poniedziałek, 30 grudnia 2013

Markus Zusak "Złodziejka książek"

Autor: Markus Zusak
Tytuł: "Złodziejka książek"
Przełożyła: Hanna Baltyn
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2008
Stron: 496
Wiek: od 14 lat


zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa

Skuszona recenzją Basi Pelc z Czytelni postanowiłam przeczytać "Złodziejkę książek" Markusa Zusaka.
Zdążyłam już zauważyć, że cieszy się ona dużą popularnością, ponieważ wygarnęłam ją z biblioteki "spod lady" (czyli dopiero co oddana), a przedłużając telefonicznie wypożyczone książki na kolejny miesiąc usłyszałam, że tę jedną muszę oddać szybciej, bo już ktoś o nią pytał i czeka w kolejce na wypożyczenie.

Początki czytania nie były łatwe. Rwana fabuła, strzępki zdań, projekcja przez punkt widzenia Basi nie zachęcały do czytania. Ale z powodu kolejnego chętnego do czytania, postanowiłam zmobilizować się i skończyć lekturę na czas. I poszło dużo szybciej - jedno świateczne popołudnie wystarczyło.

Zastanawiałam się wcześniej, co o Holokauście, bo pod takim hasłem można znaleźć tę pozycję, może napisać młodszy ode mnie człowiek żyjący na drugim końcu świata.

Może napisać dużo i ... zaskakująco pięknie. Ale czy dokładnie o Holokauście tego nie jestem już taka pewna.
Jest to obraz II wojny światowej widziany oczami dziecka i z perspektywy życia w hitlerowskich Niemczech, życia na prowincji choć niedaleko Monachium.
Trochę z początku denerwowały mnie wtręty narratora, a jest nim śmierć. W jakim celu one są, zastanawiałam się. I dlaczego śmierć mówi o sobie w rodzaju męskim? W języku niemieckim śmierć - Tod - jest rodzaju męskiego, ale czy to nie są przypadkiem słowa autora? Dziwne, bo w oryginale książka została napisana po angielsku. Zresztą nie czepiajmy się szczegółów...
Początkowo, do momentu kiedy wciągnęła mnie fabuła, miałam wrażenie, że taki sposób opowiadania byłby bardziej przyjazny młodemu, nastoletniemu czytelnikowi. Te rwane zdania, wypowiedzi skierowane bezpośrednio do czytającego, hasłowe przedstawianie sytuacji to takie działające na wyobraźnię, myśłałam. Młodzi lubią niedopowiedzenia... Kiedy jednak akcja powieści rozkręciła się na dobre, a ja zatopiłam się w niej, naszło mnie skojarzenie z dziełem elektronicznym. Nie mam pojęcia, czy coś takiego ktoś już wymyślił (bardzo to możliwe), ale myśli śmierci, wybieganie w opowiadaną przyszłość, zapowiadanie mających pojawić się wkrótce postaci, bardzo dobrze by się sprawdziło w książce, w której są tzw. bookmarki (hyperlinki) przenoszące nas w konkretne miejsce do innej części fabuły powieści. Taka unowocześniona wersja dla współczesnych czytelników, dla tych może mniej cierpliwych, którzy chcieliby od razu sprawdzić co się będzie działo dalej...

A drugie moje spostrzeżenie po przeczytaniu książki jest takie, że jeśli ktoś będzie chciał przenieść ją na ekran, to ma prawie gotowy scenariusz.***  Jest napisana bardzo "filmowo" - aż prosi się o sfilmowanie. Wprowadzająca krótko do każdego rodziału śmierć - to głos słyszany zza ekranu; bardzo plastyczne obrazy przedstawiające dzieje Liesel, jej przybranych rodziców, przyjaciela Rudy'ego i sąsiadów; muzyka - papa Liesel gra na akordeonie; barwy i barw widzenie przez wrażliwą na piękno dziewczynkę. Przed oczami stawały mi gotowe obrazy gdy czytałam tę powieść.

