Mimo ewidentnie niesprzyjającej aury zdrowotnej, ale przyjaznej aury pogodowej, oraz ponaglona koniecznością mego powrotu do pracy, tudzież przyjazdem babci Karolków, zakasałam rękawy, zagnałam młodych i wespół zespół mamy na koncie parę dokonań ogrodowych.
Polecenie było takie: na wiosnę wykopać lilie z donic, co to już kilka ładnych lat tam są, i się - widać to po zakwitnięciu - jeden kolor wyrodził. Ponieważ umyśliłam sobie, że pod oknami mają mi malwy latem kwitnąć, postanowiłam dokoptować im towarzystwo z lilii.
Ha, ale żeby to towarzystwo tam na wspólnym gruncie zafunkcjonowało należało go (grunt) przekopać i nawieźć warstwę ziemi w celu podniesienia poziomu.
Nastąpiły robótki ręczne w wykonaniu moim i szpadla, i tym sposobem dokopaliśmy się na swoim gruncie do niezwykle bogatych pokładów betonu.
Nieomal na całej długości chaty w odległości półtorej szerokości szpadla od ściany, na głębokości jednego sztychu - skarb.
OszQ...
Dobrze, że dźgłam mocniej szpadlem, bo na tym tajemniczym gruncie w życiu nie urosłoby nic konkretnego...
A właściwie to może niepotrzebnie sobie narobiłam roboty...?
Przecież tutaj miały być tylko malwy, lilie, molinie?
Za to moi mali pomocnicy, kłócący się o pierwszeństwo do latania z taczką, mieli pracę, bo wykopany skarb (ten wiadomo pomimo aktów własności nie należy do właściciela gruntu tylko do państwa, czyli właściciela podgruncia) wysypywali na zagłębienie w piaszczystej drodze.
Nawet sąsiad, któren był świadkiem tego, stwierdził że bardzo dobrze bo to największa dziura (na osiedlu) jest.
Po południu zaś, gdy dokopałam się do złoża nr 2, a w czasie relaksu zbierałam urodzone przez jesień i zimę na ziemi kamienie, starsza pani, co to zwykle w towarzystwie na spacer chodzi (szła sama), po powitaniu zapytała co zbieram. "Kamienie... i beton"
Cóż nie miałam okazji pilnować ekip pracujących na budowie, gdyż dziecię donaszałam pod polarem, potem zaś karmiłam... A fachowcy ci lali gdzie popadnie, przy domu, pod siatką, przy drodze...
Summa summarum: beton wykopany - spełnia zadanie wypełnienia dziury w drodze, cebulki przeniesione i poutykane tam, gdzie przyszła fantazja. Czekać na wegetację.
http://grejf.flog.pl/wpis/7517624/duzy-woz
I gdy tak przebudziwszy się w nocy analizowałam, myślałam i zastanawiałam się, a następnie sprawdziwszy stan kordełki na starszym, oddawszy po ciemku płyny fizjologiczne i obracając się z boku na bok otworzyłam w końcu oczy...
...
...
...
niebo gwiaździste nade mną się ukazało.
Centralnie nad głową w ramie z okna dachowego wielki wóz. Jak znak zapytania.
I gdybym była Kopernikiem zaczęłabym się zastanawiać jak to się stało, że on tam się znalazł?
Późną jesienią był widoczny centralnie z okna w łazience nad linią północnego horyzontu.
U progu wiosny tutaj...
Jak to się dzieje?
Gdybym nie miała co robić nocami, była wolna i swobodna rozpoczęłabym obserwacje nieba. I kto powie, że Kopernik nie była kobietą???
;)
P.S. Jak coś z tego urośnie będą zdjęcia :D
Polecenie było takie: na wiosnę wykopać lilie z donic, co to już kilka ładnych lat tam są, i się - widać to po zakwitnięciu - jeden kolor wyrodził. Ponieważ umyśliłam sobie, że pod oknami mają mi malwy latem kwitnąć, postanowiłam dokoptować im towarzystwo z lilii.
Ha, ale żeby to towarzystwo tam na wspólnym gruncie zafunkcjonowało należało go (grunt) przekopać i nawieźć warstwę ziemi w celu podniesienia poziomu.
Nastąpiły robótki ręczne w wykonaniu moim i szpadla, i tym sposobem dokopaliśmy się na swoim gruncie do niezwykle bogatych pokładów betonu.
Nieomal na całej długości chaty w odległości półtorej szerokości szpadla od ściany, na głębokości jednego sztychu - skarb.
OszQ...
Dobrze, że dźgłam mocniej szpadlem, bo na tym tajemniczym gruncie w życiu nie urosłoby nic konkretnego...
A właściwie to może niepotrzebnie sobie narobiłam roboty...?
Przecież tutaj miały być tylko malwy, lilie, molinie?
Za to moi mali pomocnicy, kłócący się o pierwszeństwo do latania z taczką, mieli pracę, bo wykopany skarb (ten wiadomo pomimo aktów własności nie należy do właściciela gruntu tylko do państwa, czyli właściciela podgruncia) wysypywali na zagłębienie w piaszczystej drodze.
