Są już pierwsze oznaki większego zaangażowania się matki w sprawy przyszłości wizji architektonicznej osiedla.
Dzisiaj w godzinach południowych, przerywając głośną histeryczną awanturę Małego O., zawitał do nas sąsiad, który osobiście składał wspólny protest mieszkańców. Tym samym awantura w wykonaniu młodszej latorośli urwała się błyskawicznie. Natomiast sąsiad, wyrażając uznanie dla moich argumentów merytorycznych przytoczonych w e-mailu do sąsiadów, zaprosił na przedspotkanie przed spotkaniem mieszkańców jutro.
I masz tu babo placek. Oczywiście przybędę tam, hehe, ale z marszu tzn. z wysokości schodów podzieliłam się wczorajszymi porannymi przemyśleniami mymi nad sposobem i kierunkiem dyskusji społeczeństwa z władzą o ważkie sprawy.
(Na moje przemyślenia małżonek pokiwał głową.)
A są one takie, iż bez palenia opon, głośnych protestów, oflagowania, blokady urzędu oraz oczywista nagłośnienia sprawy w mediach (a jest taka możliwość) nic nie zwojujem.
Tym samym mój merytoryczny wkład w dyskusję stanął na zakorzenionym w polskiej tradycji politycznej liberum veto oraz zmierza w kierunku rejtanowskich gestów...
Bierzmy przykład z górników, pielęgniarek, rolników i, z ostatnich wydarzeń, rodziców niepełnosprawnych dzieci. Tylko chamstwem (tu zbieram epitety, a nie przypisuję), pieniactwem, przemocą można przewalczyć uwagę i uwzględnienie swych argumentów.
Sąsiad powiedział "jeden człowiek przeciwko 160 ...", a co ja : "jeden, ale wszyscy wiedzą kim jest".
Phi, pomyślałam wracając do kuchni i kończąc zamiatanie podłogi. Młodyś, głupiś i naiwnyś, człowieku.
900 tysięcy podpisało się pod referendum w sprawie sześciolatków, i co? 500 przegłosowało, że sprawa niewarta uwagi.
Jakikolwiek urząd, którybyśmy demokratycznie wybrali, ostatecznie stoi wobec swojego elektoratu okoniem, żeby nie pisać po rumuńsku.
Sąsiedzi chcą grozić "niewybraniem" w przyszłych wyborach. Ale groźba, doprawdy straszna 8-I
Zresztą powiem otwarcie i szczerze: nie mam nic do stracenia ;P W zeszłym tygodniu dziadkowie przywieźli nam generator prądu (taki mamy rejon, że niechby ino mocniej zawiał wiatr światło wyłączają, a było nie było wszycko na prąd teraz, takie panie czasy). Zaprowiantowanie mamy, że hoho (niektórzy potwierdzą ;)), chata zbrojona tak, że zasięg z komórek i internetu śmaki, a jak ochrona instalowała centralę to musiała dać mocniejszą bazę, bo sygnał ginął między ścianami, hehehe.
Podsumuję jednak tak, jakby wyznawcy religii korporacjonizmu określili, NAIWNIE:
mam cichą nadzieję, że wójt, który w poniedziałek ma być na spotkaniu, wysłucha i posłucha głosu ludu swego.
Prawda jest jednak taka, że niestety on nie podejmuje decyzji samodzielnie.
Zatem: Kupą Mości Panowie, kupy nikt nie ruszy!
Dzisiaj w godzinach południowych, przerywając głośną histeryczną awanturę Małego O., zawitał do nas sąsiad, który osobiście składał wspólny protest mieszkańców. Tym samym awantura w wykonaniu młodszej latorośli urwała się błyskawicznie. Natomiast sąsiad, wyrażając uznanie dla moich argumentów merytorycznych przytoczonych w e-mailu do sąsiadów, zaprosił na przedspotkanie przed spotkaniem mieszkańców jutro.
I masz tu babo placek. Oczywiście przybędę tam, hehe, ale z marszu tzn. z wysokości schodów podzieliłam się wczorajszymi porannymi przemyśleniami mymi nad sposobem i kierunkiem dyskusji społeczeństwa z władzą o ważkie sprawy.
(Na moje przemyślenia małżonek pokiwał głową.)
A są one takie, iż bez palenia opon, głośnych protestów, oflagowania, blokady urzędu oraz oczywista nagłośnienia sprawy w mediach (a jest taka możliwość) nic nie zwojujem.
Tym samym mój merytoryczny wkład w dyskusję stanął na zakorzenionym w polskiej tradycji politycznej liberum veto oraz zmierza w kierunku rejtanowskich gestów...
Bierzmy przykład z górników, pielęgniarek, rolników i, z ostatnich wydarzeń, rodziców niepełnosprawnych dzieci. Tylko chamstwem (tu zbieram epitety, a nie przypisuję), pieniactwem, przemocą można przewalczyć uwagę i uwzględnienie swych argumentów.
Sąsiad powiedział "jeden człowiek przeciwko 160 ...", a co ja : "jeden, ale wszyscy wiedzą kim jest".
Phi, pomyślałam wracając do kuchni i kończąc zamiatanie podłogi. Młodyś, głupiś i naiwnyś, człowieku.
900 tysięcy podpisało się pod referendum w sprawie sześciolatków, i co? 500 przegłosowało, że sprawa niewarta uwagi.
Jakikolwiek urząd, którybyśmy demokratycznie wybrali, ostatecznie stoi wobec swojego elektoratu okoniem, żeby nie pisać po rumuńsku.
Sąsiedzi chcą grozić "niewybraniem" w przyszłych wyborach. Ale groźba, doprawdy straszna 8-I
Zresztą powiem otwarcie i szczerze: nie mam nic do stracenia ;P W zeszłym tygodniu dziadkowie przywieźli nam generator prądu (taki mamy rejon, że niechby ino mocniej zawiał wiatr światło wyłączają, a było nie było wszycko na prąd teraz, takie panie czasy). Zaprowiantowanie mamy, że hoho (niektórzy potwierdzą ;)), chata zbrojona tak, że zasięg z komórek i internetu śmaki, a jak ochrona instalowała centralę to musiała dać mocniejszą bazę, bo sygnał ginął między ścianami, hehehe.
Podsumuję jednak tak, jakby wyznawcy religii korporacjonizmu określili, NAIWNIE:
mam cichą nadzieję, że wójt, który w poniedziałek ma być na spotkaniu, wysłucha i posłucha głosu ludu swego.
Prawda jest jednak taka, że niestety on nie podejmuje decyzji samodzielnie.
Zatem: Kupą Mości Panowie, kupy nikt nie ruszy!
Ciekawa jestem jak się sprawa potoczy. Czekam na wieści i ściskam wszystkie kciuki w rodzinie, żeby jednak się opamiętali abo co.
OdpowiedzUsuńA zaprowiantowanie godne królewskiej rodziny, zaiste! Poświadczam! Omniomniom.
Nowe wieści już są, ale na razie na topie kolejne wizyty w placówkach służby zdrowia.
UsuńPrzepraszam ale tak napisałaś, że nie mogłam się nie zaśmiać :) Boże broń! Nie wyśmiewam problemów!
OdpowiedzUsuńSpokojnie ;) miało być śmiesznie mimo powagi sprawy;)))
Usuń