Dlaczego uważam, że nie do końca jest to powieść o Holokauście? Otóż jest on tylko elementem przedstawionych dziejów. Ważnym, wzruszającym, ale to nie jest temat główny.
Myślę, że o temacie swej opowieści mówi dobrze sama śmierć:

"Dużo rzeczy miałbym do powiedzenia złodziejce książek, i o ludzkim pięknie, i o ludzkiej brutalności. Ale czyż sama tego wszystkiego nie wiedziała? Chciałem jej powiedzieć, jak stale mi się zdarza nie doceniać ludzkiej rasy albo ją przeceniać. Najgorzej ze sprawiedliwą  o c e n ą. Chciałem ją zapytać, jaki sposobem te same rzeczy mogą się wydawać równie obrzydliwe i równie wspaniałe, dlaczego te same opowieści bywają równie wstrętne i równie cudowne."
Markus Zusak namalował niezwykły obraz tego, jaka wojna może być okrutna dla wszystkich; dla tych którzy ją wywołują i dla tych którzy ją wygrywają. Patrząc na historię II wojny światowej z naszej, mam na myśli polskiej, pozycji geograficznej widzimy krzywdę i zdradę z dwóch stron. Wojnę wygraliśmy, ale zostaliśmy politycznie pokonani. Na terenie Polski mieściły się obozy koncentracyjne, w których w komorach gazowych zginęło wiele narodowości (o tym też jest tutaj). Czujemy się pokrzywdzeni w, ośmielę się twierdzić, najwyższym stopniu.
Ale wojna nie toczyła się tylko w Polsce. Mathausen i Dachau nie leżały i nie leżą w naszych granicach. Żydom zgotowano Kryształową Noc właśnie w Niemczech. Tutaj zaczął swój trupi pochód Hitler. Tutaj też cierpieli dobrzy ludzie. Dlatego wcale się nie dziwię, że Niemcy również uważają się za pokrzywdzony naród (chcę tu uciąć ewentualne dyskusje pseudopolityczne - wszystko zależy od tego, w jaki sposób chcą, aby im tę krzywdę wynagrodzić).
Chciejmy to zauważyć.

"Czuję się egoistą, wciąż opowiadająco sobie, o sobie, o sobie. O moich podróżach, o tym co widziałem w 1942 roku. Z drugiej strony, jesteście ludźmi, więc obsesja na punkcie własnej osoby nie powinna być wam obca. (...)
Wiele się napodróżowałem tego roku, z Polski do Rosji, z Rosji do Afryki i z powrotem. Możecie powiedzieć, że stale odbywam takie wyprawy, ale trzeba przyznać, że rasa ludzka od czasu do czasu przechodzi sama siebie. Powstaje wówczas nadprodukcja martwych ciał, a wraz z nimi i dusz. Wystarczy parę bomb. Mogą też być komory gazowe albo zmasowany ostrzał artyleryjski z obu stron. Jeśli to nie załatwia ostatecznie sprawy, i tak pozbawia ludzi dachu nad głową i środków do życia. Bezdomni idą za mną sznurem, kiedy przemierzam ulice zbombardowanych miast. Błagają, bym zabrał ich ze sobą, nie zdając sobie sprawy, ile mam tu prawdziwej roboty. I na was przyjdzie czas - pocieszam ich, nie odwracając głowy. Czasem korci mnie, żeby powiedzieć: "Nie widzicie, że i tak się ledwo wyrabiam?", ale powstrzymuję się od tego. Skarżę się w milczeniu, pracując dalej. Są lata, kiedy ciała i dusze nie sumują się, lecz mnożą.
ROK 1942 W SKRÓCIE
1. Zdesperowani Żydzi - ich dusze na moim
podołku. Siedzimy na dachu tuż obok
dymiących kominów.
2. Radzieccy żołnierze - bez amunicji,
odbierający ją tym kolegom,
którzy giną w okopach.
3. Mokre trupy na wybrzeżach Francji
- wyrzucone na żwir lub piach."
(podkreślenie moje).

I jeszcze cytat, który pokazuje, że Zusak zna prawdę historyczną:

"Szczerze mówiąc (wiem, że strasznie się wyżalam), wciąż nie mogłem sobie emocjonalnie poradzić ze Stalinem, który pod hasłem drugiej rewolucji mordował swój własny naród.
A po nim przyszedł Hitler.
Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. Stoi ci nad głową i powtarza do znudzenia: "Zrób to, zrób to". Więc pracujesz dwa razy cieżej. Robisz, co ci każą. Ale szef nigdy ci nie dziękuje. Żąda coraz większych wysiłków."

A jak wyglądały Niemcy w 1942 i 1943 roku?

