Ułożylam dziś rano w łazience będąc "hymn pochwalny" na cześć mej firmy karmicielki ;) A właściwie na cześć ludzi w niej pracujących.
Mieliśmy mieć dziś wyjaśnioną sytuację kto co? kogo czego? komu czemu? kogo co? itp itd.,
tymczasem znowu za bardzo nie wiadomo co.
Nie wiadomo co TU, bo co TAM to ustalone.
Zatem wracając do myśli pierwszej mej z poranka: cieszę się, że w firmie są jeszcze ludzie, którzy mają oczy i umysły szeroko otwarte.
Pojawiła się była bowiem na stołówce półka z książkami, które można przynieść i wymienić. Właśnie rankiem dziś zaniosłam drugi z posiadanych egzemplarzy książki o filmie, który namiętnie oglądałam 7 lat temu. Zwolniło się tym samym 3 cm przestrzeni na półce. Co uważam za niezły rezultat ;)
Przy okazji, pochwalę się też swoim, historycznym już udziałem w inicjatywie, aby miejsce dokąd kobieta wraca po urodzeniu potomstwa, stało się bardziej przyjazne tymże matkom.
Wywalczyłam (choć to za duże słowo, bo wystarczył jeden e-mail do odpowiedniej osoby), aby przy istniejącej wówczas jeszcze przychodni, udostępniono matkom karmiącym pokój, co by tam w spokoju mogły pozbyć się ciążącego oraz bolesnego balastu z karmiących piersi. W takich, "że tak powiem", ludzkich warunkach, a nie w toalecie. Sic!
Niestety kilka lat później przychodnia została zlikwidowana. Przybytek firmy przyjaznej matce, również.
Jednocześnie zlikwidowane zostało kilka innych niewątpliwych przywilejów dotyczących ochrony zdrowia: okresowe badania w gabinecie ginekologicznym z wymazem, badanie USG tarczycy (znam kilka przypadków, które dzięki tamtejszemu badaniu w porę zaczęły się leczyć), jak również badania krwi.
Chwalę się, ale tylko dlatego, żeby zaistniło to tu i teraz i eternally, tak by za kilka, czy kilkanaście lat nie okazało się, że inicjatorem był Leon albo inna Zdzicha. Świadkiem byłam bowiem wczoraj, jak to moje własne koleżanki uśmierciły naszego dyrektora około 3 lata wcześniej, niż to faktycznie nastąpiło.
Ponieważ lubię zostawiać sobie pamiątki po wartościowych osobach odgrzebałam zaraz wydrukowanego mejla, w którym "nieżyjący" dyrektor pochwalił mnie za dobry raport dwa lata po swojej rzekomej śmierci.
Wkuły mnie bardzo. I zaraz miałam na to porównanie, jak to ponad pół wieku temu władza najpierw mówiła (obiecywała, groziła), a potem ogranizowała rzeczywistość, żeby słowa miały pokrycie w faktach.
Ale do tego trzeba trochę poczytać. I trochę szerzej widzieć fakty.
Bo władza (w tym również stanowisko) nie oznacza nieomylności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...
(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))