No tak, trochę (?) przegięłam we wprowadzaniu w życie mego ulubionego stwierdzenia "Lepiej się pochorować, niż miałoby się zmarnować" (to bodajże ze "Śmierci dziecioroba").
Po zżarciu przedświątecznego (!) spaghetti z sosem cierpię już trzeci dzień. Ale ze mnie głupia pipa!
Najgorzej było w środę po południu. Myślałam, że umrę. Na bół glowy pomogła tabletka, ale mdliło mnie okrutnie.
Czwartek nie był lepszy, w pracy zaczęłam się leczyć pepsi ("pepsi piją lepsi" ;)), ale niestety było light. Oprócz niemiłego wrażenia, że piję jakeś brązowe pomyje (niech żyje cukier!), efekt był mizerny. Po drodze do domu kupiłam jeszcze w aptece stary dobry węgiel. Jednakowoż ;) moje cierpienia usunęła na bok troska o Małego O., który przechodząc na etap nocnika zaczął mieć zaparcia i skarży się na bolącą pupę. Masowanie brzuszka, okłady z termoforu... Co tam ja, kiedy dziecko cierpi.
Zanim zrobił kupę, dwa razy zdążyłam go przebrać bo się biedny zsiusiał. Chyba ze strachu przed bólem zaczął wstrzymywać nawet sikanie. Po Kupie Pierwszej, dojechał w końcu Tata Obe, który podał mi krople żołądkowe. Dosłownie. Chwilowe wrażenie grzania w żołądku. Zero poprawy.
Decyzja - biorę setę z pieprzem.
Wzięłam na dwa razy, z niejakim obrzydzeniem i konstatując "Nie nadaję się na alkoholika".
Ale lepsze to, niż ulubione lekarstwo Mojej Mamy, denaturat.
Tata Obe przygotował termofor po raz drugi i leżeliśmy z Malym O. jeden na drugim, a na wierzchu hipcio - termofor. Myjąc pupę po KP , przepraszam za dosłowność, namierzyłam że "tam" jeszcze czeka następna.
Wkrótce do majteczek wyszła Kupa Druga.
Hurra!
Od nowa: mycie pupy, majtki, spodenki.
...wóda jakby działa...
"O, ma przód spodni z tyłu", eee jakie to ma znaczenie....?
Obserwacje międzyblogowe niezbicie potwierdzają fakt, że nie-całkiem-zdrowa-matka nie ma łatwo, nawet jeśli Zdrowy Ojciec jest obok :P ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))