Nawet sąsiad, któren był świadkiem tego, stwierdził że bardzo dobrze bo to największa dziura (na osiedlu) jest.
Po południu zaś, gdy dokopałam się do złoża nr 2, a w czasie relaksu zbierałam urodzone przez jesień i zimę na ziemi kamienie, starsza pani, co to zwykle w towarzystwie na spacer chodzi (szła sama), po powitaniu zapytała co zbieram. "Kamienie... i beton"
Cóż nie miałam okazji pilnować ekip pracujących na budowie, gdyż dziecię donaszałam pod polarem, potem zaś karmiłam... A fachowcy ci lali gdzie popadnie, przy domu, pod siatką, przy drodze...
Summa summarum: beton wykopany - spełnia zadanie wypełnienia dziury w drodze, cebulki przeniesione i poutykane tam, gdzie przyszła fantazja. Czekać na wegetację.
http://grejf.flog.pl/wpis/7517624/duzy-woz
I gdy tak przebudziwszy się w nocy analizowałam, myślałam i zastanawiałam się, a następnie sprawdziwszy stan kordełki na starszym, oddawszy po ciemku płyny fizjologiczne i obracając się z boku na bok otworzyłam w końcu oczy...
...
...
...
niebo gwiaździste nade mną się ukazało.
Centralnie nad głową w ramie z okna dachowego wielki wóz. Jak znak zapytania.
I gdybym była Kopernikiem zaczęłabym się zastanawiać jak to się stało, że on tam się znalazł?
Późną jesienią był widoczny centralnie z okna w łazience nad linią północnego horyzontu.
U progu wiosny tutaj...
Jak to się dzieje?
Gdybym nie miała co robić nocami, była wolna i swobodna rozpoczęłabym obserwacje nieba. I kto powie, że Kopernik nie była kobietą???
;)
P.S. Jak coś z tego urośnie będą zdjęcia :D
Izabelko, ja już też siedzę jak na szpilach - tak mi się chce coś pokopać, porobić ogrodowo-podwórkowo. I w weekend jedziemy do P. Tam zawsze jest multum możliwości, by w ten sposób się "wyżyć". Tylko ponoć pogoda ma nie sprzyjać. No, ale cóż, wszak to jeszcze zima!
OdpowiedzUsuńMówisz, beton i kamienie "obrabiałaś"...I chłopaki o taczkę się kłócili... Takie "moje" to klimaty...
Znasz się trochę na roślinach okołodomowych? Potrzebuję doradcy w tym względzie!
A jeśli chodzi o niebo - masz rację! O ile ma się do niego dostęp (czyt. przestrzeń, wieś) to jest bardzo intrygujące. Sama często patrzę na nocne niebo jak mam okazję (rzecz jasna w P.) i podążam za wielkim wozem ;).
Amisho, nie jestem fachowcem od roślin, to co piszę to realizacja projektu opracowanego przez koleżankę, która jest architektem zieleni. Przed domem mam bukszpany, funkie i rozplenicę (piórkówkę). To raczej rośliny, które nie korzenią się głęboko i mają odciągać wodę od fundamentów (czyli takie co wymagają wody). Jak chcesz fachowej porady to polecam Ci blogi: Ondraszy http://quadro-zielona-pracownia.blogspot.com, Megi Moher http://megimoher.blogspot.com/ lub Gaji http://ogrodija.blogspot.com. Tam są doświadczone ogrodniczki i fachowcy :) To tylko 3 które obserwuję i lubię.
UsuńSerdecznie Was pozdrawiam!
Jak to każdemu trzeba na łapy patrzeć! Nie można w spokoju powijać i karmić! Ciekawe, czy znajdziesz żyły szkła pod hacjendą? Z napisem As Pik i z lekko wyczuwalną nutą jabłka?
OdpowiedzUsuńAno, chyba tak źle nie będzie ;)
UsuńSzkło i gwoździe zbieramy z dróg bo gmina nie ma kasy na asfalt tudzież bruk, i sami sobie tłuczniem utwardzamy. Takim przemielonym z ruin, więc sama wiesz co tam może być. Wszystko! ;)
A z tym betonem to trochę się nie dziwię bo jak grucha przyjechała, rurą wylała za dużo, to już odessać nie miała jak, no nie? ;) :)))
Myslę, że gdybyśmy częściej patrzyli w niebo, wszystkim by to lepiej zrobiło ;)
OdpowiedzUsuńO tak, uwielbiam patrzeć na gwiazdy. Kiedyś nawet chciałam iść na astronomię. Więc w sumie mogłam zostać Kopernikiem ;)
UsuńJa jestem z tych antyogródkowych ;) Ogródek, ogród, działka tak, ale tylko żeby leżeć na trawce, słuchać jej szumu i gapić się jak Dyzio Marzyciel w niebo ;) Albo coś skubnąć z krzaczka, grządki, drzewka ...
OdpowiedzUsuńJa przynajmniej kilka razy w roku, zazwyczaj gdy już jest cieplej leżę i patrzę się w gwiazdy :))) Bardzo to lubię! :D