"Zmierzch trzydziestego maja.
Jestem pewien, że Liesel Meminger spała jak suseł, podczs gdy ponad tysiąc bombowców zbliżało się do miastwa zwanego Kolonią. Dla mnie oznaczało to zabranie pół tysiąca ludzi czy coś koło tego. Pięćdziesiąt tysięcy żywych bez dachu nad głową błąkało się pośród upiornych gór gruzu, próbując zlokalizować swoje nieistniejące domy."
"27 LIPCA 1943
Michael Holtzapfel został pochowany,
a złodziejka książek czytała matce w żałobie.
Alianci zbombardowali Hamburg. Mam szczęście,
że posiadam nadprzyrodzoną moc.
Nikt inny nie zdołałby
zebrać czterdziestu pięciu tysięcy dusz
w tak krótkim czasie.
Nawet gdyby żył przez milion lat."

Te liczby przerażają. Około 40 tysięcy mieszkańców Hamburga zginęło podczas tylko jednego nocnego nalotu dywanowego aliantów. Druga strona, żeby zniszczyć przeciwnika, uderzała w największe miasta (Kolonia, Hamburg, Monachium, Drezno), siedziby przemysłu, fabryk, węzłów komunikacyjnych ... i ludności. Czy na pewno znamy dokładnie wszystkie karty tej historii?

Po wybuchu II wojny światowej moja babcia została wywieziona na przymusowe roboty za Berlin. Gdyby zginęła podczas jednego z takich nalotów, nie byłoby mnie na tym świecie.
Teraz, gdy w naszej globalnej wiosce stale słyszymy o konfliktach, nic nie jest tylko białe i czarne. Często niesiemy pokój na karabinach, prawda? A w tym pokojowym pochodzie umiera cywilna ludność. Ginie, bo nie jest w stanie się obronić.
Dlatego myślę, że "Złodziejka książek" to bardzo ważna pozycja w ukazaniu dwoistości wojny. Nie skupiajmy się na lakonicznych informacjach, one są, ale prawdziwe życie tuż obok nas, dużo bardziej nas powinno interesować. Jego bohaterami są ludzie tacy jak my. Wojna widziana oczami dziecka też wygląda inaczej niż z perspektywy dorosłego - czasem jest przypadkowym świadkiem przyciszonych, wieczornych rozmów dorosłych, ma swoje zabawy i zainteresowania, jak to dziecko, ale ono też myśli i czuje, kocha i nienawidzi, boi się i stara się być odważne. Myślę, że Zusak bardzo trafnie oddał cechy niedojrzałych uczuć i ten świat.

Jest tu wiele wzruszających fragmentów - kiedy Liesel i Rudy rozsypują okruchy chleba na drodze przemarszu Żydów do Dachau, kiedy matka Liesel śpi i modli się z akordeonem przy piersiach. Są zadziwiające momenty - kilka tygodni spędzonych przez dziewczynkę przy łóżku ukrywanego Żyda - Maxa - spędzonych na czytaniu ciężko choremu, nieprzytomnemu, śpiącemu człowiekowi. Czy słowa, książki mają aż tak wielką moc by uzdrawiać? Myślę nad tym... To przejaw miłości, obecność i troska, one tu są.

A czy Hitler jest pokazany jako biedny człowiek, który pogubił się w swoich planach? Nie sądzę. Jest taki fragment w tej powieści, gdzie widzimy rysunek czlowieka, który uczesał się na inną stronę niż inni, dodał sobie wąsik i wykorzystał kilka słów, które porozsiewał po Niemczech. Tak w lapidarnym skrócie wygląda przemyślany plan. To przemyślana alegoria - w ten sposób zdobywa się władzę i rząd dusz - to obraz człowieka, który umiejętnie wykorzystując SŁOWA potrafił z dobrze zapowiadającego się demokratycznego państwa Republika Weimarska, wydobyć takie elementy, które obróciły świat do góry nogami. W żadnym wypadku nie jest tu usprawiedliwiany, wręcz można wyczytać nienawiść do niego, którą wyraża wiele postaci tej powieści.
A czy Niemcy lubią palić? Nie wiem, może coś w tym jest...

Polecam, naprawdę warto przeczytać.


