poniedziałek, 11 listopada 2013

Koniec, kropka, skończyła się szopka - post mimo wszystko patriotyczny

Referendum pod hasłem "Ratujmy maluchy i starsze dzieci też", pod którym podpisałam się i za którym agitowałam na stronie niniejszego bloga nie odbędzie się. Dziesięcioma głosami przeciw władza ustawodawcza, czytaj Sejm RP, zagłosowała w piątek przeciwko.

Prawie milion głosów zebranych za zorganizowaniem referendum ogólnokrajowego.

Nie będę drzeć tu szat.

Miałam nadzieję, że się jednak uda doprowadzić do tego głosowania nad przyszłością naszych dzieci. I to nie tylko tą przedszkolną, ale również tą aż do matury. Bo z całą świadomością i przy przytomnych zmysłach przeczytałam wszystkie punkty, pod którymi się podpisałam. I hasło "pełen kurs historii" to nie była dla mnie gra polityczna, ponieważ obserwuję, czytam i słucham nie tylko media, ale też swoich znajomych których dzieci już pozdawały maturę. I słyszałam też wiosną-latem o planach reformy nauki historii w szkole. Za rok pierwsza klasa, ale za osiem liceum i interesuje mnie też
czego się będzie uczyć moje jedno i drugie dziecko nie tylko w perspektywie roku czy dwóch.

I nadal nie jestem fanką teraz już św. pamięci wiceprezydenta Frankiewicza, którego się wysławia, a który, świetnie to pamiętam choć własnych dzieci jeszcze wtedy nie miałam, pięknie zaczął likwidować przedszkola w Poznaniu "zaczynając" od takiego jednego w samym centrum miasta. Ach, likwidujmy ustawowo szkoły, to wtedy klasy liczące do 25 uczniów - co też będzie ustawowo gwarantowane - będą chodziły na 3 zmiany. Za moich czasów liczące 36 osób klasy tak chodziły. Na ludzi wyrosły, jednakowoż.


dokumentu pochodzi z tej strony

Prawie milion podpisów to i tak mało. Zimno policzyła, że prawie 4 miliony liczą roczniki 3-12 latków. A gdzie roczniki 12-18 latków, których też to referendum dotyczyło?!

Nie dziwi mnie to, że nasze dzieci mają chodzić do szkoły w wieku 6 lat skoro na świecie dzieci chodzą w wieku lat 5.
Różnice emocjonalne i zdrowotne między 3 i 4 latkiem, a następnie 4 i 6 latkiem, sama widzę i ich doświadczam. Między dziewczynką urodzoną w styczniu (bratanica) i chłopcem w listopadzie tego samego roku (Mały O.) też są ogromne. Są wręcz niebagatelne, to jest takie, których nie można bagatelizować. Ale się je bagatelizuje w światowym stylu.

Kiedy mój rocznik zaczynał edukację w szkole podstawowej "wisiała nad nami groźba" dziesięciolatki. Takie były pomysły na edukację na koniec lat 70tych.  Do tego nie doszło. Stety lub niestety. Moja droga przez państwową szkołę była więc prosta  i niereformowalna organizacyjnie. Jedyną reformą jaka zaszła i jakiej byłam świadkiem i uczestnikiem, to była reforma myślenia, bowiem w 1989 roku mieliśmy wolne wybory, ale już wcześniej dzięki pieriestrojce zaczęły trafiać do powszechnego obiegu książki i informacje dotąd zakazane i skrywane. I to było piękne.

