Ten post jest pisany od miesiąca przynajmniej. W międzyczasie ulubiony zespół Karolków i taty Obe zdążył wydać trzecią płytę... W międzyczasie pojawiło się wiele zupełnie niespodziewanych spraw, które mnie powaliło.
Ale oryginalnie w zamierzeniu tekst tej piosenki, zatytułowanej "Hymn", dedykowałam tym wszystkim, którzy stoją w obliczu nowych zasad rekrutacji do przedszkoli i szkół podstawowych... I jako odpowiedź, dla tych którzy te reguły wymyślają i stale "ulepszają".
Ktoś rzekłby - "to lekka przesada..."
I może ma rację, ja jednak uważam, że to co mają dla nas oficjalnie lub w zanadrzu nasi (przykro to pisać) przedstawiciele we władzach wszelkiego szczebla zwala z nóg przeciętnego obywatela.
Równo miesiąc temu, jadąc samochodem ze szpitala, w którym (czytając z opisu) usunięto mi wyniosłość z twarzy (!) miałam okazję przysłuchiwać się dyskusji w Radio Merkury. Afera toczyła się wokół planowanego przez poznańskich radnych wprowadzenia punktowego systemu rekrutacji do szkół średnich - ponadgimnazjalnych.
Dotychczasowe zasady rekrutacji planuje się zastąpić systemem punktacyjnym, który przyznaje konkretną ilość tychże punktów za określone „zasługi” np. miejsce zamieszkania czy zadeklarowane rozliczanie się z podatku w miejscu szkoły, że posłużę się małym skrótem myślowym. W przypadku przedszkoli i szkół to: posiadanie trójki lub więcej dzieci lub bycie matką samotnie wychowującą dziecko.
(Koleżanka z pracy rozważała już ewentualny rozwód, aby zwiększyć szanse pierworodnego na miejsce w przedszkolu).
Po rozmowie z bratem rodzonym, który był mnie nawiedził 3 tygodnie temu, a który posiada już starszą pociechę w publicznym przedszkolu, okazało się że zasady te doprowadzają do przewspaniałych paradoksów. Otóż, pomimo istnienia NADAL międzygminnego porozumienia mówiącego o tym, iż z powodu braku przedszkoli w gminie X dzieci z niej mogą uczęszczać do przedszkoli w gminie Y, i na podstawie którego w zeszłym roku pozwolono mu zgłosić dziecię do przedszkola w tej drugiej gminie, w tym roku nie mógł analogicznie zgłosić dziecka nr 2.
W odpowiedzi usłyszał, że ma czekać do maja. A jak się nie dostanie? - Jedno dziecko wozić z miasteczka A do miasta B, i jak się mają spotkać, któż to wie? Dla nas proste?
Ale, że brat mój rodzony na papierze mentalnie stoi i szermierkę stosownymi paragrafami ma obcykaną, nie dał się zbyć i dziecię zgłosił. Wbrew zasadom i konstrukcji systemu rekrutacji, poniewóż umowa nadal funkcjonuje i obowiązuje, jakby ktoś był zainteresowany.
Wiosenny kwiatek nr 2 – wymaga się deklarowania rozliczania się w US właściwym miejscu zamieszkania. Świetne pytanie zadała słuchaczka RM, wymieniając dzieci rolników, którzy podatków w świetle prawa nie płacą i jest to przykład z mego własnego jakby nie było poletka.
To co? Takie zdolne (a czemu nie) ambitne dziecko, nie ma już szans na to, żeby uczyć w innej (domyślamy się lepszej) szkole ponieważ rodzic pod karą pozbawienia wolności do lat 3 za składanie fałszywych zeznań, nie może podpisać oświadczenia, że rozlicza się w US właściwym miejscu zamieszkania. Nota bene, swój "urząd właściwy" posiada, ale czy się w nim rozlicza. Kto inny zadał tu pytanie o uprawnienia szkół do weryfikowania takich oświadczeń. Ha.
Planowane do uchwalenia prawo do danej szkoły, należało się będzie tylko tym rodzicom (i ich dzieciom), z których podatków ta szkoła jest utrzymywana. Inna słuchaczka skwitowała to stwierdzeniem, że urzędnicy nie umieją liczyć, bo wystrczyłoby tylko rozliczyć się między gminami, a nie blokować dostęp z mocy prawa.
"A co z równością wszystkich dzieci wobec dostępu do edukacji???" - padło zasadnicze pytanie.
"Utwórzmy uniwersytet eleganta w Mosinie i uniwersytet sowy i puszczyka w Puszczykowie" - padła inna propozycja.
To najprostsze rozwiązania i niech dzieci uczą się tam gdzie mieszkają. Finito. Albo zameldujmy dzieci w Poznaniu – proste, prawda. Ktoś jest chętny?
Doprawdy, nie da się żyć prostym nieskomplikowanym urzędowo życiem.
Koniec części I.
Hm. Zadumałam się.
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci, że nie jesteśmy bezbronni.
Na początku roku szkolnego dowiedzieliśmy się, że wraz z nowym rokiem szkolnym 2013/2014 do szkoły wchodzi punktowy system oceny ucznia. I tam wszystko - od nauki, absencji, uwag nauczyciela, zachowania, aktywności na lekcjach, w kólkach itd itp. Na pierwszym zebraniu rodzice kategorycznie się sprzeciwili temu. Klasa Mat jest klasą najlepszą w szkole, gdzie średnia klasy wynosi ok.5,5, , klasa A zgarnia wszystkie konkursy i zawody (efekt przesiania uczniów do klasy 1- egzaminy do klasy z poszerzonym angielskim). Jak tu jeszcze moblilizować dzieci do jeszcze większego wysiłku, do jeszcze większej ilości kółek - w porównaniu ze "zwykłymi klasami" i jak oceniać dziecko chorowite z niechorowitym, które jest ciagle obecne..
Koniec końców udało się nie tylko wywalczyć wstrzymanie oceny punktowej i pozostawienie zwykłej klasyfikacji, to najprawdopodobniej jeszcze, po skończeniu przez klasę Mata podstawówki, przeniesienie jej w całości do gimnazjum - trwają rozmowy z tamtejszym dyrektorem. (w przeciwnym wypadku klasa cofała by się o jakieś 2 lata w nauce m.in. angielskiego).
wniosek - wszędzie są ludzie, ludzie tworzą system, a;e i ludzie mogą go zmieniać. Chociaż szans na rewolucję nie widać.
Dziękuję Moniu za Twój wpis. Myślę dokładnie tak jak Ty, a prawo powinno być dla ludzi a nie ludzie dla prawa.
UsuńO mocy zmieniania świata napiszę jeszcze w części drugiej :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i ściskam. :)*
Serio? Takie zasady są? To mi przypomina jakieś średniowiecze.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, jakie ładne skojarzenie:)
UsuńTak, tak i żeby sprostać wymaganiom takich czasów, dzieci będą się uczyły z jednej darmowej książki napisanej przez premiera i jego doradców.
Prawda, że ładnie to wymyślili? ;)