Wczoraj zanim wyprowadziłam moje zasmarkane kaszlaki na południowy spacer, wypatrzyliśmy dwa lecące bociany! Idzie wiosna, jak nic. Jeszcze dwa tygodnie śniegu (z tego co mówią synoptycy) i chyba będzie...
W związku z aurą, przeanalizowałam sytuację i wyjazd nad morze, jeszcze do potwierdzenia z Gospodarzami, przesuwam raczej na przełom maja i czerwca. W zeszłym roku zawitaliśmy tam wyjątkowo wcześnie, bo przed weekendem majowym. Ale w tym roku, w końcu kwietnia to morze chyba będzie jeszcze zamarznięte ;)
Dwa dni temu sprawdziłam jeszcze u Zaufanego Pana Doktora stan Karolków (czyt. Kaszlaków). Na szczęście nie mają żadnych zapaleń oskrzeli, a ja wzięłam jeszcze na te kilka dni zwolnienie, żeby podleczyć siebie. Niestety, potwierdziła się taka prawda, że zaniedbania się mszczą i zemściły się na mnie okrutnie. Tuż przed świętami: gorączka, ogólne rozbicie i męczący suchy kaszel. I leżenie w łóżku.
To tak na koniec dwóch tygodni opiekowania się najpierw Większym K. a potem mężem.
W środę po wizycie u lekarza odwołałam święta ;)
To dziadkowie przyjechali do nas. Wizytę urodzinową u kuzyna Karolków też odwołałam. W piątek i sobotę chłopaki jeszcze zaczęli gorączkować. Dla mnie to było drugie dno psychiczne.
Ale jak to od każdego dna, od tego też już się odbiliśmy.
Pozostały na dnie głowy rady Babci U. co do wystroju wnętrz.
Ale tu, mój minimalizm stoi w drastycznej opozycji do walorów estetycznych. I co ja na to mogę?
Jako nastolatka myślałam, że jeśli kiedyś będę miała dzieci to chciałabym mieć dwóch synków; kończąc liceum rzuciłam hasło - "Też będę doktorem", a jedząc samotne niedzielne obiady marzyłam o własnym domku i rodzinie. Marzenia się spełniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))