*** no tak, film już powstał; nic o tym, pisząc te słowa, nie wiedziałam...

14 komentarzy:

  1. Bardzo dogłębna analiza i świetny post. Dziękuję! Nie znam tej pozycji, dołożę na kupkę spraw do zrobienia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pandeMoniu, też wcześniej nie miałam pojęcia, że taka książka istnieje. :)

      Usuń
  2. Też coś słyszałam o tym filmie. Wspaniała recenzja Izabelko, najlepsza jaką dotąd u Ciebie czytałam. Hmm, odbierasz tą książkę inaczej, może bardziej dojrzale. Wiem, że uczepiłam się Holokaustu, którego jest w tej książce bardzo niewiele, ale jakoś nie wiem nawet dlaczego ciągle wszyscy mówią, że to książka o Holokauście, jak tam jest głównie przedstawiony świat dzieci (tej dziecięcej historii jakoś nie mogłam zaakceptować ze względu na to, że nie przedstawiono dla mnie tego tak "prawdziwie"). Nie chce mi się już na ten temat polemizować, nagadałam się u siebie na blogu w komentarzach. Może czegoś mi brakuje, żeby odkryć tą książkę na nowo, dla siebie, wyczytać coś więcej między wierszami, a nie uczepić się jednej myśli, która przekreśla dla mnie tą pozycję. Bardzo możliwe, bo nie mówię, że jestem nieomylna. "Złodziejkę.." odbieram jednak inaczej;) xxxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za dopisanie się do wyzwania do naszej zgrai :))

      Usuń
    2. Wiesz, Basiu, każdy ma prawo do swojego zdania i swojego odbioru. Ciekawa byłam tej książki i bardzo mi się spodobała, choć nie ukrywam niektóre "teksty" były dla mnie denerwujace - dokładnie, te które i Ciebie denerwowały ;);)))
      Zaryzykowałam i wpisałam się ;) To mnie zmobilizuje, żeby regularnie czytać też dla siebie, a nie tylko dzieciom... ;)

      Usuń
  3. Niesamowicie poruszającą i dogłębnie opisałaś swoje wrażenie po lekturze "Złodziejki książek"! Ciekawe jakie ja miałabym odczucia po jej przeczytaniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, ale napisałam nieskładnie! Przepraszam! Poprawiam się :)
      Powinno byc: W niesamowicie poruszający i dogłębny sposób opisałaś swoje wrażenia po lekturze "Złodziejki książek"!

      Usuń
    2. Szkodzi nic ;) Ja też jestem ciekawa jak inni ją odbierają. Co czytelnik, to opinia. Jeśli ją przeczytasz, chętnie poznam Twoje zdanie :)
      P.S. Czy nagroda pocieszenia dotarła do Ciebie?

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa recenzja. Książki nie znam, ale czytając Twoje słowa przypomniały mi się niedawne dyskusje w internecie na temat serialu 'Nasze matki, nasi ojcowie', który wzbudził w Polsce tak ogromne kontrowersje, że (jak zwykle) skończyło się pozywaniem do sądu.
    Mieszkając w Anglii zaczynam rozumieć, że postrzeganie historii inaczej, z własnego, lokalnego punktu widzenia to po prostu norma. Myślę, że sporo naszych książek z wydarzeniami historycznymi w tle wzbudzałoby (wzbudza?) kontrowersje np. na Ukrainie czy Litwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Fidrygauko, historia widziana innymi oczami może wyglądać zupełnie inaczej. Gdyby ludzie postarali się to zrozumieć, wtedy mniej osób rościłoby sobie prawo do "swojej, jedynej i nieomylnej prawdy".
      Dziękuję bardzo za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Po raz wtóry ogromnie się cieszę, że założyłam bloga, dzięki któremu poznałam tylu wspaniałych ludzi. Możliwość wirtualnego obcowania z Wami (bo jesteś ich częścią) jest niezwykłe. Bardzo budujące, pouczające i rozwijające. Czytając takie recenzje czuję się szczęśliwa, że mogę w tym wszystkim uczestniczyć.
    Podoba mi się to, że poznaję zdanie innych osób, które czasem diametralnie różni się od mojego. Tej pozycji nie czytałam, ale wiesz, że czytałam recenzję Basi, dlatego tym bardziej cieszę się, że postanowiłaś sięgnąć po tę pozycją i sama się przekonać jakie jest Twoje zdanie.

    Jest i druga strona medalu. Martwi mnie to, że ja nie potrafię tak pisać. Moje recenzje, a właściwie są proste, banalne. Nawet jeśli książka wywołuje we mnie masę emocji, tak, że po lekturze nie mogę wrócić do rzeczywistości to ja i tak nie potrafię opisać co czuję i jak książka na mnie wpłynęła.

