poniedziałek, 27 maja 2013

Kleszcze, czyli za pan brat z przyrodą

Niskolatające, rozsadzające bębenki hukiem silników F16 ustąpiły na niebie miejsce bocianom, których szum skrzydeł niemal można usłyszeć.

Nie wyobrażam sobie swojego pobytu na zatłoczonych plażach w pełni lata, z całym zapleczem gastronomicznym w postaci budek z lodami, frytkami i smażoną rybką. Wolę tę pustkę, wyjący wiatr, kapryśne słońce i całą szeroką plażę tylko dla mnie. Wiem, że to skończy się już za dwa lata, jak Większy K. pójdzie do szkoły. Czyli za rok ostatnie wakacje nad morzem w takim "nieludzkim" terminie (maj, czerwiec). Szkoda...
Chociaż patrząc na to, co młodzi wyprawiali dziś na plaży przy zachodzie słońca, cieszę się na każdą myśl o tym, że będą mogli skakać przez fale i brodzić w wodzie, aż do upadłego. Dosłownie.

Dziadkowie przywieźli nam w wiaderku słońce! Wreszcie. A na wieczór zrobiło się cudnie: jeszcze tak cicho, ciepło i bezwietrznie nie było.

Wyprawa na zachód słońca:


Niech nikogo nie zmyli ta statyczna postawa...

Prawie pełne zanurzenie ;)


Nie bardzo wiedziałam na czym się bardziej skupić: na słońcu czy na brojących Karolkach ;)




No to dawaj!!!
 
O, a tutaj udało mi się uchwycić formującą się falę
A po chwili cała imprezka zakończyła się widowiskowym dupersznytem do wody w wykonaniu Małego O.

Młodego za frak, Babcia U. odwiązała z szyi swój szal, który został włożony pod mokre majty, mama po raz kolejny przełożyła swoje skarpetki rozmiar 41 na stopę nr 28 i wio (na szczęście samochodem) do domu.

Dla porównania, tak wyglądało morze dzień wcześniej (25.05):


Jak usłyszałam rano w lokalnym radiu, że nad morzem porywy wiatru dochodzą do 80 km/h, to na spacer wybraliśmy się do drugiej wsi zobaczyć armatę:


Ale po południu ciekawość zwyciężyła, tym bardziej że pod domem słychać było morze, do którego jest 3 kilometry!
Otóż mimo, że morze szalało, dało się spokojnie chodzić po plaży, gdyż wiatr nie był taki zimny, jak na lądzie. Jest to doprawdy zadziwiające, jak nieprzewidywalna może być tutaj pogoda (chociaż przyznam się, że dla mnie już nie, bo przyzwyczaiłam się, że to co jest na lądzie, ma się nijak do tego, co nad samym morzem).

A o kleszczach?
No właśnie wydłubałam sobie dziś po południu jednego z pachwiny (w ciemno). Dobrze, że nie znalazłam nic u dzieci.
Tylko zastanawiam się skąd on się wziął, bo opity nie był ...
Spod kościoła?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...