piątek, 3 maja 2013

O wychowaniu mądre słowa

Czytając w tempie wyznaczanym przez niedobór wolnego czasu i snu, to jest między smażeniem kolejnego stosu kotletów,

stan z 25.03.2013 ;)
a zasypianiem "w zbroi" razem z dziećmi, udało mi się w końcu dobrnąć do ostatniej strony pozycji, którą mam załączoną w pasku bocznym.

Przy okazji zamieszania w blogosferze, w której się obracam, dorzucę swoje trzy grosze i poruszę jedną ze strun drażliwej sprawy, która wywołała duży rezonans u ZimnoZakurzonej, jak również u Doroty i Karoliny i Mimo-za-moniki.

Nie prowadzę badań naukowych, ale wydaje mi się, że byłby to naprawdę wdzięczny temat na rozprawę zatytułowaną na przykład: "Dojrzałość emocjonalna współczesnego pokolenia dzieci a reformy systemu edukacji".

Podam tu, jak na talerzu, dość obszerne cytaty, ponieważ nie ma możliwości zlinkowania treści książki (jak to można zrobić np. z artykułem w prasie, czy wywiadem na YouTubie). Nie każdy książkę zechce kupić czy wypożyczyć, a warto, gdyż są tu opisane sprawy, które trafiają w bardzo czułe punkty dotyczące rozwoju i wychowania dzieci.

Wybrane fragmenty książki pp. Ireny Koźmińskiej i Elżbiety Olszewskiej "Wychowanie przez czytanie" cytuję za zgodą Fundacji ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom.

Ponieważ Amerykanie prędziej niż my doświadczyli negatywnych dla kondycji rodziny i rozwoju dziecka skutków połączenia twardej gospodarki rynkowej, konsumpcjonizmu oraz nadmiaru mediów elektronicznych, zdążyli wypracować skuteczne sposoby przeciwdziałania owym skutkom. Nie znaczy to oczywiście, że jako społeczeństwo są oni wolni od tych problemów, ale warto przyjrzeć się temu, co proponują, zwłaszcza że wiedzę na temat emocjonalnych potrzeb dzieci oraz zagrożeń dla ich rozwoju, które stwarza współczesna cywilizacja, czerpią z obserwacji, studiów i badań prowadzonych na nieosiągalną u nas skalę.
Argument o badaniach i studiach na nieosiągalną u nas skalę jest nie do podważenia. Co Amerykanie badają z pożytkiem dla ludzkości można przeczytać w drugiej pozycji, której okładka widnieje na pasku bocznym.
Autorki zauważają:
Polskie dzieci nie różnią się pod względem potrzeb rozwojowych od swych rówieśników w krajach zachodnich. Pewne trendy cywilizacyjne przychodzą do nas z opóźnieniem, ale ponieważ tempem i stylem życia zaczynamy coraz bardziej upodabniać się do zachodnich społeczeństw, zaczynamy także w coraz większym stopniu doświadczać negatywnych konsekwencji postępu technicznego i zmian społecznych. Jedną z nich jest coraz bardziej powszechne nieprzystosowanie dzieci do wymogów życia i nauki.
Paradoks - według Sue Palmer - polega na tym, że dobrodziejstwa techniki i zmiany kulturowe, które ułatwiają i uprzyjemniają życie dorosłym, bardzo często szkodzą dzieciom! Postęp techniczny i społeczny dokonuje się bowiem niemal z prędkością światła, rozwój dziecka zaś - w tempie wynaczonym przez biologię.
"Kolizja między kulturą napędzaną techniką, a naszym biolgicznym dziedzictwem niszczy w dzieciach zdolność myślenia, uczenia się i zachowania. I jeśli nie uczynimy szybko czegoś, aby to zmienić, (...) kolejne pokolenie może się okazać niewystarczająco mądre i zrównoważone, by kontynuować dotychczasowe cywilizacyjne dzieło"- ostrzega autorka.
Podobną diagnozę stawia w swej książce Teoria szpanu psycholog ewolucyjny Geoffrey Miller. Pisze on, że współczesne dzieci przychodzą na świat z mózgami i genami paleolitycznymi i są predestynowane do życia w zgodzie z ewolucją. W istocie, postęp techniczny ostatnich 30-50 lat to kropla w morzu milionów lat ewolucji człowieka.
Ostatnie zdanie powyższego cytatu, jak Wam się podoba?
Palmer przytacza liczne badania i statystyki. Według Światowej Organizacji Zdrowia w ciągu najbliższych dziesięciu lat liczba zaburzeń neuropsychiatrycznych u dzieci dramatycznie wzrośnie, stając się jedną z głównych przyczyn upośledzenia i zgonów. Już dziś w USA co piąte dziecko ma problemy ze zdrowiem psychicznym, liczna przypadków autyzmu wzrosła od początku lat osiemdziesiątych z 1 na 50 000 urodzeń do 1 na 166 urodzeń (w Wielkiej Brytanii wskaźnik ten wynosi 1 do 100), a dysleksja i ADHD stały się prawdziwą plagą dzieci, rodziców i szkoły.

Możecie uwierzyć lub nie, ale spotkałam się ze stwierdzoną dysleksją i dysortografią u pierwszoklasisty.
Doprawdy, nie wiem jak można stwierdzić taki stan u dziecka, które dopiero zaczyna czytać i pisać dłuższe zdania.

