Dziadkowie zabrali ze sobą słoneczną pogodę...
W poniedziałek nad morzem była burza. Właściwie na morzu. Przez całą drogę przedpołudniowego spaceru na camping towarzyszyły nam pomruki i grzmoty, raz wyraźniejsze i głośniejsze, raz nieco bardziej odległe.
Nad morzem była bryza, zero widoczności:
Czy słońce czy deszcz nam humory dopisują |
"Mamo, lekin!" |
A tu polne kwiaty i trawy - uwielbiam mieć taki bukiet w wazonie. Jest nietrwały, ale mieć łąkę na stole to cudowne uczucie.
Dlatego w projekcie ogrodu poprosiłam o zaplanowanie niekoszonej łąki. Są nawet takie specjalne mieszanki łąkowe [informacja dostępna tu], ale nawet gdyby urosło tylko to co naturalnie wyrasta, i tak byłoby pięknie (maki, niezapominajki, rumianki).
A z wtorkowej wyprawy popołudniowej okaz tutejszego storczyka:
Listera sercowata |
We wtorek nad morzem przywitała nas zupełnie inna pogoda:
Wszyscyśmy tak się zapatrzyli na te fale, że... wracaliśmy z mokrymi nogami. |
Szkoda, że powoli kończą się nasze wakacje.
I kto ma większy cień? |
Już jasno. Krótkie są te noce, ledwo zajdzie słońce a już świta.
Kiedyś, dawno temu lubiłam zrobić sobie taki nocny maraton i nie spać w najkrótsze noce, aby usłyszeć pierwsze ptaki i zobaczyć jak jaśnieje niebo.
A teraz? Teraz będę miała problem, by zwlec się razem z młodymi ;)
Dzień dobry!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))