Autor: Marina Lewycka
Tytuł: "Zarys dziejów traktora po ukraińsku"
Z angielskiego przełożyła: Anna Jęczmyk
Wydawnictwo: Albatros
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2006
Liczba stron: 336
Seria π
Wydawać by się mogło, że mamy przed sobą techniczną wykładnię o wkładzie ukraińskiej myśli technologicznej w rozwój rolnictwa. I jest to trochę mylne przypuszczenie, ale tytuł nie wziął się z księżyca i ma swoje uzasadnienie w fabule.
Co się może wydarzyć gdy osiemdziesięcioletni owdowiały ojciec zakocha się na zabój w trzydziestoletniej ukraińskiej imigrantce z synem? On widzi w niej piękny biust, młode jędrne ciało i swoje podbudowane męskie ego. A ona w nim źródło, w jej mniemaniu, dużych pieniędzy, które w sprytny sposób można ze staruszka wyciągnąć.
Na drodze do bezgranicznego szczęścia obu stają jednak jego dorosłe córki - jedna ulubienica zmarłej matki i druga, młodsza, oczko w głowie tatusia. Ale ich zwarta w obliczu zagrożenia (dla córek intencje młodej Ukrainki są jasne jak słońce) postawa nie jest osiągnięta łatwo. Są między nimi ukryte żale, niedopowiedzenia, pretensje i wzajemne oskarżenia oraz, czasem, zwykła złośliwość.
Ojciec jest zapatrzony w kobietę jak w ikonę, córki widzą postępujący upadek domu tak świetnie prowadzonego onegdaj przez ich matkę, podupadanie ojca na zdrowiu co w efekcie prowadzi najpierw do pościgu by wybić ojcu z głowy zawarcie małżeństwa, zaś później do wyścigu z adwokatem żony, o to, kto zbierze lepsze argumenty i wyniesie z domu namacalne dowody na to, że małżeństwo było fikcją...
Pewnie w tym momencie część z czytelników zrezygnuje z lektury machając ręką na sprawę, ale fabuła nie jest denerwująca, a ojciec nie zbudza irytacji swoją bezmierną naiwnością.
Po intensywnych, wielokrotnych perswazjach i przekonywanich popartych rachunkami za samochody, nową kuchenkę i mandaty zaczyna współpracować z córkami i zaczyna się robić gorąco.
Dostajemy w tle psychologiczną rozprawę między siostrami, które współdziałając w słusznej sprawie dowiadują się o sobie rzeczy, o których nie miały pojęcia. Wpojone przekonanie o tym, że ta druga była bardziej faworyzowana przemija ustępując miejsca zrozumieniu rodzinnych tajemnic i tragedii.
Czytając "Zarys dziejów traktora po ukraińsku" dostajemy się w przeróżne światy, których obrazy autorka zaczerpnęła z własnego życiorysu: Ukrainy i Związku Sowieckiego z czasów II wojny światowej, wspomnień z obozów jenieckich na terenie Niemiec, środowiska powojennej ukraińskiej emigracji w Anglii, naukowego świata rolniczej technologii, świata psychologicznych meandrów między rodzeństwem i specyficznych niuansów towarzyskich i emocjonalnych tkwiących w rosyjskiej duszy. I to jest w tej książce najlepsze ;-)
Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki";
- "Rosyjsko mi!" na blogu Basi Pelc "Czytelnia";
- "Celuj w zdanie" na blogu Sylwii P. "Tu się czyta!"
Tytuł: "Zarys dziejów traktora po ukraińsku"
Z angielskiego przełożyła: Anna Jęczmyk
Wydawnictwo: Albatros
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2006
Liczba stron: 336
Seria π
Wydawać by się mogło, że mamy przed sobą techniczną wykładnię o wkładzie ukraińskiej myśli technologicznej w rozwój rolnictwa. I jest to trochę mylne przypuszczenie, ale tytuł nie wziął się z księżyca i ma swoje uzasadnienie w fabule.
Co się może wydarzyć gdy osiemdziesięcioletni owdowiały ojciec zakocha się na zabój w trzydziestoletniej ukraińskiej imigrantce z synem? On widzi w niej piękny biust, młode jędrne ciało i swoje podbudowane męskie ego. A ona w nim źródło, w jej mniemaniu, dużych pieniędzy, które w sprytny sposób można ze staruszka wyciągnąć.
Na drodze do bezgranicznego szczęścia obu stają jednak jego dorosłe córki - jedna ulubienica zmarłej matki i druga, młodsza, oczko w głowie tatusia. Ale ich zwarta w obliczu zagrożenia (dla córek intencje młodej Ukrainki są jasne jak słońce) postawa nie jest osiągnięta łatwo. Są między nimi ukryte żale, niedopowiedzenia, pretensje i wzajemne oskarżenia oraz, czasem, zwykła złośliwość.
Ojciec jest zapatrzony w kobietę jak w ikonę, córki widzą postępujący upadek domu tak świetnie prowadzonego onegdaj przez ich matkę, podupadanie ojca na zdrowiu co w efekcie prowadzi najpierw do pościgu by wybić ojcu z głowy zawarcie małżeństwa, zaś później do wyścigu z adwokatem żony, o to, kto zbierze lepsze argumenty i wyniesie z domu namacalne dowody na to, że małżeństwo było fikcją...
Pewnie w tym momencie część z czytelników zrezygnuje z lektury machając ręką na sprawę, ale fabuła nie jest denerwująca, a ojciec nie zbudza irytacji swoją bezmierną naiwnością.
Po intensywnych, wielokrotnych perswazjach i przekonywanich popartych rachunkami za samochody, nową kuchenkę i mandaty zaczyna współpracować z córkami i zaczyna się robić gorąco.
Dostajemy w tle psychologiczną rozprawę między siostrami, które współdziałając w słusznej sprawie dowiadują się o sobie rzeczy, o których nie miały pojęcia. Wpojone przekonanie o tym, że ta druga była bardziej faworyzowana przemija ustępując miejsca zrozumieniu rodzinnych tajemnic i tragedii.
Czytając "Zarys dziejów traktora po ukraińsku" dostajemy się w przeróżne światy, których obrazy autorka zaczerpnęła z własnego życiorysu: Ukrainy i Związku Sowieckiego z czasów II wojny światowej, wspomnień z obozów jenieckich na terenie Niemiec, środowiska powojennej ukraińskiej emigracji w Anglii, naukowego świata rolniczej technologii, świata psychologicznych meandrów między rodzeństwem i specyficznych niuansów towarzyskich i emocjonalnych tkwiących w rosyjskiej duszy. I to jest w tej książce najlepsze ;-)
Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki";
- "Rosyjsko mi!" na blogu Basi Pelc "Czytelnia";
- "Celuj w zdanie" na blogu Sylwii P. "Tu się czyta!"
Zaintrygowałaś mnie. Najpierw dziwny tytuł, potem pytanie co Ukraina na do mojego wyzwania ;-), a potem treść. Podoba mi się ta książka, świetnie ją przedstawiłaś.
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu! Ciekawa jestem czy by Ci się spodobała.
Usuń