
"Czterej pancerni i pies" skończyli się w zeszły weekend. Od tego czasu, czyli minął tydzień, cała rodzina chodzi ubrana w dystynkcje wojskowe. Narysowane lub wycięte i przyklejone taśmą do ramion.
Tata Obe podszkolił młodych z parametrów technicznych czołga T-34 (czyli modelu rudy 102):
- Kąt podjazdu 30 stopni...
Mały:
- W czołgu 30 stopni...
Orzeł narysowany przez Większego K. miał koronę na głowie więc wytłumaczyliśmy młodym, że kiedyś orzeł nie miał korony.
- Ale jak nie miał korony, to gdzie była?
- Na pewno jej nikt nie nosił - odparłam. Była schowana.
Wolałam tak załatwić sprawę, bo znając dociekliwość Małego, zaraz by były pytania a dlaczego, kto pozwolił, czy się nie zniszczyła?
-------------------------------------------
W środę w przedszkolu jest balik. Mały O. wymyślił sobie, że przebierze się za pancernych, więc potrzebuje stroju wojskowego...
Udało mi się go przekonać, że zrobi niezły kawał kolegom jak przebierze się za ducha.
W niedzielę przed obiadem wyciągnęłam właśnie ten strój - prostą, długą, białą tunikę, u której na dole zwisają powycinane frędzle a podobne zwisają od spodu rękawów.
Mały założył. Zadowolony, po chwili stwierdził:
- Jestem orłem.
Ręce nam opadły.
Dołożył do pieca, kiedy poleciał do góry i za chwilę galopem zjawił się na dole z koroną na głowie. Papierową, z przedszkola.
Tata zaproponował, żeby jednak przebrał się za Błaszczykowskiego.
Ostatnie wieści są takie, że w balu nie wystąpi, ponieważ siedzimy w domu z powodu jego kaszlu, który określam jako kaszel stulecia...
See you later aligator...
padłam :)
OdpowiedzUsuńPowstań!
UsuńNo my też Schroni :-D Gościu ma takie pomysły, że nie nadążamy z podnoszeniem się ;-)
Genialny wpis :D
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam, specjalnego ;-)
Usuń