Międzygórze. Jest to modrzewiowy dworek myśliwski wzniesiony w 1858 r. przez Mariannę Orańską. Zdjęcie pochodzi z wakacji. O Mariannie chcę się dowiedzieć więcej... |
W sobotnie popołudnie odbył się niewielki sabacik czarownic.
Czuję się niniejszym jak pełnowymiarowa czarownica, bo czarnego kota mam.
Miluś [KLIK], bo o niej (!) mowa, niech no tylko samochód wjedzie pod schody wyskakuje zza ogrodzenia, czeka i mrauczy. "Patrzcie, czarny już jest", oznajmuję dzieciom i potem jest dylemat, kogo pierwszego nakarmić: potomków czy kota. Kot może się wyżywić na łące, i miejmy nadzieję, że to robi polując na myszy, dzieci zaś RACZEJ nie.
Regularnie woła nas, że pora na karmienie, a jeśli nikogo nie ma na zewnątrz, to siada na widoku w oknie na tarasie. No i chodzi za mną kiedy podlewam nasadzenia. (Hmmm, fajnie mieć takiego czarnego kocia ;-) )
Przybyłe dwie CZ. przywiozły ze sobą psa marki Australian Silky Terrier. Piesek już dość wiekowy był, ale świetnie się bawił z Większym i Małym w ten sposób, że Mały wiał przed nim z krzykiem, który co jakiś czas musiałam zweryfikować pod tem kątem, czy nie jest połączony z płaczem. Pędził co sił w nogach na zjeżdżalnię, na której siedział już Większy K. i z góry pękali ze śmiechu. Na dole zaś piesio szczekał i radośnie machał ogonkiem.
No ale do rzeczy, bo my tu mieliśmy temat stategicznej cienkości rozwinąć.
Należę do ludzi którzy nie owijają w bawełnę, tylko od razu zanim gościówy zdążą torebki na kredensy odłożyć, walę prosto w oczy.
"O cienkości strategicznej miała być dzisiaj pogadanka na tym spotkaniu" - mówię.
Na co odezwała się Czarownica Starsza mówiąc, że młodsza nie ma o tym zielonego pojęcia, ponieważ dzieciata nie jest. I co tu w ogóle o strategii dyksutować, a w szczególności o cienkości?
I tym sposobem nadmuchana bańka oczekiwań prysła w jednej chwili. Cóż pozostało?
Pozostało nam degustować po kolei nalewki.
Na pierwszy rzut poszła pigwowa. Hmm, mlask mlask, wyczywamy wysoką zawartość witaminy C.
Dalej Czarownica Gospodyni zanurkowała do garażu zwanego piwnicą i zaserwowała prawego prostego - nalewka truskawkowa. Gul, gul, łagodna, mały woltaż.
I crème de la crème - likier poziomkowy.
Szkoda prosz Państwa słów: TO TRZEBA WYPIĆ!
INO, to jest bosssskie!
I na koniec to, czego nie warto - borówkowa. Inna szkoda: szkoda owoców, szkoda cukru, szkoda ducha (czytaj: spirytu). Wypić można, ale dupy nie urywa. ;-)
I to by było na tyle.
P.S. Strategia tylko kilkuminutowa może być, stwierdzam, bo jak umyłam podłogi, to musiałam trzy razy latać ze ścierą, żeby ślady odnóży Małego O. zetrzeć co to powstały na skutek wchodzenia z tarasu do domu.
Na tarasie miał zajęcie, bo go mopem mył.
Strategicznie podeszłyście do tematu :-)
OdpowiedzUsuńGeneralnie spotkanie spełniło swoje założenia. Czarwnice przyjechały, temat cieniactwa poruszono a nalewki wypróbowano. I ta strategia była prosta - z kieliszka do gardła ;-)
UsuńMilo mi! Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńIno, jeny ten poziomkowy likier jest cudowny! :-) Trzymam go dalej żeby dojrzał, ale wystarczy, że tylko o nim pomyślę a już leci mi ślinka. ;-)
UsuńTak sobie myślę, że ten pies był po to, żeby miał kto panie szanowne po degustacjach do domu nazad odholować :D Oczywiście, nie żeby wstawione, tylko żeby po ciemku się same nie bały wracać ;) Zakładam, że pies się nie raczył procentami? :)))
OdpowiedzUsuń