I żeby nie zanudzić zbyt dużą ilością cytatów na jeden raz, ostatnia ich porcja zawierająca informację, która  skonfrontowana z naszą polską rzeczywistością, okazała się niemałym szokiem poznawczym dla mnie, jako matki synów. Są tu sprawy oczywiste, ale są też nieoczywiste:
Nie tylko Polsce, ale w całym świecie zachodnim, wbrew dobrym intencjom edukatorów organizacja szkoły utrudnia chłopcom naukę i start w życie.
Z powodu różnic w budowie i tempie rozwoju mózgu procesy rozwoju emocjonalnego, językowego oraz doskonalenia się małej motoryki, niezbędnej między innymi do pisania, przebiegają u chłopców znacznie wolniej niż u dziewczynek. (...) Chłopcy nie tylko nie potrafią usiedzieć i grzecznie słuchać, ale nie potrafią się wypowiadać, brzydko piszą, nie umieją czytać, a wymóg czytania na głos staje się istną torturą. Mali uczniowie czują się jak w potrzasku, pod każdym względem nieadekwatni, głupsi i gorsi od dziewczynek. W warunkach stresu i niskiego poczucia własnej wartości nie są w stanie skupić się na lekcjach, a ich motywacja do nauki spada, więc problemy niedostosowania zamiast się zmniejszać, z wiekiem narastają. Żyjąc w stanie ciągłego zagrożenia blamażem przed klasą, boleśnie wyszydzani przez koleżanki, którym na ogół nie dorównują elokwencją, nie otrzymując najczęściej żadnego wsparcia w domu, ratują twarz w jedyny dostępny im sposób - poprzez błazenadę, arogancję lub agresję. (...) Postawę niechęci do płci przeciwnej ugruntowuje fakt, że głównym powodem upokorzeń i cierpień chłopców w szkole są kobiety - nauczycielki. (...)
I uwaga, bo to ciekawe:
We wspomnianej wielokrotnie książce Wychowanie chłopców S. Biddulpha, pada postulat, aby chłopcy rozpoczynali naukę w szkole o rok później. (podkreślenie moje) W świetle ostatnich badań nad mózgiem, a także codziennych obserwacji nauczycielek nauczania zintegrowanego, takie rozwiązanie byłoby dla chłopców wybawieniem z ciężkiej opresji, a zarazem szansą na znacznie lepszy, bo odroczony szkolny start. Kolejny ważny postulat to zatrudnienie w szkołach mądrych i dojrzałych mężczyzn jako nauczycieli. Rozwiązaniem praktykowanym w wielu krajach jest też podział szkół na męskie i żeńskie. (...) Ciekawy eksperyment zrealizowano z wielkim powodzeniem w brytyjskiej koedukacyjnej szkole średniej Cotswold, w której wprowadzono zajęcia z języka ojczystego oddzielnie dla chłopców i dziewcząt. Po dwóch latach nauki w zmniejszonych klasach, w których dostosowano program, metody i lektury do potrzeb i zainteresowań każdej z płci, a dla chłopców wprowadzono dodatkowe zajęcia z pisania i czytania, wyniki chłopców poprawiły się o 400%, a wielu z nich zaczęło z przyjemnością uczyć się i sięgać po książki. Co więcej, wyraźna poprawa wyników nastąpiła także w grupie dziewcząt. U obu grup uczniów poprawiło się zachowanie, koncentracja i umiejętność czytania.
W świetle przedstawionych wcześniej informacji obniżenie wieku szkolnego z 7 do 6 lat, wobec niedostatecznego przygotowania nauczycieli szkolnych do pracy z młodszymi dziećmi i pozostawienia rodzicom decyzji, czy ich dziecko kwalifikuje się do szkoły, może budzić poważne obawy o zdrowie emocjonalne dzieci. Już dziś rosnący odsetek dzieci korzystających z pomocy psychologów i psychiatrów powinien być sygnałem alarmowym.
Chłopcy i późniejsi mężczyźni to połowa naszego społeczeństwa. Żaden argument natury organizacyjnej lub finansowej nie powinien przesłaniać faktu, że współczesna szkoła jest nieprzystosowana do ich potrzeb i niszczy ich potencjał.
 
Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska, Wychowanie przez czytanie, Świat Książki 2011, s. 8, 9-10, 149-151.



22 kwietnia ogłoszono u nas wyniki naboru do przedszkoli. Mały O. będzie od września chodził z Większym K. do tej samej placówki. Pomimo ogłoszonych w 2009 r. reform, starszy brat (rocznik 2007) skorzysta z możliwości uczęszczania do zerówki w przedszkolu. A jak się okazało w zeszłym tygodniu, Jego młodszy brat (urodzony w listopadzie 2009) stał się beneficjentem "kiełbasy wyborczej" i posiedzi w przedszkolu dłużej niż Jego równolatki urodzone w pierwszej połowie roku (nie musimy szukać daleko - kuzynka Karolków, starsza córeczka mojego Brata, jest ze stycznia).

Jeszcze raz sięgnę do podstawy programowej nauki w przedszkolach, bo to też ciekawa lektura, aczkolwiek działająca nerwotwórczo na mój sposób percepcji wykształcenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...