Autor: Anna Onichimowska
Tytuł: "Samotne wyspy i storczyk"
Wydawnictwo: Literatura
Miejsce i rok wydania: Łódź 2000
Stron: 128
Wiek: od 12 lat
Książka wpadła mi w oko na festynie z okazji Dnia Matki w przedszkolu Karolków. Oprócz występów dzieci, wspólnych zabaw organizowanych przez wodzirejów, malowania buziaków, porad kosmetyczki, przejażdżek kucykami, kawiarenki, ufff, długo by tu wyliczać, był też kiermasz książek, używanych ale w bardzo dobrym stanie. Ofiarowali je rodzice dzieci i zauważyłam tam nawet w pewnej chwili książkę Chylińskiej. Karolki nic sobie nie wybrały, ale mnie zaciągnęło raz jeszcze w to miejsce i wypatrzyłam dwie książki Onichimowskiej. Wzięłam je bez zastanowienia, ponieważ właśnie tę, o której chcę teraz napisać, zapamiętałam z odwiedzin na stronie pisarki. A stronę znalazłam pisząc o "Aleksandrze".
W odróżnieniu od dzieł Kosmowskiej, które znam od A do U (że do Z nie mogę napisać, bo mam dwa ostatnie dzieła nieprzeczytane na widoku) odnoszę wrażenie, że Onichimowska poważniej podchodzi do problemów młodych ludzi.
Maciej - główny bohater, którego poznajemy od pierwszych stron to zarozumiały, pewny siebie i cyniczny młodzieniec, któremu po głowie chodzi tylko to, by zaciągnąć do łóżka i zaliczyć kolejną niezłą laskę. Ale to także chłopak, który ma poważny problem sprowadzający się do tego, że żaden z dorosłych, a mieszka z rozwiedzioną matką, nie potrafi go wysłuchać i nie chce z nim szczerze porozmawiać. Zresztą sam chłopak nie ułatwia prób takich rozmów. Zakłada na siebie pancerz luzaka, który poradzi sobie w każdej sytuacji i z taką pozą, oraz oczami skrywanymi za ciemnymi okularami, idzie przez życie. Matka, która pragnie za wszelką cenę pozostać atrakcyjną i niewyglądającą na swój wiek kobietą, traktuje syna jak dorosłego (w końcu ma 18 lat), co w rzeczywistości oznacza, że nie dyskutuje z nim, zostawia mu wszystko do jego własnej decyzji. Maciek przygotowuje się do egzaminów na ASP, ma przed sobą wyjazd na wakacje do Włoch - w odwiedziny do ojca, który założył tam nową rodzinę, dorabia myjąc okna wysokościowców i marzy o tym, by w końcu móc wyrwać się na wspinaczkę w ukochane góry.
Pojawiają się jednak problemy: okazuje się, że matka spodziewa się dziecka, ale nie chce znać jego ojca, Maciej oblewa egzaminy, przypadkiem orientuje się, że jego najlepszy kumpel ćpa, i do tego zakochuje się w dziewczynie, która daje mu kosza. Będzie pragnął ją zdobyć, odzyskać utracone przez głupie zachowanie zaufanie i z tym celem w tle toczy się akcja pozostałych zdarzeń, które raz zmierzają w dobrym kierunku, to znów komplikują się.
Onichimowska pokazuje złożony i trudny świat młodych ludzi, wśród których są tacy, co podejmują złe decyzje, trafiają w nieodpowiednie towarzystwo, nie potrafią skończyć raniących związków. Każdy z nich to samotna wyspa, i ta myśl towarzyszy fabule od pewnego momentu.
A "Samotne wyspy i storczyk" to tytuł obrazu lub filmu, który ma przed oczami główny bohater powieści, Maciek. Siedzi na ławce z Ewą, dziewczyną, na której mu zależy, a na drugim końcu ławki leży podarowany Ewie storczyk. To kwintesencja tego, jak trudno porozumieć się ze sobą ludziom, gdy inni nie tylko nie potrafią słuchać, ale też nie słyszą co się do nich mówi, nie chcą lub nie potrafią rozmawiać.
Na koniec zacytuję początek radiowego cyklu nadawanego w Trójkowej "Powtórce z rozrywki", którego słuchałam w czasach kiedy miałam tyle lat co bohaterowie książki:
"Paramount pikczers prezent-ują:
- Fajny film wczoraj widziałem...
- A momenty były?"
Oj były. I w odróżnieniu od poranionego, ale "aksamitnego" świata młodych według Kosmowskiej, świat Onichimowskiej to świat odczuć dojrzałych, chropowatych i pełnych zmysłów.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
- "Odnajdź w sobie dziecko" - książka dla nastolatków;
- "Gra w kolory" - czerwiec (kolor fioletowy).
Tytuł: "Samotne wyspy i storczyk"
Wydawnictwo: Literatura
Miejsce i rok wydania: Łódź 2000
Stron: 128
Wiek: od 12 lat
Książka wpadła mi w oko na festynie z okazji Dnia Matki w przedszkolu Karolków. Oprócz występów dzieci, wspólnych zabaw organizowanych przez wodzirejów, malowania buziaków, porad kosmetyczki, przejażdżek kucykami, kawiarenki, ufff, długo by tu wyliczać, był też kiermasz książek, używanych ale w bardzo dobrym stanie. Ofiarowali je rodzice dzieci i zauważyłam tam nawet w pewnej chwili książkę Chylińskiej. Karolki nic sobie nie wybrały, ale mnie zaciągnęło raz jeszcze w to miejsce i wypatrzyłam dwie książki Onichimowskiej. Wzięłam je bez zastanowienia, ponieważ właśnie tę, o której chcę teraz napisać, zapamiętałam z odwiedzin na stronie pisarki. A stronę znalazłam pisząc o "Aleksandrze".