Cóż, przyjmuję tę decyzję z pokorą. Biorę ją na siebie, i z nadzieją, a nie obawą, czekam na to, co mnie spotka.
Mam nadzieję, że podołamy z mężem kiedy nasz pierwszo-, czy drugoklasista będzie chodził na 11 do szkoły.
Bo zastanawiam się nad jednym: skoro mamy rozdział podstawówki i gimnazjum, skoro dzieci młodsze mają czasem nawet swój osobny budynek, to dlaczego nie można zorganizować zajęć tak, aby te młodsze, mniej wytrzymałe na zmęczenie nie kończyły o 17? A następnego dnia zaczynały o 8. I dziękuję pani nauczycielce, która z wyrozumiałością nie zadaje na taki następny dzień.
Pięknie. To może więcej tak skonstruowanych planów lekcji, to dzieci jeszcze mniej będą miały zadawane do domu?
Muszę to jeszcze przemyśleć, bo zrazu mnie to oburzyło, ale teraz gdy stukam po klawiaturze odkrywam, że to MA pewien sens. I zanim zbiorę się, żeby "zrobić awanturę" w szkolę zastanowię się dobrze, po której stronie barykady stanąć...
W końcu niech szkoła nie tylko "realizuje program", ale niech także uczy! W szkole, a nie w domu.

Bo mam nadzieję, że gdy przyjdzie do odrabiania lekcji w domu, to będę potrafiła moim dzieciom pomóc, jeśli będzie taka potrzeba. Gdyż boję się, że mogę się gapić jak stroka w gnat w zadania na stronie książki. Mimo, że mam wyższe wykształcenie.  No tak, ale wykształcenie nie świadczy o inteligencji, prawda? Czasem potrzebny jest zdrowy, czytaj: chłopski, rozsądek.
Przyznam, że boję się testowego systemu sprawdzania wiedzy, bo zanim przestawiłam się na taki na studiach, zaliczałam bańki jedna po drugiej. Niepotrzebna była mi wiedza co kto ma i czym się różni. Potrzebna była wiedza a'la tabelka: ten ten ten ma, ten ten ten nie ma. ZZZ - zakuć zdać zapomnieć.

Mierzi mnie to, że edukację spłyca się pod hasłem wyrównywania szans. Zakazuje zajęć dodatkowych pod sztandarami przedszkola za złotówkę; okraja kurs historii w szkole. Efekt tego poziomu historii (o której też było w refendum) jest taki, że Schleswig-Holstein to duet projektantów mody.
A maturzysta nie wie co to pikle, na ten przykład.

Nie będę się czepiać. Chcę tylko pokazać, że żeby wyjść ze szkoły na człowieka, trzeba chyba iść swoją drogą. Nie patrzeć, co państwo może Ci dać, ale co Ty możesz zrobić dla siebie, czyli w perspektywie, dla państwa. My jesteśmy tym państwem, proszę szanownego Państwa. I "róbmy swoje" (... to moje ulubione hasło).
W sobotnie południe prowadziłam samochód i wybitnie nie słuchałam tego, co mówią do mnie dzieci. Całą swoją uwagę poświęciłam dyskusji w Radiu Merkury podsumowującej polityczne wydarzenia minionego tygodnia i rozmowie prowadzącej pani redaktor, z głównie dyrektorkami szkół, na temat referendum.
Uderzyły mnie dwie sprawy:
Pierwsza: podsumowanie pań dyrektor, że jeśli ktoś miał złe doświadczenie z własnej szkoły ten nie będzie współpracował ze szkołą teraz gdy ma w niej dzieci, tylko stoi po stronie krytykantów.
Drugie: "nasi rodzicie przychodzą i własnoręcznie remontują sale" (cytat nie dokładny, ale oddaje sens tej wypowiedzi).

No to ja się pytam: czy to jest szkoła prywatna rodziców czy państwowa?
I gdzie są pieniądze na reformy, które się non stop wprowadza. System jak z głębokiej komuny - baza i nadbudowa. Tyle, że baza na działać od zaraz, a nadbudowa stale nie nadąża za potrzebami tych na dole.

Chociaż akcja "Ratuj maluchy i starsze dzieci też" była dla mnie akcją przeciwko całości aktualnego systemu edukacji w Polsce, może dobrze się stało, że referendum nie będzie, bo wątpię żeby Polacy potrafili zagłosować nogami. Niechęć do jakichkolwiek wyborów i głosowania jest w naszym narodzie wadą genetyczną. Ale kocham Cię Polsko, choć nieodmiennie jesteś papugą narodów. I nie rozumiem jaką drogą zdążasz...


Dziękuję bardzo za uwagę.







"Czy wie kto, jak wygląda STO?"

