Trafiłam jakiś czas temu, w odłożonej na bok do przeczytania gazecie, na wywiad z Moniką Jaruzelską. Wywiad został przeprowadzony przy okazji premiery Jej najnowszej książki "Oddech".
Trafiłam w nim na słowa, które przemówiły do mnie tym, czego sama nie potrafiłam wyartykułować: uzasadnieniem niechęci do tak rozpowszechnionego aktualnie biegania. Zresztą nie tylko tym...
Zajęcie to urasta w naszej okolicy do takiej skali, że jesienią wracając o zmroku samochodem do domu, mało uczęszczaną nieoświetloną drogą, obsadzoną z dwóch stron nowymi domami jednorodzinnymi, na odcinku 300 metrów minęliśmy sześciu biegających. Na nieszczęście, niektórych z nich w ogóle nie oznakowanych odblaskami...
Oto, co powiedziała Pani Monika
(do odgrzebania niezeskładowanej jeszcze na makulaturę gazety zmobilizowała mnie dygresja Momarty, w Jej ostatnim wpisie o "Ronji, córce zbójnika"):
Czupryn A. (2015), Nie chcę za niczym gonić ani przed niczym uciekać. "Polska Głos Wielkopolski", nr 106, s. 12
Trafiłam w nim na słowa, które przemówiły do mnie tym, czego sama nie potrafiłam wyartykułować: uzasadnieniem niechęci do tak rozpowszechnionego aktualnie biegania. Zresztą nie tylko tym...
Zajęcie to urasta w naszej okolicy do takiej skali, że jesienią wracając o zmroku samochodem do domu, mało uczęszczaną nieoświetloną drogą, obsadzoną z dwóch stron nowymi domami jednorodzinnymi, na odcinku 300 metrów minęliśmy sześciu biegających. Na nieszczęście, niektórych z nich w ogóle nie oznakowanych odblaskami...
Oto, co powiedziała Pani Monika
(do odgrzebania niezeskładowanej jeszcze na makulaturę gazety zmobilizowała mnie dygresja Momarty, w Jej ostatnim wpisie o "Ronji, córce zbójnika"):
"Wstydzimy się przyznać, że nie chce już nam się biegać, bo cywilizacja pogania, stoi z pejczem i chłoszcze po łydkach: "Biegnij! Działaj! Rób!". Nawet kiedy mamy wolny czas, to spędzamy go, biegając. Nic nie mam do biegaczy, nie chciałabym się podpisywać pod tym, co redaktor Dominik Zdort napisał przeciwko nim i ich niejako nowej religii, ale ja to przeżywam już drugi raz. W latach 80. też tak było, tylko się nazywało jogging. Nie będę biegać, bo nie chcę już za niczym gonić ani przed niczym uciekać. I w walentynki wolę sobie poleżeć i pooglądać Klossa". Tymczasem wstydzimy się tego, że mamy ochotę zamknąć się w czterech ścianach, zasłonić okna i pobyć samemu ze sobą. Nie dajmy się zwariować temu, że na siłę musimy być młodzi. Szczęście to dla mnie umiejętność rezygnacji z pewnych rzeczy. Powiedzenie sobie: już nie. Na coś jest za późno.
Na co jest za późno?
Na daleko idące zmiany. Na obiecywanie. Już sobie nie obiecuję, że zapiszę się na kurs języka, że zacznę chodzić na siłownię, bo nie zacznę. Bo mi się nie chce. To cudowne, że mogę sobie to powiedzieć. Cudowne jest to, że mogę gnuśnieć. Przyznać się do tego, że nie znoszę myć włosów. Jak wiele kobiet."
Czupryn A. (2015), Nie chcę za niczym gonić ani przed niczym uciekać. "Polska Głos Wielkopolski", nr 106, s. 12
Uf, ja siedzę sobie w wagoniku wąskotorówki i oglądam te ekspresy. Albo i nie oglądam. Mogę oglądać, kiedy mi się zachce. Albo i nie. Nie mam smartfona, płaskiego telewizora, ani konta na Instagramie. Nie biegam, nie chodze na jogę, tylko w czterech ścianach na starej macie robię po prostu gimnastykę.
OdpowiedzUsuńI nie jem sushi.
Wolę pierogi.
I dzieciom też nie każę biegać.
Cmok! :)
W kok! :-)
UsuńInstagrama też nie mam, a płaskiego się dorobiłam kilka tygodni po tym, jak zadeklarowałam u Ciebie wspólnotę telewizorową - dupiak wysiadł na "ament".
O jodze czytuję, sushi próbowałam żeby wiedzieć z czym to się je i wolę spacerować niż biegać. A moje dzieci i tak robią co chcą ;-)
No to chlup ;-)
Znalazłam w końcu usprawiedliwienie dla mojej filozofii życia:) Za óxno na obiecanki, że schudne, bo nie schudnę, że zapiszę na francuski bo nie, że zacznę biegać choć nigdy tego nie robiłam. W pewnym wieku warto zwolnić, przełączyć się na slow life i przestać w końcu udawać kogoś, kim się nie jest:) Idę na lody bo mam 35 lat i już nie muszę:) Brawo za ten tekst!
