Zanim opublikuję ostatni w tym miesiącu wpis o książce kilka słów zachwytu lub zastanowienia nad kosmosem.
Otóż wyjeżdzając dziś rankiem 6:42 spod domu, rzuciły mi się w oczy dziwne czarne kamienie rozrzucone na naszym ekskluzywnym recyklingowym podjeździe...
Podzieliłam się swym spostrzeżeniem z małżonkiem.
Również go to zastanowiło.
Wyglądało to na pierwszy rzut oka na sporawe grudy czarnoziemu lub węgla kamiennego.
Ale wczoraj podczas prac ogrodowych młodzież nie wyprowadziła ziemi poza teren prac...
Czyżby w nocy naszą osiedlową drogą jechał wóz z węglem i rozrzucał kamloty jako reklamę?
Hmm.
Ale... czasami jak rano wyjeżdżaliśmy, to w świetle lamp samochodu błyszczały na drodze drobne kamyczki, okruchy. A czasami (na przykład poprzedniego dnia) nie, chociaż warunki pogodowe i jazdy były te same.
Czy tej nocy zostaliśmy obsypani jakimś kosmicznym deszczem kamieni?
Ciekawa jestem, czy jak wrócimy po południu do domu, TO będzie leżało tam, gdzie było rano?
Wątpię, by czekało. Na pewno przeniknęło do domu i ugotowało obiad.
OdpowiedzUsuńDaj fotę! Nikt się tu chyba nie zna na tym, więc ocenimy profesjonalnie!
No właśnie problem polega na tym, że jak wracasz do domu to tego nie widać. Nie widać też następnego dnia rano. Pojawia się i znika.
UsuńAle zdążyło narozrabiać, bo po tym wpisie zniknął mi jeden Obserwator=Członek tej witryny. ;-)