Otóż sobota przeleciała pięknie przez palce, nie zaowocowawszy niczym szczególnym.
Wróć: nastąpiła wymiana jesiennych wrzosów i wrzośców na kwiatki-bratki.
Po raz pierwszy "zainwestowałam" w te miniaturowe. Karolki dzielnie asystowały w kopaniu ziemi rodzimej do wiaderka. Podziękowałam w sklepie za ofertę kupna worka ziemi kwiatowej. Co będę wozić drzewo do lasu, przecie ziemi mam w koło, że hohoho. A że to piasek? Bratki chyba nie są wymagające, tak myślę, nie sprawdzałam ;)
Na koniec nasadzenia młodzi podlali, a Mały O., by uwieńczyć dzieło, wrzucił konewkę na dach garażu.
Tylko jakiś extramocny podmuch wiatru może ją wydmuchać na ziemię. Wczoraj trochę powiewało, ale za słabo. Z okna łazienki jej nie siegnę, nawet kijem od szczotki. Wyłazić na dach nie będę. Z dołu nie da się.
Niech ma młody nauczkę. (A prosiłam Go, żeby tego nie robił. Skubany.)
Trochę powyrywałam chwaściorów wokół obejścia, żeby nie było, że mi wszystko jedno jak wokół domu wygląda, bo nie jest mi wszystko jedno. Ale ponieważ kobietą kruchą jestem, zamierzam nią być oraz zostać, wieczorem wydałam zarządzenie do Taty Obe, aby pozbył się uciążliwych chwastów sprzed siatki. W tym roku nie przystąpimy do prac ogro-dzeniowo-dniczych, więc niech chociaż od drogi nie zasłania nas las lebiodowo-piołunowy.
A mam jeszcze do wystawienia przy ulicy takie rekwizyty:
Bo po przemyśleniu sprawy, nadmiar finansowy (któren już był nam spłynął w związku z szybkim rozliczeniem się z organami oraz wypłacony przez "karmicielkę" w związku z "sezonem grypy i innych zachorowań") skonsumowany zostanie na wykończenie wnętrza casy. Tak, bym mogła się nacieszyć efektem poniekąd końcowym, zanim Karolki ją doszczętnie zdemolują, co systematycznie następuje :(
Nie ugotowałam obiadu na niedzielę, nie posprzątałam świeżowylęgnietych kotów pod łóżkami.
Ale to dobry objaw ;), bo jak 6.5 roku temu "wzięło mnie" na sprzątanie balkonu, to okazało się po kilku dniach, że w ciąży jestem. To był taki, opisywany gdzieniegdzie, objaw przygotowywania gniazda.
Poszliśmy za to jeszcze na spacer pod wieczór. I tu z kolei, posmęciłam sobie w myślach widząc jak pociechy biegają niczym jelonki i zajączki na wypasie.
Nie wiem jak to będzie za 30 lat (czy będę miała za co spłacić zaciagnięty na budowę kredyt), ale cieszę się jak głupia widząc ich biegających po łąkach. Widzę siebie jak biegałam po łąkach i lasach u mojej świętej pamięci Babci. Te miejsca są moją ojczyzną duchową :P
O tej porze roku, jak stopniał śnieg, gdy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny, natychmiast biegłam zobaczyć czy jest mój raj.
W prawo przez drewnianą furtkę, potem mijałam po prawej stronie ule wśród drzew akacji i dzikich gruszek, z lewej opadający pagórek, biegiem obok wielkiego krzaka leszczyny, za nim drugi nieco mniejszy, potem w dół obok dwóch wysokich brzóz. I dalej przez piaszczystą drogę, zakręt w lewo i ..... wstrzymywałam oddech.... są czy nie ma?
Między polami była droga po dwóch stronach zarośnięta krzakami i drzewami, droga trochę podmokła i na lepszej ziemi bo czarnej (gdzieś tam w dali są dzikie stawy). I na tej drodze wśród opadniętych jesienią liści, krzaków i zazieleniającej dopiero trawy był DYWAN Z ZAWILCÓW.
Biały raj na ziemi. Ciągnący się przez 100 (?) metrów.
Chciałabym tam wrócić. Parę lat temu poszłyśmy tam z moją Mamą, ale droga nie wyglądała jak dawniej. Zawilców było tylko trochę. Tak teraz sobie myślę, że muszę Mamie zadać pytanie, czy Ona też tak.