OdpowiedzUsuńTak, Pani Monika trafiła bardzo celnie. Rozmyślałam wczoraj o tym slow life i zdaje mi się, że bum na bieganie (hehe) to jakby mocno przeciwstawny nurt do slow life. W każdej dziedzinie życia konieczny jest umiar i zdrowy rozsądek oraz znalezienie swojego złotego klucza do szczęścia. Mnie w każdym razie nie zapala już idea biegania. To nie jest sport dla każdego, a szczególnie już w "naszym" wieku :-)))
UsuńI tak, i nie. Z jednej strony pełna zgoda. Biegam bo muszę, bo wypada, bo wszyscy biegają, brr!
OdpowiedzUsuńZ drugiej jednak - biegam, bo lubię (ja akurat nie biegam, tylko chodzę, ale jeden pies), bo naprawdę robi mi to dobrze. Wywaliwszy fortunę na rehabilitantów, którzy mieli przywrócić mi możliwość utrzymywania pozycji pionowej, odkryłam że mogę zrobić to sama, tylko znacznie taniej i przyjemniej. Po czterdziestu latach mieszkania tuż przy puszczy, którą omijałam szerokim łukiem, tylko dzięki łażeniu z kijami odkryłam jak piękny jest świat tuż za rogiem. Idę do lasu i tam wywalam z siebie cały syf, a nie - jak dotąd - wyżywam się na własnej rodzinie. I to właśnie w lesie, jak nigdzie indziej, mogę pobyć sama ze sobą. Ale ja nie traktuję tego zadaniowo, być może w tym tkwi sęk.
Tak czy siak: każdemu to, co lubi najbardziej, o!:)
Momarto, ja nie stawiałbym znaku równości między bieganiem a chodzeniem (bo piszesz "jeden pies").
UsuńBiegałam codziennie po 3 km kiedy między 14 a 18 r.ż. i pamiętam co mi to dało. To był mój świadomy celowy wybór, który miał "podciągnać" mnie z WFu. Cel osiągnęłam. Poszłam na studia, bieganie się skończyło. Nikt nie chce mnie teraz nawracać na bieganie, i niech nawet nie próbuje. Wiem jakie są zyski i jaka cena biegania (też). Dziwię się tylko, że stało się to takie masowe. Bo to naprawdę jest duży, obciążający stawy i kręgosłup wysiłek.
Czy słyszłaś o odwróconej piramidzie żywienia, która została niedawno ogłoszona? W jej podstawie jest ... ruch. I to jest najważniejsze. A ja należę do wyznawców chodzenia. Uwielbiam łazić :-))))
I kocham las też ;-))
Z tymi stawami to prawda - też się dziwię. Mniej więcej w tym samym wieku, o którym piszesz, też biegałam (ja chciałam dla odmiany schudnąć i cel osiągnęłam, skutecznie, bo od tamtego czasu nie zmieniłam rozmiaru) i pamiętam, jak rąbały mnie wtedy kolana. Teraz przestałam się tym jednak interesować, więc nie wiem, może wymyślono, że jednak nie szkodzi?
UsuńO piramidzie nie słyszałam, ale że ruch to zdrowie wiadomo nie od dziś:)
I pomyślałam sobie jeszcze o jednym, jeśli chodzi o wyznawców biegania - o poczuciu wspólnoty. Startuję dość regularnie w różnych amatorskich zawodach, które często są wspólne dla kijkowców i biegaczy. Oczywiście, jest grupa tych, którzy mają żądzę zwycięstwa (choćby po trupach) w oczach, ale spuśćmy na nich zasłonę milczenia. Cała reszta jednak po prostu znakomicie się bawi, często też poznaje świetnych ludzi, których nie poznałaby siedząc w domu. Przeciętny biegający czy nordikujący to zazwyczaj naprawdę sympatyczny i uśmiechnięty człowiek - gdyby wszyscy na ulicach byli tacy, świat wyglądałby inaczej.
A może nie ulegać modom i spacerować, spacerować i tylko i aż tyle?
OdpowiedzUsuńTak, tak, i jeszcze raz tak. Spacery uwielbiałam i uwielbiam. Cieszę się, że moi synowie też lubią chodzić. Podczas spacerowania można prawdziwie obcować z przyrodą - z tym, co pod nogami, obok w krzakach, na drzewach, nad głową. Z zapachami, głosami, z temperaturą powietrza i światłocieniem. :-)
UsuńDziękuję za odwiedziny!
A Ty wiesz, co ja się serio często wstydzę, że nie biegam albo na śmigam codziennie na jakiś fitness. Ja moge chodzi, kilometry mogę tłuc, ale bieganie? Bleee :P Jogę za to zaczęłam ćwiczyć :) Ale i tu czuję się gorsza bo zewsząd mnie atakują wygimastykowane jogginki, co to zrobią szpagat i założą obie nogi za szyję naraz, Równocześnie :P Na szczęście moje nauczycielki, wyluzowane kobiety, każą się skupić na sobie, na swoim ciele i dać się ponieść oddechowi. Nigdzie się nie śpieszyć, nie konkurować i cieszyć się tym, co się w danym momencie potrafi :) I tego się zawzięcie trzymam :)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! Niech każdy robi to, co mu najbardziej odpowiada :-))
UsuńJeśli masz smartfona to zapraszam Cię do przyłączenia się do akcji "Pomoc mierzona kilometrami". Hmmm.. chociaż w sumie nie wiem czy zagranicznie też można do niej się dołączyć... Chyba tak. Wędrujesz (tak jak my teraz) a kilometry przeliczają się na akcję charytatywną fundacji TVN "Nie jesteś sam".