Byliśmy dziś w przychodni. 3 dni opieki, będę obserwować co dalej się dzieje. W przedszkolu był komunikat o szkarlatynie.
Na pół godziny przed otwarciem przychodni kolejka była już kilkupalczasta. Dobiliśmy do niej na parę minut przed ósmą. Czekaliśmy w samochodzie, ale bez "rezerwacji" w ogonku.
Starszy pan przed nami rzucił w pewnej chwili hasło: "Jeszcze trochę i się rozchorujemy".
Oczy zrobiły mi się okrągłe jak spodki a przez wywietrzony umysł przeleciała myśl: "No tak, tu stoją zdrowe osoby..."
Nie było źle, bo wąż zawinął się w środku i okazało się raz dwa, że mamy drugie miejsce w pediatrycznej, a tak naprawdę jesteśmy pierwsi tego dnia.
Od Większego usłyszałam za to dziś, że lubi mnie najbardziej ;)
A Mały O. jak wczoraj rano po obudzeniu mnie zobaczył zaśpiewał po swojemu:
"Ja ubielbiam ją, ona tutaj jest, i tańtymyją"To takie pocieszające, jak w niedzielę po śniadaniu stwierdzasz, że masz doła i płakać się chce.
Ale rzeczywistosć szybko stawia do pionu.
Uwielbiam te Twoje teksty z życia wzięte :)
OdpowiedzUsuńPiszesz o tym w świetny sposób :)
Bardzo mi się miło zrobiło i ciepło na sercu; dziękuję za ten komplement :)
OdpowiedzUsuń