Tytuł: "Czy wie kto, jak wygląda STO?"
Tłumaczenie: Marek Karpiński
Ilustracje pochodą z bajki animowanej "Kubuś i przyjaciele" wytwórni filmowej Disney
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2009
Stron: 32
Wiek dziecka: 3-6 lat


Książka pochodzi z serii "Klub książek Kubusia Puchatka". Przyznam się bez bicia, że nie przepadam za książeczkami, które wykorzystując popularność oryginalnej bajki przedstawiają inne tzw. dalsze przygody znanych i lubianych bohaterów.

Taki przypadek mamy tutaj. Fabuła tej ksiażki nie ma bowiem nic wspólnego z "Kubusiem Puchatkiem" czy "Chatką Puchatka" A.A. Milne.
Ale oddaję sprawiedliwość marketingowi Disney'a i oficjalnie stwierdzam, że jeśli chodzi o walory edukacyjne, książka jest wartościową pozycją.

Razem z Maleństwem, które przypadkiem słyszy Krzysia odliczającego "STO, STO szukam!", dziecko ma okazję poznać liczby od 1 do 10. Dobrze jest zaangażować pociechę podczas czytania bajeczki i poprosić, by dziecko samo liczyło pojawiające się kolejno liczby: jeden, jak jedyny w swoim rodzaju Tygrysek; dwa, jak dwa buty Krzysia; trzy, jak trzylistna koniczyna itd.

"Czy wie kto, jak wygląda STO?" to opowiastka, która może się podobać dzieciom, szczególnie jeśli lubią i oglądają przygody Kubusia Puchatka. Natomiast w konfrontacji z prawdziwymi przygodami i oryginałem Milne może się okazać, że zwycięzcą będzie... właśnie kolorowa, lecz daleka od pierwowzoru bajka. Ale uszy do góry - jeszcze będzie czas na "prawdziwego Puchatka"!

Bierzemy udział w wyzwaniu "Odnajdź w sobie dziecko".

niedziela, 10 listopada 2013

Urodzinowa ROZGRZEWAJKA u Karolków

Trzeciego listopada minął rok od kiedy istnieje ten mój zakątek w wirtualnym świecie.

Od dłuższego czasu rozmyślałam jak by to uczcić i wymyśliłam. Trochę to trwało, ale dlaczego tak długo wyjaśnienie znajduje się w pkt. 1. Wymyśliłam nie "candy", czyli na słodko, tylko rozgrzewajkę.


Jesień za oknem w pełni, więc żeby się nieco cieplej poczuć, przygotowałam dla chętnych miłośników zakątka Karolków taki oto komplecik:

1. szal własnej roboty - inspirację zaczerpnęłam ze strony bloga Purl Bee i uznałam, że ten kolor chyba nie będzie taki zły. Co prawda widzę, że na ulicach i w sklepach pojawiły się szale kominy w innych barwach, ale nie każdemu może fiolet lub łosiotr, tudzież zgniły brąz vel musztardowy pasować do buzi, prawda? Dzieło rozpoczęłam w niezwykłych okolicznościach przyrody dwa tygodnie temu - napiszę o nich niedługo - a wykonanie trwało 16 dni. Dla ozdoby może być na nim kwiatek. Wersja męska - oczywista bez kwiecistych ozdobników.

2. naleweczka aroniowa roboty Dziadzi I. Przepis od lat wykorzystywany i sprawdzony. Pojemność 0,5 l.

3. nalewka pigwowa - Novum Annum Dominum 2013 - roboty Babci U. Pojemność 0,25 l. Podobnie jak aronia, owoce pochodzą z własnej działki czyli z RODOS. Mocna jak zajzajer. Mix na bazie spirytusu i wódki :) Rozgrzewa do czerwoności :P
Jednocześnie przepraszam językowych purystów, że nie końcówkuję prawidłowo, ale łacinę miałam na dwóch pierwszych semestrach ponad 20 lat temu ;P

4. kalendarzyk na rok 2014 - a nuż się przyda?



Do kompletu dołożę próbki kosmetyków nawilżających antyalergicznych, bezzapachowych.