Zastanawiam się, czy gdzieś tu w naszej okolicy znajdę coś podobnego. Zagajniki są, podmokłe tereny też. Może, może?
No to do roboty :D
I:
Wróć: nastąpiła wymiana jesiennych wrzosów i wrzośców na kwiatki-bratki.
Po raz pierwszy "zainwestowałam" w te miniaturowe. Karolki dzielnie asystowały w kopaniu ziemi rodzimej do wiaderka. Podziękowałam w sklepie za ofertę kupna worka ziemi kwiatowej. Co będę wozić drzewo do lasu, przecie ziemi mam w koło, że hohoho. A że to piasek? Bratki chyba nie są wymagające, tak myślę, nie sprawdzałam ;)
Na koniec nasadzenia młodzi podlali, a Mały O., by uwieńczyć dzieło, wrzucił konewkę na dach garażu.
Tylko jakiś extramocny podmuch wiatru może ją wydmuchać na ziemię. Wczoraj trochę powiewało, ale za słabo. Z okna łazienki jej nie siegnę, nawet kijem od szczotki. Wyłazić na dach nie będę. Z dołu nie da się.
Niech ma młody nauczkę. (A prosiłam Go, żeby tego nie robił. Skubany.)
Żeby nie było, że konfabuluję ;) |
A mam jeszcze do wystawienia przy ulicy takie rekwizyty:
Zakupione tu. |
Bo po przemyśleniu sprawy, nadmiar finansowy (któren już był nam spłynął w związku z szybkim rozliczeniem się z organami oraz wypłacony przez "karmicielkę" w związku z "sezonem grypy i innych zachorowań") skonsumowany zostanie na wykończenie wnętrza casy. Tak, bym mogła się nacieszyć efektem poniekąd końcowym, zanim Karolki ją doszczętnie zdemolują, co systematycznie następuje :(
Nie ugotowałam obiadu na niedzielę, nie posprzątałam świeżowylęgnietych kotów pod łóżkami.
Ale to dobry objaw ;), bo jak 6.5 roku temu "wzięło mnie" na sprzątanie balkonu, to okazało się po kilku dniach, że w ciąży jestem. To był taki, opisywany gdzieniegdzie, objaw przygotowywania gniazda.
Poszliśmy za to jeszcze na spacer pod wieczór. I tu z kolei, posmęciłam sobie w myślach widząc jak pociechy biegają niczym jelonki i zajączki na wypasie.
Nie wiem jak to będzie za 30 lat (czy będę miała za co spłacić zaciagnięty na budowę kredyt), ale cieszę się jak głupia widząc ich biegających po łąkach. Widzę siebie jak biegałam po łąkach i lasach u mojej świętej pamięci Babci. Te miejsca są moją ojczyzną duchową :P
O tej porze roku, jak stopniał śnieg, gdy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny, natychmiast biegłam zobaczyć czy jest mój raj.
W prawo przez drewnianą furtkę, potem mijałam po prawej stronie ule wśród drzew akacji i dzikich gruszek, z lewej opadający pagórek, biegiem obok wielkiego krzaka leszczyny, za nim drugi nieco mniejszy, potem w dół obok dwóch wysokich brzóz. I dalej przez piaszczystą drogę, zakręt w lewo i ..... wstrzymywałam oddech.... są czy nie ma?
Między polami była droga po dwóch stronach zarośnięta krzakami i drzewami, droga trochę podmokła i na lepszej ziemi bo czarnej (gdzieś tam w dali są dzikie stawy). I na tej drodze wśród opadniętych jesienią liści, krzaków i zazieleniającej dopiero trawy był DYWAN Z ZAWILCÓW.
Biały raj na ziemi. Ciągnący się przez 100 (?) metrów.
Chciałabym tam wrócić. Parę lat temu poszłyśmy tam z moją Mamą, ale droga nie wyglądała jak dawniej. Zawilców było tylko trochę. Tak teraz sobie myślę, że muszę Mamie zadać pytanie, czy Ona też tak.
Zastanawiam się, czy gdzieś tu w naszej okolicy znajdę coś podobnego. Zagajniki są, podmokłe tereny też. Może, może?
Dla niewtajemniczonych - to NIE SĄ zawilce |
Ale pełno tych roślinek pojawiło się między sosenkami. Wyglądają uroczo - drobniutkie są. |
Te mokradła są niedaleko - po drugiej stronie drogi prowadzącej w kierunku wsi |
No to do roboty :D
I:
udanej niedzieli oraz dobrego nadchodzącego tygodnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))