W odróżnieniu od dzieł Kosmowskiej, które znam od A do U (że do Z nie mogę napisać, bo mam dwa ostatnie dzieła nieprzeczytane na widoku) odnoszę wrażenie, że Onichimowska poważniej podchodzi do problemów młodych ludzi.
Maciej - główny bohater, którego poznajemy od pierwszych stron to zarozumiały, pewny siebie i cyniczny młodzieniec, któremu po głowie chodzi tylko to, by zaciągnąć do łóżka i zaliczyć kolejną niezłą laskę. Ale to także chłopak, który ma poważny problem sprowadzający się do tego, że żaden z dorosłych, a mieszka z rozwiedzioną matką, nie potrafi go wysłuchać i nie chce z nim szczerze porozmawiać. Zresztą sam chłopak nie ułatwia prób takich rozmów. Zakłada na siebie pancerz luzaka, który poradzi sobie w każdej sytuacji i z taką pozą, oraz oczami skrywanymi za ciemnymi okularami, idzie przez życie. Matka, która pragnie za wszelką cenę pozostać atrakcyjną i niewyglądającą na swój wiek kobietą, traktuje syna jak dorosłego (w końcu ma 18 lat), co w rzeczywistości oznacza, że nie dyskutuje z nim, zostawia mu wszystko do jego własnej decyzji. Maciek przygotowuje się do egzaminów na ASP, ma przed sobą wyjazd na wakacje do Włoch - w odwiedziny do ojca, który założył tam nową rodzinę, dorabia myjąc okna wysokościowców i marzy o tym, by w końcu móc wyrwać się na wspinaczkę w ukochane góry.
Pojawiają się jednak problemy: okazuje się, że matka spodziewa się dziecka, ale nie chce znać jego ojca, Maciej oblewa egzaminy, przypadkiem orientuje się, że jego najlepszy kumpel ćpa, i do tego zakochuje się w dziewczynie, która daje mu kosza. Będzie pragnął ją zdobyć, odzyskać utracone przez głupie zachowanie zaufanie i z tym celem w tle toczy się akcja pozostałych zdarzeń, które raz zmierzają w dobrym kierunku, to znów komplikują się.
Onichimowska pokazuje złożony i trudny świat młodych ludzi, wśród których są tacy, co podejmują złe decyzje, trafiają w nieodpowiednie towarzystwo, nie potrafią skończyć raniących związków. Każdy z nich to samotna wyspa, i ta myśl towarzyszy fabule od pewnego momentu.
A "Samotne wyspy i storczyk" to tytuł obrazu lub filmu, który ma przed oczami główny bohater powieści, Maciek. Siedzi na ławce z Ewą, dziewczyną, na której mu zależy, a na drugim końcu ławki leży podarowany Ewie storczyk. To kwintesencja tego, jak trudno porozumieć się ze sobą ludziom, gdy inni nie tylko nie potrafią słuchać, ale też nie słyszą co się do nich mówi, nie chcą lub nie potrafią rozmawiać.
Na koniec zacytuję początek radiowego cyklu nadawanego w Trójkowej "Powtórce z rozrywki", którego słuchałam w czasach kiedy miałam tyle lat co bohaterowie książki:
"Paramount pikczers prezent-ują:
- Fajny film wczoraj widziałem...
- A momenty były?"
Oj były. I w odróżnieniu od poranionego, ale "aksamitnego" świata młodych według Kosmowskiej, świat Onichimowskiej to świat odczuć dojrzałych, chropowatych i pełnych zmysłów.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
- "Odnajdź w sobie dziecko" - książka dla nastolatków;
- "Gra w kolory" - czerwiec (kolor fioletowy).
Oba wyzwania autorskie Magdalenardo - szczegóły na blogu "Moje czytanie".
Ja to lubię większość książek dla młodzieży. Chyba właśnie dlatego, że na swój sposób wspierają młodych ludzi, sprawiają, że nie czują się osamotnieni ze swoimi problemami. Mają świadomość, że ktoś, gdzieś rozumie ich odczucia.
OdpowiedzUsuńNie jest to to samo co w rozmowie z drugą osobą, ale zawsze to jakieś rozwiązanie. Są też sytuacje gdy młody czytelnik może dojść do wniosku, że jednak nie ma najgorzej :)
Och żeby tylko ta młodzież chciała czytać książki...
Dzięki za udział w wyzwaniach :))))))))))))))))
Masz rację. Choć właściwie czytanie książki to taka rozmowa tylko, że cały czas słuchasz co ktoś inny ma do powiedzenia...
UsuńPrzekonałam się kiedyś, że żeby zrozumieć osobę, która ma problemy, trzeba jej wysłuchać, bez przerywania, z uwagą, starając się zrozumieć jej punkt widzenia. I analogicznie - myślę, że czytanie książek jest uzdrowieniem i ucieczką od popadania w kłopoty lub izolacją od nich.
Dobrze byłoby gdyby młodzież czytała książki, a jest aż tak źle?
Uwielbiam Onichimowską, więc chętnie bym przeczytała tę książkę!!!
OdpowiedzUsuń