Wystarczy wybrać (=wyrwać) się na kilka godzin z domu i jechać samochodem przez wieczorne, rozświetlone i jeszcze tętniące życiem miasto, a do ucha sączy się nieco inna (ale jakże klimatyczna) wersja ogrywanego tematu filmowego i świat nabiera zupełnie innych barw...
Takich z czasów powrotów z ekskursji - nad ranem lub wieczorem. Co prawda do pustego lub obcego mieszkania lecz z sercem i głową przepełnionymi wrażeniami, obrazami, zapachami z zupełnie innych zakątków świata.
Wycieczka tym razem była spowodowana wizytą u fryzjerki. Zanim jednak wyrwałam się z domu, Babcia U. która jakby tylko czekała na to aż zostaniemy same, zrobiła mi dyplomatyczno-ideologiczne pranie mózgu sprowadzające się do słów (te mi najbardzie utkwiły w sercu): "Dzieci potrzebują matki, będziesz im tyłki podcierać".
Nic dodać nic ująć.
Ale sprowadzenie do parteru, przez najbliższą osobę (matkę), która zawsze sączyła we mnie wiarę w powodzenie nawet najtrudniejszych zamierzeń, zabolało mocno. Bardzo mocno.
Powód? Kobieta (ja) wychyliła się poza szereg i grupę, i napisała pismo z wnioskiem do władz lokalnych w sprawie wrogich planów wobec najbliższego sąsiedztwa i przyszłości osiedla.
Sprawa dopiero się rozkręca dla mieszkańców, bo gmina już dwukrotnie uchwaliła przystąpienie do zmiany, a mieszkańcy zjednoczeni sprzeciwem stawiają veto wobec pomysłu inwestora, aby tuż za ogrodzeniem domów jednorodzinnych postawić bloki wielorodzinne.
Taki mamy styl. Zamiast popierać harmonijny rozwój, zrównoważone koncepcje architektoniczne, BAM i pierdut, za chatką wypierdolić blok. Co tam blok - dziewiętnaście bloków, a centralną część osiedla zakostkować na miejsca parkingowe. Jeps i jest. A'la willa miejska. Na wsi.
Nieważne, że zaraz za osiedlem są tereny chronione krajobrazowo, że studium sprzed 3 lat (niespełna) mówi tylko o budownictwie jednorodzinnym. Kasa, misiu, kasa...
No, ale dzieci muszą mieć matkę, bo ojca i tak widują nieczęsto, więc matka napisała, wysłała, nawet już dostała wstępną odpowiedź, że uwagi zostaną uwzględnione (! :)) i zaproszona została na spotkanie konsultacyjne.
Matka jednak nie będzie się dalej angażować w dysputy, bo w czasie na to wyznaczonym (po godz. 18:00) trzeba zrobić kolację, dopilnować zmycia rzep z pięt, poczytać do poduszki, pogłaskać po łebkach i ... paść z zbroi.
Matka jednak nie popuści! Matka nie musi być głównym moderatorem awantury, przewodniczącą głosu ludu, zadowoli się eksperckim głosem doradczym ;)
Tylko niech go posłuchają!
To była część druga - rozprawy o panie i wójcie. Plebana tu nie ma, bo to nie jego teren ;)
A teraz jeszcze raz zagrajmy temat przewodni. Spokój w duszy i harfa :)*
A jak mi jeszcze coś się przypomni to napiszę osobno. Bo ja taki l'esprit de l'escalier jestem.
Nie łapię, co ma wyjście na jednorazowe (jak na razie) spotkanie do bycia na co dzień z dziećmi, ech...
OdpowiedzUsuńNo właśnie problem leży w tym "jak na razie"... Sprawa jest rozwojowa ;) i potem tak po prostu się wymiśkować?
UsuńUwielbiam jeździć w nocy po wyludnionym mieście z klimatyczną muzą!
OdpowiedzUsuńPoza tym życzę powodzenia w walce o słuszne cele, choć jak znam poziom zdrowego rozsądku w Polsze, w kwestiach architektury i zagospodarowania terenów, to hm..
(Gratuluję okolicznego chlebaka przy okazji, właśnie wczoraj podziwiałam wyniki konkursu Makabryła. Jest moc, hehe)
Już zaczęłam żywić nadzieję, że "zaocznie" dostałam w nagrodę jakiśs chlebak, tylko nie bardzo mogłam sobie przypomnieć za CO ;). Ten chlebaczek, droga Inwentaryzacjo, ciągnie się wzdłuż torów na jakieś pół kilometra? Nie wiem dokładnie, bo jeszcze mnie tam nie było. A widok na fotografii to tylko czoło, widoczne z mostu, a jakże Dworcowego.
OdpowiedzUsuńW okolicach gdzie pracuję mamy jeszcze gigantyczną pieczarkę (zwaną też ciabattą). Poznań jak widzisz kulinariami stoi.
Za życzenia z serca dziękuję :) Szkoda tu jednak dyskutować o zdrowym rozsądku, bo trudno mówić o czymś czego nie ma. ;)
Ups, przyjrzałam się dokładnie i to widok od zada. Tak czy siak, wygląda oble ;)
UsuńEeee, nie słuchaj jej, tej babci U.!
OdpowiedzUsuńJa ostatnio usłyszałam (na szczęście nie od własnej rodzicielki, ale od kobiety i tak mi bliskiej), że przecież to normalne, że kobieta zmywa naczynia (najlepiej ręcznie, nawet jak ma zmywarke, bo inaczej się cholerne babsko rozleniwi!), gotuje, pierze, sprząta brudne gacie etc. No o co ten raban, z mojej strony? Te wszelkie domowe prace sa naturalne dla kobiety, jak rodzenie i wychowywanie dzieci ... Taka byłam zszokowana, że wykrztusiłam, to ja zmieniam płeć :P
O rany...
UsuńAle czasy się zmieniają i okazuje się, że płeć męska też ma ręce, które potrafią zmywać i sprzątać - normalnie ewolucja dotarła do nich ;) Chociaż samo zmywanie może być nieco kłopotliwe, bo zwykle męskie stopy są dłuższe i mogą się pod szafkę ze zmywakiem nie mieścić! ;-P