    Nie mniej jednak wspaniale być częścią książkowej blogosfery :)

    Wiem, nie wypada tego pisać przy okazji recenzji takiej książki, ale akurat teraz o tym znowu pomyślałam.
    Może nikt inny nie zwróci uwagi na ten komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Magdo, ja też cieszę się, że dotarłam w takie miejce. Zastanawia mnie, że wiele osób jest w tym świecie już tak długo, a ja trafiłam do blogosfery dopiero rok temu. To zastanawiające. Z drugiej strony, mam przykład sąsiadki, która odwiedzając mnie tu po rozpoczęciu roku szkolnego zapytała "A Ty, o robisz dla siebie?", chodziło Jej pewnie o to, że praca,dzieci,dom, praca, dzieci, dom i kółko się zamyka. Odpowiedziałam Jej bez namysłu "bloguję". Potem, po przemyśleniu ucieszyłam się, że tak powiedziałam, bo faktycznie realizuję się w tym co tutaj "wypisuję";) Nie chcę jednak zataczać szerszych kręgów, ze względu na margines anonimowości, który bym chciała jednak zachować...

      Twoje wyzwanie, to jeden z większych kamieni milowych w tej historii. A moją recenzją się przejmuj, to bardziej rozprawka ;) Lubię polemizować, trafiać na odmienne opinie i trochę dziwię się, że jeśli ktoś napisze coś zupełnie odmiennego, może nawet niepochlebnego, zaraz może być posądzony o tzw. "hejterstwo." Wyrażajmy swoje zdanie w kulturalny sposób, nie urażając niczyjej godności - moim zdaniem każdy ma prawo myśleć inaczej.

      Twoje recenzje czytam i podobają mi się, też w nich piszesz o swoich odczuciach, zastanawiasz się nad tym dlaczego coś Ci się podoba lub nie. Wiem, niesą to recenzje takie jak Basi (nawet moje nie są takie jak Basi), ale są cennym źródłem do wyboru własnych lektur.
      A ta książka naprawdę wzbudziła we mnie wiele emocji, dawno się tak nie spłakałam po przeczytaniu. Nie wiem nawet, czy moja kilkudniowa niedyspozycja gastryczna nie była spowodowana tymi emocjami....
      Całuję Ci mocno! :**

      Usuń
    2. magdalenardo też myślałam, że nie umiem pisać tak z serca, ale po prostu zamknij przez chwilę oczy i pomyśl, co Cię zachwyciło, poruszyło, dlaczego itd itp i samo pójdzie kochana. Uważam, że piszesz świetnie, więc się nic nie martw.

      Usuń
  6. Piszesz, że realizujesz się w tym co tu wypisujesz :) Ja mam podobnie, ale przede wszystkim cieszę się, że jestem w grupie, w której mogę w kółko mówić o książkach i herbacie i nikt nie ma mi tego za złe :) Mąż nie może już patrzeć na książki, a siostry czasem mają mi za złe, że tak długo się nie widzimy, a ja przy każdym spotkaniu nawijam o jakiejś nowej książce.
    Tu tego nie ma. Ja na szczęście nie spotkałam się bezpośrednio z żadnym hejterem - taki plus bycia mało popularnym :)

    Piszesz też, że chcesz pozostać anonimowa. Też tak na początku myślałam, potem mi przeszło, choć zdaję sobie sprawę z tego, że czasem w nerwach piszę coś na temat pracy, a przecież bloga mogą czytać moi uczniowie (wiem, że niektórzy zaglądają), ich rodzice, koleżanki - nauczycielki i dyrektorka! Z drugiej jednak strony jestem tylko człowiekiem i mam prawo mieć gorsze dni czy niewygodne spostrzeżenia.

    Rok temu na Targach Książki w Katowicach czułam się jak zahukana mała dziewczynka, tak jakbym pierwszy raz wyszła z domu. Blogerzy ze Śląska okazali się jednak kapitalnymi ludźmi, z którymi można pogadać, pośmiać się, podyskutować. Spotykamy się regularnie i nie mogę doczekać się każdego kolejnego spotkania. Ładują mi one akumulatory, bo przez te kilka godzin jestem z tak bardzo podobnymi do mnie ludźmi. Jest super!

    Ty pewnie bardziej przebywasz w innej blogosferze, ale założę się, że też czujesz się jak część jakiejś społeczności i to jest super! Liczę, że zostanę wreszcie mamą i również będę mogła przeżywać te wszystkie rozterki i radości związane z byciem mamą :)

    P.S. Kornelia to nie moja kuzynka, to córka mojego męża z pierwszego małżeństwa. Ma 13,5 roku, chodzi do I klasy gimnazjum. Mieszka z nami 2 lata. ... ale ominęły mnie wszystkie pieluchy, pierwsze kroki, słowa itd.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...