Za pasem wakacje.
Tymczasem powspominam nasze, które już się skończyły. Chodzi o te bardziej wyjazdowe, oczywiście.
Tak było, ale się czasowo do opublikowania nie zmieściło.
Środa, 29.05.2013 r.
Wycieczka do latarni Rozewie.
Pierwszy raz wylądowaliśmy na przylądku w drodze powrotnej w zeszłym roku. Teraz Karolki chciały pochwalić się dziadkom swoją drugą zdobytą latarnią.
Mały O. to tego stopnia polubił oglądanie jej na stronie zdjęć panoramicznych, że w marcu wycmokał limit transferu danych w moim mobilnym internecie. Na pytanie "Co chcesz oglądać?", padała odpowiedź "Łowewie".
Niestety nie zaryzykowaliśmy zejścia na dół do morza. Praktycznie każdego dnia padał deszcz, zejście jest bardzo strome i obawiałam się, żeby nasza ekipa nie pojechała w dół na siedzeniach.
Wokół pełno było mało- i prawie pełnolatów. Widać, że sezon na wycieczki szkolne rozpoczął się na dobre.
Agenci Olo Bolo i Dede w akcji |
stara laterna |
Na naszy wsi i w okolycach też się pojawiały znaki przeznaczone dla włóczykijów. Miał być dowód fotograficzny, ale go nie ma. Otóż na drzewach, kamieniach i murach obok ogólnie znanych startym PTTK-owcm oznaczeń w postaci kolorowych pasów lub rowerów, zjawiły się obrazki ludków z kijkami.
bliżej końca naszego pobytu sołtys wyciachał te gałęzie i ucywilizował nieco wieś |
Wyprawa na latarnię Stilo.
W zeszłym roku zaliczyliśmy Stilo chyba 3 razy. Ostatnia wizyta wymuszona była przez nieszczęśliwe zdarzenie, ponieważ Mały O. zbił Większemu K. kulę śnieżną z wizerunkiem latarni. No i Dziadek wspaniałomyślnie odpalił następnego dnia wóz i pojechaliśmy li tylko po pamiątkę.
W tym roku prowadzącą, z uwagi na pozostające w dziadkowym krwiobiegu promile, byłam ja. Prowadzenie było podwójnym wyzwaniem - po pierwsze primo: Dziadek nie jest łagodnym nauczycielem nauki jazdy, a po drugie primo: przesiadając się z naszej dieslowej królewny do benzynowej czerwonej armii, z o niebo lżej działającymi sprzęgłami, gazami i hamulcami, czułam się jakbym ślizgała się po galaretce...
No i ten srogo patrzący Dziadzia....
Tylko do wnuków ma cierpliwość ;)
Droga powrotna wygladała już lepiej, biegi przerzucałam nieomal we właściwych momentach, a Dziadek nawet pod sklepem w pobliskiej bardziej cywilizowanej wsi zapropnował, że już może poprowadzić. Na co ja ambitnie: "Jeśli jeszcze macie do mnie cierpliwość to ja poprowadzę"...
tak wygląda latarnia Stilo w miniaturze - na parkingu przed wejściem na trasę prowadzącą przez las do latarni |
Dzięki temu drogowskazowi nabraliśmy w zeszłym roku ochoty na odwiedzenie Jastrzębiej Góry i Rozewia. Tylko 38 km.
A w tym roku?
Hel 73 km, albo Czołpino - to w drugą stronę, za Łebę. Decyzja należała do Taty Karolków.
Tymczasem przeszliśmy jeszcze do morza, gdzie na stoją ruiny starego buczka - budowli, która kiedyś sygnałem dźwiękowym ostrzegała statki podczas mgły.
A taki widok jest z góry:
na ziemi zostali Ci co się bali ;) |
nad samym morzem było pierońsko zimno |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))