Szanowni Państwo, czekamy na chętnych zziębniętych do 6 grudnia do godz. 16:00.

Tego dnia wieczorem, najpierw Karolki wytypują między sobą losującego poprzez wyliczankę:

"Panda bomba do piwnicy, chytko jet napisane, esoes, budny pies, tu go nie ma, a tu jet"

a następnie wylosują systemem tradycyjnym, to jest przez losy, szczęśliwca :D
The winner takes it all.

Są, rzecz jasna, pewne warunki tej jesiennej promocji:
1. Miło by było, aby chętny zapisał się do obserwatorów tego bloga, jeśli jeszcze nie jest zapisany.
2. Jeśli kto ma własnego bloga, wkleić u siebie powyższy banerek. Jeśli bloga nie ma, to trudno - nie podłączy - ale może udział brać, oczywiście.
3. Pod tym postem zgłosić chęć posiąścia owych rozgrzewajek, w przypadku niemania bloga podając swój emil korespondencyjny.

No to start.

Mam nadzieję, że nie zniechęciłam nikogo :) wręcz przeciwnie.

Cieszę się bardzo, że grono obserwatorów powolutku, lecz stale się powiększa. Dziękuję wszystkim za komentarze i dobre słowa, które pozostawiacie tutaj. Zapraszam dalej i życzę powodzenia! :)))

Jak oszukać jesień?

Bardzo łatwo.

Wystarczy wysadzić rośliny cebulowe wiosną, i oto jesienią, mamy następujący efekt za oknem:


W zeszłym roku o tej porze miałam fioletowe hiacynty.



Jak wypatrzyłam, że zaczynają kwitnąć, to po poradzie Mamy zatachałam donicę do domu i żeby nie była taka surowa owinęłam ją papierem ozdobnym. Ciepło jednak spowodowało, że kwiaty nie rozwinęły się do końca i zaczęły zasychać.

W tym roku niech cieszą oko na zewnątrz. A to co w tle wyłazi, to minaturowe narcyzy, hihi.
Może do świąt zakwitną?

A na inne sposoby uprzyjemniania sobie jesieni zapraszam dziś wieczorem :D Czeka niespodzianka!

wtorek, 5 listopada 2013

Pamiętamy ... przemijamy

 

Motto - Ewangelia wg. św. Mateusza czytana w dniu Wszystkich Świętych 1.XI.2013 r.


Mt 5, 1-12a Osiem błogosławieństw

 

«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
B
łogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
B
łogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
B
łogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
B
łogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
B
łogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
B
łogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
B
łogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
B
łogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie».

zdjęcie pochodzi z tej strony

Po kilku latach nieobecności spowodowanej stanami prokreacyjno-zdrowotnymi zawitałam 1 listopada na rodzinnym cmentarzu. Rodzinnym, bo tutaj są pochowani moi dziadkowie oraz pradziadkowie ze strony mamy i taty.

Może wiele osób (a może wcale nie), zastanawia się co jest w tym dniu, że ludzie jadą na drugi koniec Polski, a małżonkowie dzielą się i każde rusza w swoje rodzinne strony...
Spotykamy się z bliskimi, może to rzadka okazja na co dzień, jeśli nasze życie nie obfituje w rodzinne imprezy typu śluby, komunie lub co gorsza, pogrzeby...
Wujek, który posiwiał na skroniach i ze smutkiem w oczach powtarza, że "wcześnie zaczyna w tym roku", i młodsza siostra babci, która mignęła mi przy wychodzeniu z cmentarza. Staruszka, lustrzane babcine odbicie, o lasce, z wysuszoną zapadniętą twarzą... To już nie ta rumiana, choć starsza pani sprzed jeszcze kilku lat, gdy babcia żyła...

Okazja by spotkać się z bliską rodziną. Dopóki żyli dziadkowie nestorowie rodu, po mszy na cmentarzu jechało się na obiad, do jednej lub do drugiej babci.

Teraz ich już nie ma. Zabrakło spoiwa, rodzina niby jest, ale każde rozjeżdża się w swoją stronę...
A sąsiedzi-znajomi z pobliskich cmentarnych kwater, których widywało się z roku na rok, też postarzeli się, zmienili.
Nawet same grobowce już nie te - odnowione, a zamiast lastriko - marmury.
Ale są też takie, przy których ktoś zawsze stał, siedział przy nich zgarbiony staruszek, a dziś tam nikogo nie było, a spomiędzy płyt wyrastają gałęzie. Skąd one się tam wzięły? Przecież wokół nie ma ani jednego drzewa, czy krzewu? Czy z człowieka? Na naszych oczach zaczyna się odchodzenie w niepamięć.

Cmentarz wyczyszczony dokumentnie z drzew, które pamiętam z dzieciństwa i jeszcze sprzed kilkunastu lat. Chciałam znaleźć zdjęcia z tamtych czasów. Nie znalazłam. Ale za to natrafiłam na ciekawy zbiór fotografii z okolic moich rodzinnych stron. Oglądając je, a w zasadzie szukając na nich znajomych twarzy powróciłam do obrazów pamiętanych z dzieciństwa. I dzięki tej podróży w czasie, znalazłam swój początek i uświadomiłam sobie, skąd we mnie żyje ogromne zainteresowanie i poszanowanie dla innych kultur i religii. Nad którymi zastanawiałam się często, nie rozumiejąc ich pochodzenia, nie bardzo rozumiejąc samą siebie. "Skąd się to we mnie bierze, no skąd...?"


synagoga - zdjęcie pochodzi z tej strony

Wychowanie w atmosferze miasteczka, gdzie przed laty współistniały ze sobą różne wyzwania: ewangelickie, żydowskie i katolickie, od najmłodszych lat obcowanie z obecnością starego cmentarza ewangelickiego i ewangelickiego kościoła, zasłyszane od dorosłych informacje, że cioci mama była ewangeliczką, stała obecność jednego z większych, ale niezbyt znanego szerzej monumentu upamiętniającego eksterminację Żydów w czasie II wojny światowej. W lesie rzuchowskim. Tu miały miejsce zdarzenia opisane przez Zofię Nałkowską w "Medalionach" w opowiadaniu "Człowiek jest mocny". To miejsce, które ku memu miłemu zaskoczeniu wymienia też ksiądz Lemański. Wymieniał...

Zwiedzając 10 lat temu w Londynie Imperial War Museum, miałam okazję zobaczyć ogromną makietę Auschwitz-Birkenau, ale na jednej ze ścian w sali natrafiłam na notkę, że obóz w Chełmnie nad Nerem był pierwszym obozem straceń przygotowanym przez hitlerowskich Niemców w celu unicestwienia Żydów, jeszcze przed Oświęcimiem, przed Bełżcem, Sobiborem, i innymi bardziej znanymi - informacja dostępna tutaj.


zdjęcie pochodzi z tej strony

Jeszcze z dzieciństwa pamiętam, że treść tych słów znaleziono na miejscu tego pomnika napisaną krwią na kartce papieru.

Zainteresowanych odsyłam na stronę portalu gminy Dąbie. A zwiedzających i podróżujacych zapraszam w te miejsca.


Epilog:
Przyjeżdżając w czasie studiów do mego rodzinnego miasta lubiłam przejść się (40 minut drogi) wieczorem na rozświetlony cmentarz. Albo obserwować łuny bijące znad kolejno mijanych nekropolii, kiedy wracaliśmy od rodziny już po zmroku. To było niepowtarzalne uczucie widzieć to i być tam, wśród nich, kiedy już było prawie pusto. Pękające szklane znicze powodowały nagłe drżenie w sercu, ale bardziej bałam się ludzi, którzy czasem znajdowali się tam wieczorem bez refleksji i bez poszanowania dla miejsca, w którym się znajdują. Tę tradycję przejął potem po mnie mój brat.

Było tak: jednocześnie ciemno i jasno:

zdjęcie pochodzi z tej strony
 Na zakończenie piękny cytat z Księgi Mądrości (podkreślenie moje):

Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił.
Jak
żeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia.
Bo we wszystkim jest Twoje nie
śmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...